Wpis z mikrobloga

Odzewu nie było, ale i tak jest dobrze,

Część I https://www.wykop.pl/wpis/46377429/mirki-mirabelki-jesli-sie-spodoba-bede-wrzucal-dal/

Zgodnie z prośbą wołam @Stalowa_Figura

_____________________________________

II

Widok był zatrważający, zaschnięta krew zdobiła cały ołtarz, strużka biegła aż do starych, frontowych drzwi. Drażniony swądem siarki przeszedł między ławami do szukających wskazówek detektywów. Ominął grupkę laborantów rozprawiających o czymś z ożywieniem.
- Boże miej nas wszystkich w opiece - wyszeptał Adam, spoglądając w twarz czemuś co musiało być kiedyś człowiekiem. - Kto mógłby coś takiego zrobić?
- Z pewnością nie była to istota ludzka - szepnął dramatycznie koroner, po czym zaniósł się gromkim śmiechem. - Jesteś w tej jednostce już dekadę, a nadal zadziwiają cię takie widoki? Pamiętasz Żniwiarza sprzed dwóch lat?
- Tak - mruknął zawstydzony - aż za dobrze.
- No to ogarnij się i bierz do roboty. Muszę zdążyć na popołudniową mszę.



Adam Bolt z czystej zawiści, chęci zemsty wstąpił do szkoły wojskowej. Rodzice, głównie matka, próbowali przez całą ostatnią klasę liceum wybić mu ten pomysł z głowy. Nieskutecznie, jak się później okazało. Dostał się już przy pierwszym naborze, a później poszło lawinowo. Wszystkie testy zdawał na najwyższą ocenę, zbierał pochwały. Można by powiedzieć żołnierz idealny, nieustraszony. Nikogo więc nie dziwiło gdy jako ochotnik zgłosił się na wyprawę do Rosji.
Dwa lata spędził w okolicach Syberii, walcząc z rebeliantami. Jego zapał i wiara w ludzkie dobro topniała z dnia na dzień. Wydarzenia ostatniego miesiąca wojny, którą później okrzyknięto " Przesileniem Zimowym ", na zawsze wyryły ślad w duszy Adama, którego nic nie potrafiło wyleczyć. Bo cóż mogło zmyć skazę jaką zostawiał masowy mord niewinnych cywili?



- Hej! - wyrwał go z zamyślenia głos komendanta. - Weź się do roboty.
- Już, już - wymamrotał wyrwany z odmętu swoich wspomnień. - Przepraszam.
Ciało księdza wisiało bezwładnie na krzyżu przymocowanym do ołtarza. Duszpasterz ukrzyżowany został w samych bokserkach, przez całą klatkę piersiową biegły dziwne symbole, wyryte w jego ciele. Za ołtarzem ustawiony został krąg świec, w środku którego stała miseczka, na pierwszy rzut oka nie było w niej niczego widać. Pokonując nudności przestąpił obok zwłok i nachylił się w celu zobaczenia zawartości tajemniczej czarki. Spojrzał i ku swemu zdziwieniu zobaczył w niej swoją własną twarz. Dopiero po kilku uderzeniach serca zorientował się, że naczynie wypełnione jest cieczą. Odetchnął głęboko próbując opanować przyspieszone bicie serca. Stał tak przez chwilę, czując na sobie wzrok współpracowników, w końcu po kilku kolejnych uspokajających oddechach powąchał zawartość.
Doznał jednego z tych dziwnych uczuć, kiedy to wspomina się jakieś zamierzchłe już czasy, czuje ciepło w żołądku, ale nie potrafi się dokładnie zlokalizować wspomnienia. Adam walczył przez chwilę ze swym umysłem, odpuścił jednak, uznawszy, że nic z tego nie wyniknie. Przetarł ręką spocone czoło i skierował się do wyjścia.
- A ty gdzie do cholery idziesz? - zawołał za nim komendant.
- Rzucam tą robotę! - Zdziwił się słysząc wypowiadane słowa, nie potrafił jednak przestać. - Mam dosyć tego szaleństwa, wyjeżdżam!



Nocą wszystko wygląda piękniej. Odległe światła tworzą niemal magiczną poświatę.
Adam Bolt mknął nową autostradą jak najdalej od domu. Każdy kilometr przynosił niewyjaśnioną niczym ulgę. W radiu nie leciało nic ciekawego, wsłuchał się więc w szum silnika. Odcinał kolejny kupon w swoim życiu, po raz kolejny zmieniał adres, zmieniał osobowość. To zawsze nadchodziło, prędzej czy później. Kiedyś nawet próbował walczyć, lecz jedyne co uzyskał to receptę i spory rachunek.



Twarz Jezusa spoglądała na niego jakby z politowaniem gdy usiadł na hotelowym łóżku. Adam wytrzymał spojrzenie. Nie miało sensu robienie niczego innego, więc znużony położył się spać.
Słońce wzeszło szybko, obudziły go promienie, wpadające do pokoju. Półprzytomny przewrócił się na drugi bok, usiłując powrócić w słodkie objęcia snu. Nie było mu to jednak dane. Serce o mały włos nie wyskoczyło mu z piersi. Obok niego leżał mężczyzna z szeroko otwartymi, pustymi oczami. Po sinym ciele płynęła wolniutko strużka czerwonej mazi, powiódł oczami za jej śladem. Wielka dziura ziała mu w skroni. Zwalił się z łóżka ze zduszonym okrzykiem, wybiegł z sypialni i uderzył całym sobą w drzwi, które zeszłej nocy zamknął na klucz. Zakręciło mu się w głowie, z trudem powstrzymał wymioty, spojrzał przez ramię. Nikogo nie zobaczył. Tajemniczy mężczyzna rozpłynął się w powietrzu.
Adam przykucnął i odetchnął głęboko.
- Jeszcze śniłem - powiedział szeptem - po prostu nie byłem do końca obudzony. Takie rzeczy się zdarzają. To nic niezwykłego.



- Poproszę kawę z mlekiem i jabłecznik - powiedział wychylając się zza menu. Kelnerka miała bardzo ładne, krótko przystrzyżone czarne włosy. Uśmiechnęła się do niego i odeszła, kręcąc biodrami. Adam przyglądał się reszcie ludzi obecnych w kawiarence. Zwykli, szarzy obywatele, bezbarwni, spożywający posiłek w milczeniu, wpatrzeni w gazetę, ekran telefonu lub laptopa. Adama ogarnęło dziwne uczucie ucisku, gdzieś głęboko pod żołądkiem. Chciał wybiec, wyjść. Gdziekolwiek, jak najdalej od tych wszystkich zombie.
Kelnerka wróciła, niosąc tacę z zamówionym jedzeniem.
- Bardzo proszę - kolejny uśmiech. Dopiero teraz zauważył jak sztuczny. Na szczęście kawa była niczego sobie, tak samo ciastko. Zostawił pieniądze na stoliku i wyszedł z kawiarenki.
Błękitne niebo, zadziwiająco bezchmurne, dodało mu otuchy. W drodze do samochodu minął kilku bezdomnych usiłujących otworzyć zębami zakurzone flaszki piwa. Odpalił silnik i wyjechał powoli na drogę. Obraz trupa powracał do niego co jakiś czas, niespodziewanie, często w najmniej spodziewanych momentach.
Długo trwało nim zorientował się, że ktoś go śledzi. Skarcił się w duchu za swoją nieostrożność i zjechał na pobocze. Zajrzał do schowka i ku swojemu przerażeniu nie znalazł pistoletu. Trzymał tam broń odkąd sięgał pamięcią. Pozostało mu tylko jedno -uciekać. I to szybko.
Ruszył z piskiem opon, nie bacząc na nic wpakował się na jezdnię i dodał gazu. Wciskał pedał w podłogę, świadomy łamania wszelkich przepisów ruchu drogowego. Przeciął skrzyżowanie na czerwonym świetle, bez nawet najmniejszej próby hamowania wszedł w zakręt i mknął w stronę autostrady.



Dwie godziny później zatrzymał się w małym moteliku. Upewniwszy się, że nikt za nim nie podążał wynajął pokój. Przekręcił klucz, drzwi otworzyły się skrzypiąc potępieńczo. Zapalił światło i po raz kolejny, w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, poczuł jak serce próbuje zrobić mu dziurę w klatce piersiowej.
Na fotelu obok stolika siedział mężczyzna. Spojrzał z lekkim rozbawieniem na Adama i powiedział.
- Nie musiałeś uciekać - powiedział spokojnie wyjmując zza pazuchy kurtki kształtną, zielonkawą gruszkę. - Chciałem tylko pogadać.
- Czego chcesz? - warknął Adam, próbując przybrać dobrą minę do złej gry.
- Powiedziałem już, pogadać. Usiądź, proszę. - Nieznajomy ugryzł owoc, rozkoszując się smakiem. Przeżuwał powoli, bez pośpiechu. - Dwanaście lat temu, gdy pracowałeś jako ochroniarz w barze Lollipop spotkałeś pewną kobietę. Nie przerywaj! Owa niewiasta zaoferowała ci coś, na co skwapliwie się zgodziłeś. Twoje osobiste rozterki mało mnie obchodzą. Wiem jednak, że podała ci termin, który upłynie, jeśli się nie mylę, jutro wieczorem.
- Skąd to wiesz? - Były żołnierz poczuł jak grunt rozstępuje mu się pod nogami.
- Wiem i już. - Nieznajomy wyciągnął się na fotelu - mam do niej sprawę, a ona potrafi bardzo dobrze się ukryć.
- Powiedziała, że... - zaczął Adam ale głos uwiązł mu w gardle.
- Powiedziała, że wtedy spłacisz dług. To w wolnym tłumaczeniu znaczy śmierć, albo coś gorszego.
- Potrafisz mi pomóc?
- Jest mało rzeczy, których nie potrafię. Ale tobie nie pomogę. Widzisz mam pewną zdolność, jeśli chcę mogę dostrzec zło w człowieku. A w tobie zła jest dużo, nie, nie zasługujesz na ratunek.
- To w takim razie po co ci ona? Sam zawarłeś pakt?
- Nie. - Przybysz wyrzucił ogryzek na dywanik. - Ja wyobraź sobie nie potrzebuję uciekać się do tanich sztuczek. No i za bardzo się kocham żeby wydawać na siebie taki wyrok.
- Po co mi to wszystko mówisz?
- Jestem rozmowny, taka moja natura. Muszę wiedzieć gdzie się z nią spotkasz. Powiedz mi - w głosie mężczyzny zabrzmiała stalowa nuta. Adam Bolt powiedział.

**

Prasa opisała to zajście jako atak dzikiego zwierzęcia, prawdopodobnie niedźwiedzia górskiego. I nie było by w tym niczego dziwnego, gdyby w okolicy były jakieś góry. Zwłoki mężczyzny były rozszarpane na strzępy, wszędzie walały się ograny wewnętrzne, krew zalała całą uliczkę, tworząc groteskowe graffiti. Jednak z drugim morderstwem prasa nie potrafiła poradzić sobie w ogóle. Wprawdzie nie często trafiały się takie przypadki.
Ciało młodej, urodziwej kobiety znalazł sklepikarz, leżała na poboczu przykryta stertą gazet. Jak orzekł koroner, w środku znaleziono tylko rozgotowaną breję. Dziennikarz próbował racjonalizować, dowodząc, że i za tym przypadkiem mogło stać jakieś wygłodniałe stworzenie.
Hesus Zeus uśmiechnął się pod nosem czytając artykuł. Wyciągnął telefon i wystukał numer do swojego najlepszego przyjaciela.
- Tak?
- Wszystko załatwione - oznajmił nie kryjąc samozadowolenia. - Jesteś wolny.

#tworczoscwlasna #fantastyka #opowiadanie #gerwantopowiada