Wpis z mikrobloga

Mój tata w dniu wprowadzenia stanu wojennego odbywał obowiązkową służbę wojskową w 11. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego Sił Zbrojnych PRL operującym z lotniska w Debrznie.
Wprowadzenie stanu wojennego de facto oznaczało, że kraj był w stanie wojny i równał się najwyższemu alarmowi gotowości bojowej.
W przypadku oddziału lotnictwa myśliwskiego w Debrznie oznaczało to, że wszystkie myśliwce MIG-21 musiały być w ciągu maksymalnie 12 godzin zatankowane, uzbrojone i obsadzone przez pilotów, a dwa myśliwce stanowiące tzw. parę dyżurną miały być ciągle w powietrzu i się zmieniać jak kończyło się paliwo.

Tyle teorii. A praktyka? Praktyka wyglądała tak, że po 50 godzinach od ogłoszenia alarmu (ponad 2 doby) nie był gotowy ani jeden samolot, nie mówiąc już o tym by którykolwiek był w powietrzu!
Dlaczego? Bo LWP nie miało nigdy bronić Polski przed kimkolwiek tylko trzymać za ryj zniewolony naród i jak trzeba to trochę postrzelać do bezbronnych cywilów.

siepan - Mój tata w dniu wprowadzenia stanu wojennego odbywał obowiązkową służbę wojs...

źródło: comment_3enwEqtd4aV38Biw0KNUJ2inW9Dbmv9H.jpg

Pobierz
  • 101
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@wanghoi: @powsinogaszszlaja: @siepan: Jest jeden problem, którego ludzie nie mogą, albo nie chcą dzisiaj rozumieć. Ludzie żyjący wówczas dopasowywali się do realiów, a tamto państwo było ich normalnością. Milicjant z tamtych lat chciał utrzymywać porządek, wypełniać swoje obowiązki i nie zastanawiał się jak będą o tym pisać historycy za 50 lat i czy motywy partii są słuszne, czy cham ze sztachetą, który chce mu p-----------ć nie
JudzinStouner - @wanghoi: @powsinogaszszlaja: @siepan: Jest jeden problem, którego lu...
  • Odpowiedz
@mspanc_8: masz trochę racji, poniosło mnie. Taka prymitywna reakcja, że na obrażanie odpowiada się obrażaniem.
Moja rodzina nie jest wcale taka kryształowa, bo tata ma rodzonego brata który był jego całkowitym przeciwieństwem. Milicjantem, aparatczykiem i nałogowym donosicielem. Oczywiście członkiem PZPR. Utrzymywaliśmy z nim chłodne relacje dopóki żyli dziadkowie, ale od śmierci babci 15 lat temu kontakt się urwał na dobre. Do tego stopnia, że jego córka w 2010 przysłała zaproszenie
  • Odpowiedz
Ludzie żyjący wówczas dopasowywali się do realiów,


@JudzinStouner: Ludzie żyli w tych realiach, tak jak teraz.
Może okazać się, że za 30 lat obecne pokolenie będzie krytykowane za bierność. Stan wojenny spowodowany był rozruchami. Teraz prawie wszyscy z podkulonym ogonem siedzą bojąc się wychylić. Czy wszyscy są zadowoleni?
  • Odpowiedz
@wespazjan: masz rację, cofam to co mówiłem o rodzinie @wanghoi. Nie można tak oceniać jedynie przez pryzmat służby w LWP. Zresztą ojciec mówił że piloci byli spoko, na poziomie i można było sensownie pogadać. Po prostu poszli robić to co lubili.
  • Odpowiedz
@siepan: Tak na chłopski rozum trochę bullshit. Na co komu w stanie wojennym MiG-21? One miały chronić przestrzeni powietrznej w przypadku agresji "zgniłego, imperialistycznego zachodu" (lub takiej agresji dokonać ( ͡° ʖ̯ ͡°)), a nie latać nad strajkującymi. XD
O ile kadra pewnie musiała się stawić w trybie alarmowym to nie było sensu tankować i uzbrajać samoloty.
  • Odpowiedz
@siepan: Chłopie co ty za bzdury opowiadasz? Zaden samolot niesprawny? Twoj ojciec to andersen? W latach 80tych startowało sie parami, a cały pułk łacznie z dowiezieniem pilotow z osiedla byl w powietrzu w 25 minut. Para dyżurna była uzbrojona? No wow, zawsze jest, a piloci dyżuruja w gotowości.
Mielismy lacznie ponad 400 MiG-ow 21 wiec zawsze było mozna uzupełnic czesci od dawcy. Az strach czytac te bzdury co wypisujesz, a
  • Odpowiedz
@januszniepije: Czytałem i uważam, że ta anegdota to straszna bzdura nacechowana osobistymi odczuciami OPa. LWP jak najbardziej miało za zadanie oficjalnie nas bronić w razie ataku nieprzyjaciela (i miało ku temu środki i plany), ale przede wszystkim, w sytuacji globalnego konfliktu miało atakować. Danię, RFN i chyba Austrię.
  • Odpowiedz
Służbę skończyłby w stopniu szeregowego, gdyby nie dwie rzeczy:

1. Po obowiązkowej przysiędze awans dostawali z automatu wszyscy, hurtem

2. Pod koniec służby z nudów wziął udział w zawodach strzeleckich, które wygrał. W wyniku tego z Warszawy przyszedł rozkaz awansu dla zwycięzcy zawodów. Dowódca tak się wściekł, że musi go awansować że coś tam rozwalił ze złości. Nagrodą w tych zawodach były paletki do ping-ponga, które ma do dzisiaj.


@siepan:
  • Odpowiedz