Wpis z mikrobloga

  • 11
Nie czytałam ani nie grałam, więc mogę się wypowiedzieć?

Jako netflyksiara i prawdziwa dumna p0lka odpaliłam #wiedzmin. Moja przygoda z fantasy to Tolkien (bardzo szanuję za konstrukcję świata i głęboki humanizm) oraz wszystkie sezony GoT (z dumą mogę stwierdzić, że do pewnego momentu bawiłam się świetnie mimo nieprzeczytania ani jednej strony sagi). Wiedźmin (serialowy) to przy tych spotkaniach absolutna kaszana, która zostawia mnie z refleksją, że tego typu produkcje to trochę takie 50 Shades of Grey dla nerdów (c---i wiedźmy, prawy łotr i potwór drzemiący w każdym z nas, mrrr). Porównania do Xeny z Polsatu są moim zdaniem jak najbardziej trafione. To ten sam procedural, gdzie co odcinek mamy innego potwora, wzbogacony o kilka trudnych do połączenia wątków pobocznych. Plusem są dla mnie wszystkie elementy comic relief, których jest niestety za mało. Minus, poza gigantycznymi niespójnościami na osi czasu, to niesamowite dłużyzny, np.


Jestem po czterech odcinkach i jedyne, co sprawia, że chcę oglądać dalej, to chora satysfakcja przewidywania kolejnych scen, bo elementów przewidywalnych było do tej pory sporo. Dla osoby spoza fandomu ten produkt jest chyba jednak raczej niestrawny i poważnie rozważam spożytkowanie tych pozostałych kilku godzin w inny sposób.

#netflix #zalesie
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@noorey: Z perspektywy człowieka, który nie czytał opowiadań ani sagi, mogę powiedzieć, że serial to jest jakiś dramat, a Netflix karakan odbiera mi smak życia:
- bzdurne skakanie w czasie, które nie jest w żaden sposób zaznaczone i nawet nie widać upływu czasu na postaciach
- nieczytelne motywacje bohaterów, po tym co mówią i robią, nie jestem w stanie powiedzieć czego chcą
- brak odpowiedniego wprowadzenia do uniwersum, nie jest wytłumaczone kim są
  • Odpowiedz