Wpis z mikrobloga

Rosyjski "Rambo"

Anatolij Lebied – legenda rosyjskiego specnazu, uczestnik pięciu wojen, któremu towarzyszyło przezwisko "Rambo". Słuchając opowieści o wyczynach Anatolija od niego samego lub jego kolegów, trudno było uwierzyć, że miały miejsce.
Swoją wojskową karierę Lebied rozpoczął w 1981 roku, gdy dostał skierowanie do odbycia zasadniczej służby wojskowej w wojskach powietrzno-desantowych. Już w wojsku postanowił związać swoje dalsze życie ze służbą w mundurze. Na podjęcie tej decyzji z pewnością miały wpływ opowieści jego dziadka, weterana Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Po odbyciu służby rozpoczął studia w Wojskowej Uczelni Lotniczo-Technicznej im. Łomonosowa (LWATU - Ломоносовское военное авиационно-техническое училище), a w 1987 roku wyjechał do Afganistanu.

Afganistan
W Afganistanie Lebied był technikiem pokładowym i latał w załodze śmigłowca Mi-8. Zadaniem maszyn tego typu było ewakuowanie rannych, dostarczanie zapasów oraz przerzut grup Specnazu GRU do rejonów działania. Technik pokładowy w takich sytuacjach nie powinien opuszczać maszyny i brać udziału w walce. Jednak Anatolij często łamał ten przepis. Jednym z najbardziej znanych epizodów z tego okresu miał miejsce, gdy grupę zwiadowców niedaleko od planowanego miejsca ewakuacji przycisnął do ziemi ogień karabinu maszynowego wroga. Lebied wraz z drugim pilotem rzucili się w kierunku, z którego dochodziły strzały. Wykorzystując czynnik zaskoczenia dotarli do stanowiska karabinu maszynowego i obrzucili je granatami. To pozwoliło zwiadowcom opuścić zagrożony rejon, lecz mudżahedini usłyszeli wybuchy, zauważyli Anatolija i pilota i rzucili się w pościg za nimi. Ci zaś gnali do śmigłowca, w biegu rzucając granaty za siebie. Gdy skończyły im się granaty zaczepne rażące odłamkami w promieniu 5-10 metrów, w ruch poszły obronne "limonki" o polu rażenia dochodzącym do 200 metrów. Jednak szczęście sprzyja odważnym i obu śmiałków bezpiecznie dotarło na pokład maszyny. Od tego czasu, do Lebiedia przylgnęło określenie "Rambo".

Bałkany
Po wojnie w Afganistanie, Anatolij Lebied próbował odnaleźć się w cywilnym życiu. Kiepsko mu to jednak wychodziło. Czasy były ciężkie, przy szalejącym bandytyzmie i upadku armii, byłym wojskowym trudno było znaleźć sobie miejsce. Wkrótce wybuchł konflikt w Jugosławii i Anatolij nie namyślając się długo się pojechał na Bałkany, jako najemnik. O tym okresie życia naszego bohatera wiadomo niewiele. Dość powiedzieć, że wrócił pod koniec lat 90-tych. Akurat na początek Drugiej Wojny Czeczeńskiej.

Dagestan i Czeczenia
W 1999 roku islamscy bojownicy z Czeczenii przypuścili zbrojny rajd na Dagestan. Wobec realnego zagrożenia utraty przez Rosję całej republiki najwyższe władze podjęły decyzję o rozpoczęciu operacji wojskowej, która stała się początkiem tzw. Drugiej Wojny Czeczeńskiej. Lebied zgłosił się na ochotnika i z początku służył w składzie samodzielnego oddziału milicji, a potem, gdy bojowników wyparto na terytorium Czeczeni podpisał kontrakt z Ministerstwem Obrony. Został zastępcą dowódcy grupy zwiadu 218. Batalionu, 45. Samodzielnego Pułku Specnazu WDW (wojsk powietrzno-desantowych) i wykonywał najniebezpieczniejsze misje. Został nawet dowódcą głównego odcinka frontu. W 2003 roku wojenne szczęście odwróciło się od Anatolija Wiaczesławowicza. Został ciężko ranny. W rejonie górskiej miejscowości Szatoi wszedł na minę przeciwpiechotną. W wyniku wybuchu mocno ucierpiała prawa noga Lebiedia. Chirurgowi, który przeprowadzał operację nie udało się uratować całej stopy. Część musiała być amputowana, a usunięte fragmenty zastąpiła proteza. Nie zważając na rozległość obrażeń, Lebied po kilku miesiącach rekonwalescencji wymógł zgodę na powrót do służby. Niezwykły przypadek człowieka, który mając orzeczoną drugą kategorię inwalidzką pełnił służbę na równi z pełnosprawnymi. Już będąc inwalidą przeprowadził swoją najbardziej spektakularną akcję - w 2005 roku podczas przeczesywania lasu w rejonie wsi Wiedieno. Według uzyskanych informacji, w okolicy znajdował się duży oddział bojowników. Jednak nie zdołano go wykryć przy pomocy środków technicznych, dlatego też do wykonania zadania skierowano zwiadowców. Lebied jak zwykle szedł na szpicy i w pewnej chwili trójka zwiadowców stanęła twarzą twarz z stojącymi na warcie bojownikami. Czasu na zastanawianie się nie było i Anatolij rozkazał zaatakować. Tymczasem z zamaskowanej ziemianki zaczęli wynurzać się kolejni bojownicy zaalarmowani strzelaniną, lecz trójka zwiadowców położyła gęsty ogień i zaczęła zarzucać przeciwników granatami. Przekonani, że zostali zaatakowani przez o wiele liczniejsze siły, bojownicy zdecydowali się na ucieczkę, nie zwracając uwagi na strzelaninę i rannych towarzyszy. W tej akcji trójka zwiadowców "unieszkodliwiła" ponad 80 ludzi przeciwnika. Komisja nagrodowa stwierdziła, że gdyby grupa zamiast podjąć walkę zaczęła przekazywać informacje pozostałym siłom, to zostałaby zniszczona. Za ten wyczyn Anatolija Lebiedia nagrodzono Złotą Gwiazdą Bohatera Federacji Rosyjskiej. Nagrodę wręczał osobiście prezydent Putin.

Gruzja
Kolejnym konfliktem, w którym przyszło wziąć udział Anatolijowi była wojna gruzińsko-osetyjska. Zwiad WDW przemierzał terytorium Gruzji nie obawiając się żadnych przeszkód: w końcu na przednim pancerzu pierwszego BTR-a siedział Lebied. W pewnym momencie kolumna wpadła wprost na umocnienia zajmowane przez 22 żołnierzy sił specjalnych Gruzji. Zamiast zwyczajowo ruszyć do ataku, Anatolij samotnie poszedł porozmawiać z gruzińskim dowódcą i przekonał go do poddania placówki. Przechwycono także kilka HUMVEE, w tym takich do zwiadu elektronicznego. Po kilku dniach zwiadowcy Lebiedia dotarli do portu w Poti, gdzie zaminowali i zatopili kuter gruzińskiej marynarki wojennej. Doszliby i do Tbilisi, tylko nie było już takiej potrzeby. Ponieważ łączność szwankowała, a spadochroniarze dostali rozkaz przeć naprzód, to gdy Gruzja skapitulowała jakiś roztropny oficer w samochodzie dogonił i samodzielnie powstrzymał kolumnę.

Śmierć
Śmierć upomniała się o Anatolija Lebiedia 27 kwietnia 2012 roku. Ironią losu, Bohater Rosji, kawaler Orderu Świętego Jerzego 4 klasy, Orderu Męstwa i Orderu Czerwonej Gwiazdy, człowiek, który zwycięsko wyszedł z niezliczonych bitew i potyczek zginął w cywilnym wypadku drogowym. Jadąc motocyklem Lebied stracił nad nim kontrolę i uderzył w krawężnik w okolicy parku "Sokoliki". W wyniku odniesionych obrażeń zmarł na miejscu przed przyjazdem pomocy. "Jechał jakieś 500 metrów przede mną – zeznał naoczny świadek wypadku, Ilja – Od uderzenia o betonowy blok stracił przytomność. Zmarł szybko, nie cierpiał.

T.....s - Rosyjski "Rambo"

Anatolij Lebied – legenda rosyjskiego specnazu, uczestn...

źródło: comment_8o89Ai2rMJYyJl0ozSXfCRJMbcpDSVmr.jpg

Pobierz
  • 18
  • Odpowiedz
@Shodan56: Pamiętaj, że granaty dzielą się jeszcze na zaczepne i obronne. Obronne rzucasz zza osłony, zaczepny jesteś w stanie rzucić na odległość gwarantującą bezpieczeństwo.
  • Odpowiedz
@Shodan56: to jest obszar rażenia odłamkami. Nie wiem jak w dzisiejszych czasach się tego używa ale kiedyś tymi odlamkowymi i rzucało się w atakująca piechotę zza oslony, np z okopu a bez osłony się rzucało właśnie tymi o małym polu rażenia żeby samemu nie oberwać. I o to chodzi w tym fragmencie, dwóch kolesi biegnących i rzucających za siebie granaty odłamkowe musiało wyglądać spektakularnie ale mieli cholerne szczęście że sami nie
  • Odpowiedz
  • 15
@Shodan56 odłamkami rażącymi na 200m identyfikuje się ruski granat defensywny F1. Oczywiście te 200m to zasięg czysto teoretyczny.

Co do dorzucenia natomiast: założeniem granatu defensywnego jest spory zasięg rozrzutu odłamków. Z zasady, w defensywie rzuca się granat będąc w ukryciu.
  • Odpowiedz