Wpis z mikrobloga

#karoshi tag do obserwacji

Polecam przeczytać.

Dziś sporo treści o mentalności Mamby:
#nba #koszykowka #motywacja #mentalnosc #gruparatowaniapoziomu

NIE BAŁEM SIĘ NICZEGO

Nie bałem się popełnić błędu, tego, że źle wypadnę albo że zostanę upokorzony. A to dlatego, że z tyłu głowy zawsze miałem efekt końcowy i perspektywę długookresową


pracowałem na siłowni przez 90 minut w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Mówiąc, że podnosiłem ciężary, mam na myśli naprawdę ciężką pracę, taką, po której jest się wyczerpanym i nie czuje się rąk. A po takich ćwiczeniach szedłem do hali i ćwiczyłem rzuty

Mnie najbardziej podobało się zawsze oglądanie, analizowanie i zadawanie sobie jednego, najważniejszego pytania: Dlaczego?

Analizowanie filmów stało się procesem wyobrażania sobie alternatyw, ustawień, opcji, detali, które sprawiały, że pewne akcje były skuteczne, a inne nie.

Jedynym sposobem na ogarnięcie wszystkiego, co działo się na parkiecie, na to, żeby mieć świadomość najdrobniejszych rozgrywających się tam szczegółów, było zadbanie o to, by mój umysł robił to również wtedy, kiedy znajdowałem się poza parkietem i koncentrowałem się na wszystkich szczegółach swojego codziennego życia. Dzięki temu, że czytałem, że uważałem i na zajęciach szkolnych, i podczas treningów, dzięki temu, że zawsze i wszędzie ciężko pracowałem, wciąż polepszałem swoją zdolność koncentracji. Dzięki temu, że to wszystko robiłem, rozwijałem umiejętność bycia zawsze obecnym i panowania nad rozbieganymi myślami.

Jeśli chcesz być w czymś naprawdę wybitny, musisz mieć na tym punkcie obsesję.

Zaczynałem od pracy nad rzutem. Zawsze. Zawsze. Zawsze. Ćwiczyłem do znudzenia swoją pamięć mięśniową. Potem się przemieszczałem, trochę ćwiczyłem, wracałem pod kosz i przechodziłem przez cały proces od nowa.

Wsłuchiwałem się w swoje ciało i pozwalałem mu nadawać ton mojej rozgrzewce, bo zawsze trzeba było dokonywać jakichś zmian. Jeśli czułem potrzebę oddania większej liczby rzutów z wyskoku, to rzucałem. Jeśli odczuwałem potrzebę medytacji, to medytowałem. Jeśli czułem, że powinienem się dłużej porozciągać, to się rozciągałem. A jeśli czułem, że powinienem odpocząć, to szedłem spać. Zawsze wsłuchiwałem się w swój organizm. I to jest najlepsza rada, jaką mogę wam dać: słuchajcie swojego ciała i rozgrzewajcie je z sensem.

Moje rutynowe ćwiczenia były ogromnie męczące. Odbywały się także wcześnie rano i trwały do późnego wieczoru – rozciąganie się, podnoszenie ciężarów, ćwiczenia fizyczne, rzuty do kosza, odzyskiwanie sił i analiza nagrań wideo. Wymagały mnóstwa pracy i zajmowały mnóstwo czasu. I było to – nie kłamię – naprawdę męczące. Z tego powodu wielu koszykarzy redukuje swoje ćwiczenia fizyczne i pracę na siłowni podczas trwania sezonu. Próbują zachować w ten sposób więcej energii. Ze mną było inaczej. Odkryłem, że owszem, kiedy robi się to dzień po dniu, bywa to wyczerpujące, ale jednocześnie jestem dzięki temu silniejszy i lepiej przygotowany do najtrudniejszych momentów w sezonie i play-offach.

Zdarzało się, że w rezultacie byłem tak zmęczony, że w pewnym momencie w trakcie dnia potrzebowałem krótkiej drzemki. Czy to przed treningiem, czy przed meczem Finałów, czy w autobusie, czy na stoliku u fizjoterapeuty, pięć godzin przed rozpoczęciem meczu albo kilkadziesiąt minut – jeśli czułem się zmęczony, przysypiałem.

Zawsze czułem, że te krótkie piętnastominutowe drzemki dodawały mi energii, której potrzebowałem, żeby zaliczyć występ na najwyższym poziomie.


CHWILE PO MECZU SĄ RÓWNIE WAŻNE JAK PRZYGOTOWANIA

Kiedy rozgrywasz mecz, nic nie powinno cię rozpraszać. Zaraz po wybrzmieniu syreny końcowej wielu zawodników bierze prysznic, po czym przebierają się tak szybko, jak się da. Ale ja mam jeszcze trochę pracy do wykonania.

Lód, stary i niezawodny lód, stanowił dla mnie status quo po każdym meczu, każdym treningu. Zawsze kładłem dwa worki lodu na kolanach i pod nimi, na ramionach, a obie nogi trzymałem w wiadrach z lodem przez jakieś dwadzieścia minut. To pomagało mi zmniejszyć stan zapalny, rozpocząć proces pomeczowego relaksu i przygotowania do następnego meczu.

Zdarzały się dni, kiedy miałem wrażenie, że cała dolna część mojego ciała jest sztywna. Gdy czułem, że moje ciało wydaje się zablokowane od pasa w dół, moczyłem je całe w wannie z gorącą wodą, stosując terapię kontrastującą z tym, co robiłem z kostkami (patrz poprzedni fragment). Jak wspominałem wcześniej, to bardzo ważne, żeby wsłuchiwać się w swoje ciało i pozwolić mu na dyktowanie codziennych przygotowań. Czas spędzony w wannie wiązał się z dodatkową korzyścią: mogłem wykorzystać krótką przerwę na nadrabianie zaległości w lekturach. Zawsze dużo czytałem, żeby jeszcze bardziej poprawić swoją grę.

Analizowanie i oglądanie Muhammada w akcji bardzo wiele mnie nauczyło. Jednym z najważniejszych wniosków było to, że trzeba ciężko pracować do samej nocy, żeby móc błyszczeć za dnia. A to oznacza, że aby odnieść sukces, musisz włożyć naprawdę mnóstwo wysiłku i dopiero potem można cieszyć się z sukcesów, w blasku fleszy i sławy. Ale sławie zawsze towarzyszą poświęcenie, koncentracja i poważne podejście, których z zewnątrz nie widać. I jeśli zrezygnujesz z poświęcenia i ciężkiej pracy, stracisz również sławę i kontrakty reklamowe.


Muhammad był świetny także w taktyce walki. Jedną z jego strategii, którą naśladowałem, było rope-a-dope*.

sędziów.


* Rope-a-dope – styl walki bokserskiej, najczęściej kojarzony z Muhammadem Alim i jego legendarnym pojedynkiem „Rumble in the Jungle” przeciwko George’owi Foremanowi w 1974 roku. Ali opierał się o liny, unikając ciosów rywala, a jeśli nawet dotarły one do celu, zamiast robić krzywdę ciału Alego, były amortyzowane przez elastyczność lin. W dodatku przeciwnik coraz bardziej się męczył, a Ali mógł go potem łatwiej pokonać

Wiele osób zna to określenie, ale ja najbardziej doceniam podejście psychologiczne, które mu towarzyszy, to, że możesz manipulować siłą rywala i wykorzystywać ją przeciwko niemu. To genialny koncept i sam często go stosowałem.

Wiedziałem, że są powody, dla których Bill Russell ma więcej mistrzowskich pierścieni niż palców na dłoniach. Wiele lat temu dostałem od kogoś jego autobiografię i dosłownie ją pochłonąłem. Można z niej wyciągnąć wiele cennych wniosków. Do dziś pamiętam jedną anegdotę opowiedzianą przez Billa. Jak wspomina, zawsze zarzucano mu, że niewystarczająco dobrze panuje nad piłką, że nie potrafi jej utrzymać i oddać rzutu. Odpowiedział, że oczywiście wszystko to potrafi, ale po co miałby rozgrywać akcję w kontrataku, skoro gra w jednej drużynie z Bobem Cousym? Po co ma oddawać rzuty z wyskoku, skoro na skrzydle czeka Sam Jones? Komunikat był prosty – jeśli chcesz zdobywać tytuły mistrzowskie, musisz pozwolić

zawodnikom koncentrować się na tym, co potrafią robić najlepiej, a ty masz się skupiać na swoich najmocniejszych stronach. W jego przypadku były to zbiórki, przemieszczanie się po boisku i blokowanie rzutów rywali.

Wiem, że wygląda to na prostą naukę, ale wbrew pozorom jest bardzo głębokie. Nigdy wcześniej nikt się ze mną taką obserwacją nie podzielił. Kiedy to przeczytałem, od razu zwróciłem się do Billa i tak zadzierzgnęła się nasza więź, a jego mentoring


REWOLUCJA EWOLUCYJNA

W 2008 roku podjąłem decyzję, że kolejne buty sygnowane moim nazwiskiem nie będą za kostkę. Kiedy poinformowałem o tym Nike, na początku odmówili. Odpowiedziałem: „Nie możecie powiedzieć nie. Motto założyciela Nike, Phila Knighta, brzmiało: »Słuchaj głosu sportowca«. Jestem sportowcem i chcę grać w butach przed kostkę”.

Wpadłem na ten pomysł, oglądając futbol. Ci goście wkładają jeszcze większą od koszykarzy siłę, gdy obracają się na swoich kostkach i łydkach, a mimo to grają w butach wyciętych niżej od butów do koszykówki. Zrozumiałem, że skoro oni są w stanie to robić, my na pewno też możemy. I tak właśnie uczyniłem.


Buty Kobe IV zmieniły oblicze koszykówki. Pamiętam, jak musiałem osobiście pójść do Foot Lockera i przekonać ich do sprzedaży modelu Kobe IV, bo nie mieli pojęcia, jak to robić. To był już najwyższy czas na zmianę. Zawodnicy wychodzili z błędnego założenia, że długie buty chroniły ich kostki. A tak naprawdę osłabiały je i ograniczały ich mobilność
K.....i - #karoshi tag do obserwacji

Polecam przeczytać.

Dziś sporo treści o me...

źródło: comment_1590311367gw2TLh5He1jCyPKWsAUXbL.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@Karoshi: czytałem o innym koszykarzu Iversonie, on dopiero mentalność mamby. Potrafił podjechać na domówkę autem i po imprezie porzucić go i kupić nowy w salonie
  • Odpowiedz
@Karoshi: książka imho słaba. Oceniam z perspektywy amatora-sympatyka NBA, a nie fana Koby'ego. Połowa to zdjęcia, sam tekst porozrzucany i niezbyt odkrywczy. Spokojnie możnaby zrobić 150str i puścić taniej, no ale :)
  • Odpowiedz