Wpis z mikrobloga

#oswiadczenie #walentynki

"Kiedy był ze mnie mały wieprz..."

Poznałem ją na konkursie angielskiego. Mała, niezbyt ładna o zniewalającym uśmiechu.
Cholernie inteligentna choć trochę wycofana. Córka taty.

Kiedy wyszeptała że mnie kocha czułem się jak nigdy w życiu. Pierwszy raz to ścierwo kim jestem coś czuje i nie jest to obrzydzenie.

Kochałem ją nad swoje życie. Choć nigdy nie całowaliśmy się. Z seksem też nic. Nie przeszkadzało mi to bardzo. Chciałem być przy niej.

Ale poznała moją przeszłość. Grzechy mojej młodości wyznałem jej chyba nie wiem po co. Głupi byłem. Nie spodobało się jej to choć ukrywała to mocno. Pewnego dnia pękło. Rozstaliśmy się. Pamiętam tylko jak płakałem pierwszy raz w życiu.

Próbowałem. Chciałem walczyć. Pokazać jej że nie jestem potworem. Na nic. Wysłałem jej list. Odpisała na GG. Nie chciała faceta. Tydzień później był już ktoś inny.

Jak teraz myślę to nawet zabawne to jest. Nawet nigdzie nie byliśmy. Nic razem nie robiliśmy. Wszystkie moje prośby były odrzucane.

Dziś mam prawie 30 lat. Od tego wydarzenia było parę związków. Szybko się kończyły. Straciłem popęd. Do dzisiaj go nie mam.
Pogodziłem się ze swym losem choć doskonale wiem że wszystko co robiłem i robię tak naprawdę krzywdzi tylko mnie. Zrezygnowałem ze studiów, zaopiekowałem się mamą i babcią, wpadłem w długi, schudłem by z powrotem się ulać. Wszystko robię by ukarać siebie za to co kiedyś zrobiłem.

Jak jestem zbyt szczęśliwy to śni mi się ona. Tak jakby mózg wiedział by sam się ukarać.

Taka to historia przegrywa.