Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
95/100

Shinreigari: Ghost Hound (2007), TV, 2-cour
studio Production I.G.

Na ukoronowanie dwudziestolecia I.G. wytoczono nie lada działo – projekt autorski p. Shirow Masamune, wykonany przez środowisko ABeowskie minus sam pan ABe. Designy postaci zasięgnięto u p. Oki, nadając Ghost Hound sznyt cokolwiek porównywalny z Jigoku Shoujo, a p. Ogurę wzięto do reżyserii artystycznej. Sama śmietanka! Aż głupio teraz stwierdzać, że seans im wyszedł miejscami ciężkostrawny, mimo genialnej reżyserii. Ghost Hound to jedno z niewielu w anime zerknięć na górskie Kiusiu, tak bardzo odległego od futurystycznych obrazów Tokio i japońskiego trójmiasta. To wreszcie strasznie zakochana w sobie opowieść o psychologicznych fenomenach i ich związku z mistycyzmem ludowym, a to na tle niejasnych eksperymentów biotechnologicznych.

Miasteczko Suiten. Gimnazjaliści Taro, Makoto i Masayuki odkrywają w sobie predyspozycję do wychodzenia z ciała i przemierzania okolicy w formie astralnej w wyniku niefortunnego splotu wydarzeń. Taro był bowiem we wczesnym dzieciństwie porwany wraz z siostrą – niezgrabna policja spłoszyła porywacza, przez co minęła długa chwila, nim dzieci zostały odnalezione. Siostry nie odratowano, która to tragedia doszczętnie zniszczyła dom Taro i jego rodziny, a jemu dała niemal codzienne koszmary, z których usiłuje go wyleczyć doktor Hirata, specjalista od szoku pourazowego. Ojciec Makoto popełnił w dniu porwania rodzeństwa samobójstwo, wprawiając porzuconego przez matkę Makoto w nieustająca obsesję – czy jego ojciec maczał palce w porwaniu Taro i jego siostry? Masayuki zaś przybył do miasteczka z rodziną, aby zamieszkać z pracującym w pobliskim laboratorium biotechnologicznym ojcem, a zarazem uciec od Tokio, gdzie jego prześladowania prawdopodobnie doprowadziły kolegę z klasy do skoku z dachu.

Trzej bohaterowie, których diametralnie różni usposobienie i spojrzenie na życie, jednoczą się dzięki projekcji astralnej – razem będą odkrywać uroki duchowego świata, łącznie z dziwną, nienaturalną przypadłością miasteczka Suiten. Wydawać by się bowiem mogło, że po Suiten krąży znacznie więcej dusz, niż posiada ono mieszkańców… Taro dodatkowo odczuwa niezrozumiały pociąg do córki lokalnego kapłana shinto, usiłującego trzymać w ryzach duchowe wybryki chłopaków. Córka kapłana, Miyako, przypomina mu bowiem niezmiernie swoją dawno zmarłą siostrę. Do tego, co odkrywa zupełnym przypadkiem, Miyako widzi gołym okiem byty astralne. Ta umiejętność przysporzy jej jednak jedynie przykrości, a także postawi pod znakiem zapytania dalszy byt zarówno miasteczka, jak i być może całego kraju.

Drodzy Czytelnicy – Ghost Hound bez żadnej żenady pozwala sobie na fabułę szeroko rozpiętą i wielowątkową, a przy tym wcale nie spieszy się z jej prezentacją. To serial diabelnie powolny, i niejednokrotnie może wydawać się zwyczajnie nudny, dopóki widz nie zmieni całkowicie swojego nastawienia i nie zacznie poświęcać więcej uwagi temu, o czym się właściwie w serialu nie wspomina, lub co się wyłącznie sugeruje. Scenariusz ten jest uszyty gęsto z bezczelnych niedopowiedzeń, przez co struktura Ghost Hound w myślach przybiera u nas rozmiary znacznie większe, niż serial przybrał tak właściwie na ekranie. Wyborna to podpucha, i choćby z tej racji cenię go sobie wielce, a szczególnie ten absurdalnie niedopowiedziany finał, w którym, wydawać by się mogło, niczego nie rozwiązano. Cały worldbuilding i mnogość historii służą bowiem zawsze pogłębianiu relacji trzech bohaterów i Miyako, a sekret spirytyzmu musimy dopowiadać sobie sami.

Gęsto tu od psychologii, psychiatrii, neurologii, pełno jest porównań i rozważań, a w pewnym momencie bohaterom już tak zbrzydła konieczność popychania fabuły do przodu, że pozwalają sobie na dyskusję o globalnym ociepleniu. Seans stoi swoimi bohaterami – nad wiek młodzieńczym i nieco lękliwym Taro, usiłującym ukrywać kompleksy pod maską światowca Masayukim, a także wściekłym na świat bad boyem, Makoto, który samym pojawieniem się na lekcji wywołuje sensacje. Świeżutka kreska na tle cudowności zieloniutkiej przyrody górskiej wyróżniają serial estetycznie, pod tym względem jest bardzo świadomie wykonany i miły dla oka. Nawet dziwactwa duchowego świata bywają ładne (często jednak takimi po prostu nie są). Osobliwie mało jest tu z kolei jakiejkolwiek muzyki. Wielokrotnie przyszło mi się wręcz przysłuchiwać w sumie czemukolwiek – to seans długiej i nieco monotonnej ciszy, co bierze nas z zaskoczenia, bowiem fajowy jazzik w openingu sugerował inną konwencję muzyczną.

Jest zatem co oglądać na dwudziestolecie studio? Ano, jest. To bardzo solidna, acz równie bardzo złudna produkcja, pozwalająca sobie na pogrywanie z widza, chciwie broniąca swoich bogactw. Bywa to niejednokrotnie wręcz męczące, aż osobiście Ghost Hound przyszło mi oglądać raz na tydzień, niekiedy raz na dwa tygodnie. Nie da się pomimo takiej formuły oglądania pogubić w treści, jakkolwiek może często wydawać się dęta – to zasługa doskonałej reżyserii, stale wzmacniającej cele serialu, być może niekiedy kosztem domniemanej głębi. Ghost Hound to bowiem wcale nie produkcja dla snobów, jakkolwiek humorzastym bywa tu niemal wszystko. Polecam cieplutko.
Pobierz
źródło: comment_YEbtYnQKMfQ3mlsQIxtXh2IX0JuMcNaT.jpg