Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#zwiazki to jest jakaś tragedia.
Mam 30 lat, 4 #rozowepaski za sobą. Za każdym razem wielka miłość i za każdym razem wielkie rozczarowanie.
Z ostatnią dziewczyną mieszkałem w zasadzie od początku związku w moim mieszkaniu, wyrzuciłem ją po tym, jak dowiedziałem się że mnie okłamywała i zdradziła. Jeszcze tego samego dnia założyłem #tinder i #badoo. To było dokładnie 7 miesięcy temu. Wtedy myślałem sobie: tym razem mam nadzieję, że znajdę kogoś szybko.

No i jest jak zwykle.
Przez te 7 miesięcy byłem na pięciu randkach. Z ryja nie jestem brzydki, jestem uśmiechniętym realistą z bardzo pogodnym nastawieniem do życia i ogromną empatią. Mimo tego, co napiszę na końcu.
Ale #!$%@?, pięć randek. Przecież to jest dramat.

Randka pierwsza:
Dziewczyna zapomniała, że się ze mną umówiła, mimo że się przypominałem z potwierdzeniem. No nic, przyszedłem, wypiłem kawę i umówiliśmy się na inny termin. Do spotkania nie doszło, ponieważ, uwaga – powiedziałem, że jako dziecko nie lubiłem warzyw. Dziewczyna od razu odsłoniła kartę vege-świr i powiedziała, że w sumie przeprasza, ale już kogoś znalazła i nie chce mnie okłamywać.
Ma konto do dzisiaj, regularnie aktualizuje zdjęcia.

Randka druga:
Świetna dziewczyna, #programista15k ale bardzo przy ziemi, uśmiechnięta, świetna randka, spędziliśmy chyba 5 czy 6 godzin razem. Myślałem, że coś może z tego będzie. Skończyło się kompletnym ignorowaniem wiadomości.

Randka trzecia:
Total spontan, kwarantanna, wybraliśmy się na spacer po parku bo wszystko pozamykane. Dziewczyna bardzo spontaniczna, sama zaproponowała spotkanie jeszcze tego samego dnia, którego zaczęliśmy rozmawiać. Świetna randka, brzuch ją rozbolał ze śmiechu. Po randce to samo, kompletne ignorowanie wiadomości.

Randka czwarta:
Na tą się musiałem naprawdę postarać, dziewczyna młodsza o kilka lat, ale bardzo inteligentna, prześliczna. Świetnie nam się rozmawiało, sama inicjowała rozmowę. Podczas spotkania okazało się, że jest chorobliwie nieśmiała. ALE TAK CHOROBLIWIE, że nie macie pojęcia. Prawie się nie odzywała, mówiła cicho. Dobra, dałem jej jeszcze jedną szansę – już było lepiej, nawet jakiś uśmiech się pojawił. Rozmawialiśmy w sumie przez 3 miesiące i po tym nie dziwię się już Pyrce, jak pisze o "zapasowych chłopcach", bo uwaga: Po tych trzech miesiącach zaczęły się jakieś tematy seksu, tutaj była bardzo bezpośrednia, wysyłała mi zdjęcia, no full perwersja. No to wpadaj na bolcowanie, mówię. Blisko miała, u niej się nie dało bo akademik zamknięty. Nie przyszła. Okej, ale to się powtórzyło jeszcze 5-6 razy, w końcu się wk#$*#(em i powiedziałem, że pierdzielę taki interes, jak nie chce tego pchać na następny poziom a ma taką chcicę to niech sobie znajdzie kogoś innego albo dildo kupi. Elo. 3 miesiące psu w dupę.

Randka piąta:
Tutaj też rozmawialiśmy przez kilka tygodni zanim doszło do spotkania. Była bardzo niechętna bo kwarantanna, ale nie naciskałem – sama po kilku godzinach powiedziała, że jednak wyjdzie. I tu zaskoczenie, bo dziewczyna była DUUUUUUŻO ładniejsza niż na zdjęciach. Bardzo przyjemnie spędziliśmy czas, później jeszcze sporo rozmawialiśmy. I to była jedyna dziewczyna, która miała na tyle RIGCZu, żeby po prostu napisać, że mimo że jej się podobam, to nie chce tego ciągnąć na kolejny etap. Luzik, dalej sobie czasem porozmawiamy.

I teraz wiem, że czeka mnie kilka kolejnych miesięcy marnowania czasu i pieniędzy (nie oszukujmy się, bez superlajków po jakimś czasie trudno o parę). Najgorsze jest to, że trudno mi zapomnieć o mojej byłej, mimo tego co mi zrobiła. Dobija mnie fakt, że ona od tych 7 miesięcy żyje w związku z kimś innym, związek ten jest czysto oparty o seks a ja zmarnowałem kolejne 3 lata na wiarę w miłość, którą ona mi deklarowała. Teraz czuję się, że mój termin przydatności upłynął, nie mogę znaleźć bratniej duszy i po prostu jestem strasznie tym wszystkim zdołowany. Byłem już u lekarza, dostałem worek leków na #depresja (walczyłem z nią już wcześniej, ale po tym wróciła ze zdwojoną siłą, byłem już o krok od samobója). Mam przeczucie, że znajdę kolejną kobietę, której poświęcę wszystko i która po jakimś czasie po prostu się mną znudzi.
Nie chce mi się żyć, mireczki.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5ec7872d49252042ed397e65
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Przekaż darowiznę
  • 78
@AnonimoweMirkoWyznania:
Oj tam, prawdziwa miłość przychodzi znienacka i zaczyna się zauroczeniem. Autobus, sklep, spacer w parku - i jebut - wpadacie na siebie. Nie będziesz znał dnia ani godziny.

Portale randkowe przyciągają specyficzny typ ludzi: po przejściach np. świeżutko po rozpadzie związku lub zorientowanych na szybki i krótki związek oparty na seksie.
Ci pierwsi bezustannie będą porównywać nowo poznane osoby z poprzednim partnerem więc przez jakiś czas nie ma szans na
EzoterycznaUkochana: Po tym co napisałeś, chyba faktycznie nie ma sensu szukać dziewczyny. Może i kiedyś szczęście się do mnie uśmiechnę i znajdę normalnie (bez internetu) przyszłą żonę. A póki co zajmę się sobą, poćwiczę trochę i znajdę nowe hobby. Zrezygnuje też z przeglądania wykopu.

Zaakceptował: Eugeniusz_Zua

@AnonimoweMirkoWyznania: nie szukaj w internecie.
Chodzi o to, że kobiety (mężczyźni w sumie też) potrzebują emocji, żeby do kogoś poczuć sympatię. Przesunięcie w prawo i napisanie w aplikacji jest nudne, nie generuje emocji i po prostu się nie chce. Ja się często wręcz zmuszałem do randek bo mi się nie chciało iść na te z tindera. Co innego jak poznasz na żywo. Poznajesz dziewczynę na wyjeździe, zajęciach, w pociągu czy na