Wpis z mikrobloga

Dziś, gdy stoimy przed wyborem pomiędzy Polską opartą o tradycję, dumę, honor, a polską "postępową" i "tęczową", warto przypominać chwalebne karty z historii naszego narodu. Niewiele osób wie, że odpowiedź na często stawiane w środowiskach patriotycznych pytanie "ale czy prasłowiański turbolechita dałby radę nordyckiemu wikingowi" została udzielona już w 3500 roku p.n.e Wtedy to delegacja najznamienitszych prasłowiańskich wojów udała się z poselstwem na północne rubieże Europy. Przyświecała im idea wielkiego aliansu społeczeństw Prawdziwych Mężczyzn. Nie mogli przypuszczać, że wchodza prosto w pułapkę niehonorowych nordlingów. Schwytani, przywiązani rzemieniami do drzewa, mieli być światkami brutalnej egzekucji swojego przywódcy - nagiego, oblanego lodowatą wodą, z krwawym orłem na plecach. Przywódca nie błagał o litość, nie płakał - stał dumnie wyprężony, przygotowany do męczęństwa w imię swojego Narodu. Wszystko zmienił jeden nieprawidłowy ruch Wikinga, który goląc gęste mrozoodporne włosie słowiańskiego woja zapuścił się zbyt daleko w rejony, gdzie Światowid nie zagląda.
Dla Przywódcy lechitów ta brutalna ideologiczna ingerencja w jego godność stanowiła zniewagę tak wielką, że wstąpiła w niego Siła 1000 dębów. Ryknął w kierunku golarza: "ROWA NIE MI!!!", wyrwał się z więzów i dokonał istnej masakry Wikingów w pojedynkę. Pozostałe przy życiu niedobitki padły na kolana przed swoim nowym przywódcą
Ten Wój miał na imię Mikołaj, a od jego okrzyku nazwano osadę będącą dziś miastem w Finlandii. Późniejsza judeochrześcijańska doktryna zrobiła z niego mięciutkiego "świętego" przynoszącego prezenty grzecznym dzieciom, bo prawdziwa legenda była zbyt brutalna i przez to skazana na zapomnienie. Ale my nie zapomnijmy o Woju Mikołaju z Rovaniemi, który pośladków swoich nie rozchylił.

#pasta #historia #heheszki #takbylo
  • 1