Wpis z mikrobloga

"I don't like schnitzel"

Tego dnia nic nie zapowiadało że może być bardzo dobrze, bądź dobrze albo przynajmniej że jest średnio. Miałem niedawno urodziny w których ukończyłem 18 lat. Jestem jedynakiem a mieszkam z rodzicami w klitce z wielkiej płyty. Ojciec robi jako mechanik samochodowy i właściciel warsztatu samochodowego. Matka zaś jest gospodynią domową choć od paru lat dorabia jako kucharka w domu weselnym. Ja uczę się w liceum na humanie. Słabiej mi szło z matematyki stąd moje zainteresowanie niematematycznymi przedmiotami. Moje życie jest dość przeciętne żeby nie powiedzieć nudne. Co innego osobnicy którzy są przystojni i mają duże zasoby od dzianych starych a co innego osobnicy o dużych umiejętnościach w naukach ścisłych i jednocześnie o dość niecodziennych zainteresowaniach z powodu których odstają od ogólnego człowieka sukcesu jaki się liczy w tym społeczeństwie ponadto będący na uboczu z powodu introwersji bądź innych zaburzeń społecznych. Ja byłem po prostu po środku dosłownie przeciętny. Znajomi byli albo przeciętni, niektórzy byli bardziej upośledzeni społecznie inni zaś byli rozchwytywanymi osobnikami wartościowymi dla ekstrawertycznego społeczeństwa. Ojciec po robocie oglądał telewizję lub korzystał z telefonu. Matka jak nie gotowała i nie sprzątała to oglądała ten serialowy ściek dla gospodyń domowych. Ja lubiłem grać na komputerze w strzelankę z wersją na multiplayer przez Internet, oglądać jakiś meneli którzy za przeklinanie i picie jaboli inkasowali pieniądze od jakiś szczyli z dopłat internetowych oraz słuchać pewnego discopolowca który w historii całej swej dyskografii nie nagrał ani jednego swojego utworu tylko plagiatował innych plagiatorów lub śpiewał covery.
Moje życie nie jest złe ale jest jedna rzecz która mnie doprowadza do autentycznego szału. Niemalże codziennie u nas w domu jest obiad. O ile ziemniaki jeszcze można znieść o tyle tego że do nich zawsze daje się kotleta schabowego to już dla mnie za dużo. Nie inaczej było tego dnia i matka znowu dała ziemniaki ze schabowym i słoik kiszonych ogórków z którego miałem ogórka wyjąć. Ja znowu czułem zażenowanie i w końcu wygarnąłem co myślę -Nie no! Znowu? Wtedy matka na to -Co ci jest? Kotlecik nie smakuje ci? zadała mi pytanie i ja w końcu oznajmiłem -Mi już się one przejadły. Ona zaczęła lekko się denerwować bowiem nie lubiła gdy ktoś krytykował jej kuchenne możliwości. Ojciec jako że jest pod pantoflem nie mówił wprost co myśli o jej gotowaniu. A gdy jedyny jej syn nie pochwalił jej jedzenia to tym bardziej ją oburzyło -Co? zadała pytanie znów po czym jeszcze bardziej zaczęła się nakręcać -Ty gówniarzu! Jak śmiesz krytykować to co ci daję do jedzenia, darmozjadzie? -Wiesz co? Ty nie umiesz normalnie rozmawiać. Jak ktoś zawsze coś powie co nie jest przychylne dla ciebie to się oburzasz. Pamiętam jak parę lat temu darłaś mordę na wujka bo jemu nie spodobał się twój gulasz bo był za mało ostry to aż on przez 3 lata nas nie odwiedzał bo miał cię dość. Ponownie jej wygarnąłem i coraz bardziej puszczały jej nerwy -Jeszcze jedno słowo! dodała usiłując mnie zaszantażować i jej powiedziałem powiedziałem jeszcze mocniejsze słowa -Co jeszcze powiesz? Że niby mnie skarcisz paskiem? Strasz nie strasz bo się zesrasz bo jesteś słaba fizycznie a ja nie jestem pantoflem jak mój ojciec który jak się napije to jest mocny w gębie jak większość po pijaku. Po czym ona się naprawdę mocno wkurzyła i krzyknęła do mnie -#!$%@?! Ja uśmiechnąłem się i zabierając telefon dodałem od siebie -Nie! To ja stąd #!$%@? a nie ty! Po czym odszedłem ze stołu, otworzyłem wejściowe drzwi i wyszedłem z domu. Postanowiłem wyjść na parę godzin na miasto. Jedyne wyrzuty sumienia jakie miałem w głowie to w zasadzie dwie czyli że trochę wkurzyłem matkę gadką i jednocześnie taką że w końcu powiedziałem co myślę bo już miałem tego wszystkiego dość czyli tego samego żarcia i nieszczerego przytakiwania dla matki.
Telefon włączyłem i w Internecie postanowiłem poszukać o kotlecie i o jego korzeniach. Co ciekawe okazało się że kotlet schabowy wcale nie jest rdzennie polskim daniem. Najpierw istniało takie coś jak "Cotoletta alla milanese" z cielęciny z kością które było serwowane gdzieś w północnych Włoszech w średniowieczu. Potem w Austrii za Habsburgów chciano go robić tak jak się robiło w Lombardii. Zmodyfikowali te danie rozbijając plaster cielęciny, mocząc go w mące, bułce a także w jajku. Na koniec usmażyli go na smalcu. Tak powstał sznycel czyli poprzednik schabowego. Potem dopiero Polacy go przyjęli jako danie i potem zamiast cielęciny dali wieprzowinę a z czasem też i drób. Taki jest rodowód schabowego ale mnie jadło się wieprzowego częściej niż drobiowego.
Gdy kończyłem czytać o nim będąc na moście zauważyłem topiącego się człowieka na rzece który nie umiał pływać. Wprawdzie była wiosna a wraz z wiosną coraz wyższe temperatury ale założę się że woda była nadal dość chłodna. Ja byłem wprawdzie #!$%@? przez matkę ale patrząc na bezradność gościa zdecydowałem się na niezwykle ryzykowne działanie i to zmieniło życie o ileś tam stopni choć tak naprawdę nie liczę tego. Wskoczyłem na barierkę mostu i zdecydowałem się wpaść do rzeki by móc ratować go a że umiałem pływać to postanowiłem to zrobić. Niektórzy zaczęli się temu przyglądać a ja podjąłem tę decyzję w końcu krzyknąłem do niego będąc już w wodzie -Koleś! Złap mnie za ręce! On ostatkiem sił złapał mnie za dłoń i ja zacząłem płynąc do brzegu gdzie były kaczki i kilka łabędzi. Ludzie byli doprawdy zdumieni moją odwagą i wrzeszczeli -Brawo! Dziennikarz lokalnej gazety robił zdjęcia. Karetka zabrała mnie i tego mężczyznę do szpitala. Potem wieść o moim bohaterstwie rozeszła się po kraju. Było o mnie słychać w radiu i widać w telewizji. A informacyjne portale internetowe aż huczały o mnie.
W końcu po paru dniach w szpitalu odwiedzili mnie rodzice a także babcia i dziadek a także drugi dziadek który był wdowcem. Ja spojrzałem na matkę a ona na to -Ty jednak jesteś bohaterem. Muszę cię przeprosić za moje zachowanie. Naprawdę nie lubię jak ktoś moje starania krytykuje. Ale widzę że zrobiłeś coś czego ja nigdy bym nie zrobiła. Przemyślałam swoje zachowanie i to jak u nas się sprawy mają i jestem skłonna ograniczyć ziemniaki z schabowym jako danie obiadowe. Ja jej oznajmiłem -W porządku, mamo. Ja już nie mam urazy. Ale chce coś powiedzieć. Prawdę mówiąc nie lubię schabowego.... wróć! Nie lubię sznycla! Tak naprawdę ten kotlet schabowy to niemiecki sznycel. Z Austrii. Dziadkowie i ojciec tylko się uśmiechnęli. -Ależ ty mądry, synek. powiedział ojciec.
Potem były wywiady z dziennikarzami między innymi stacji słonecznej, stacji państwowej czy też stacji z pomarańczowymi napisami w zabarwionym na błękit okręgu. Koledzy, koleżanki, ludzie z najbliższego otoczenia i z różnych zakątków kraju przychodzili do mnie. W końcu do mnie przyszedł też ten którego uratowałem i który siedział w innej sali. -Kolego, muszę ci podziękować. Ty mnie uratowałeś narażając na szwank swoje zdrowie. Ja byłem lekkomyślny wpadając do wody i nikt nie zdążył mnie zauważyć do momentu gdy ty przybyłeś. Ja mu na to -W porządku i on przyniósł swój obiad czyli młode ziemniaczki z koperkiem i schabowym ja trochę się zniesmaczyłem ale dodałem w końcu -Nie no! Znowu! Jednocześnie chwilę po tym zacząłem się śmiać i on razem ze mną. Było nas słychać nawet na korytarzu. Wtedy pomyślałem sobie że tego zakończenia w ogóle się nie spodziewałem.

#gownowpis #mscislaw #pasta
  • 1