#narkotykizawszespoko #przemyslenia #mandzurfostrzyka W którąś z ostatnich ciepłych listopatowych sobót, pomagałem przy przeprowadzce. Jedziemy sobie wesoło ekipą w stronę porannego wschodu i dzwoni do mnie nieznany numer. Jako że miałem dobry humor to odebrałem, bo w końcu telemarketerzy o 9 rano raczej nie zawracają d--y. Podnoszę słuchawkę: "Cześć Fostrzyk, życzę Ci miłego dnia!!!" Tak myślę, kurła, niemożliwe, stary bardzo dobry znajomy dzwoni, wariacik jakich mało, człowiek nierozgarnięty, pogodny, r--------l na dwóch nogach, nie mieliśmy kontaktu z pół roku. Po jego słowach wywnioskowałem, że chyba boża emka była jedzona i jeszcze resztki trzymają - nie myliłem się wcale. Od słowa do słowa, opowiedział całą historię, co i jak, gdzie, z kim, kolorki, czemu ludzie nie mogą być tacy zawsze, super się bawiłem, AUUUUUU... i podziękował mi (mimo że nie miałem z tym nic wspólnego), że pokazałem mu d---i, tzn rozmawialiśmy razy kilka, opowiadałem i tłumaczyłem. Fajnie się z tym poczułem...
ale
wszyscy moi znajomi, dalsi lub bliżsi strasznie się rozećpali (generalnie, bo bliżsi i ja aktualnie "trzeźwość, trzeźwość uber alles"). Wszyscy i to niejako z mojego powodu, bo lubiłem o tym rozmawiać i dyskutować (jak widać, wygrałem xD). Nie tyle co się obawiam, ile sobie rozmyślam, co z tego faktu będzie.
Spotkałem się z kilkoma znajomymi i z niektórymi temat schodził na d---i. No ni cholery nie dało się utrzymać innego tematu rozmowy i to mnie zasmuciło. Zasmuciło mnie, że ten "stary" duch aktualnie umarł, zajawka na coś została wypłukana z serotoniną, niektórzy zrobili się za szybcy. Po prostu brakuje mi tych rozmów bardziej z człowiekiem aniżeli z przesterowaną biochemiczną maszyną. Na szczęście nie mam żadnych oświeconych wariatów, chociaż tych od energii, ale tej "magicznej" to miałem, zanim zaczęliśmy robić ściek chemikaliów z mózgu ( ͡°͜ʖ͡°) Oczywiście jest kilku takich, którzy niejako rozbłysnęli i którym niejako zazdroszczę, bo bliżej mi do tych poprzednich. Ogarnęli się życiowo, popchnęli dalej swoje zajawki, coś czynią konstruktywnego ze sobą i chwała takim ćpunom, i cieszę się, że miałem w tym jakiś swój wkład. Po prostu miło się patrzy, że komuś się chce i nie utknął w poczuciu szczęścia z tabletek. Są też tacy znajomi, którzy nie tykają ani planszy ani dragów i to też jest godne pochwały, bo wtedy też sobie uświadamiam, że oni mają swoje klocki, swojego tripa i więcej im nie potrzeba, a to warto zapamiętać każdemu ćpunowi, kiedy budzi się rano i z przerażeniem stwierdza, że "wszystko jest stabilne, nic sie nie rusza, emocjonalnie znów jest po staremu i w ogóle to jest k---a nudno", po prostu trzeba przestać wtedy ćpać xD
Krótko mówiąc, uwielbiam obserwować rozwój wypadków, aktualizować historie, badać do czego to wszystko zmierza. Kilku bliskich znajomych staram się trzymać w ryzach, coby nie robili sobie poligonu z głowy, z niektórymi urwałem kontkat, a niektórym życzę miłych doświadczeń... i tyle no, tak się to kręci, z nadzieją, że to ja będę rysował karne kutasy przy epitafiach.
W którąś z ostatnich ciepłych listopatowych sobót, pomagałem przy przeprowadzce. Jedziemy sobie wesoło ekipą w stronę porannego wschodu i dzwoni do mnie nieznany numer. Jako że miałem dobry humor to odebrałem, bo w końcu telemarketerzy o 9 rano raczej nie zawracają d--y. Podnoszę słuchawkę:
"Cześć Fostrzyk, życzę Ci miłego dnia!!!"
Tak myślę, kurła, niemożliwe, stary bardzo dobry znajomy dzwoni, wariacik jakich mało, człowiek nierozgarnięty, pogodny, r--------l na dwóch nogach, nie mieliśmy kontaktu z pół roku. Po jego słowach wywnioskowałem, że chyba boża emka była jedzona i jeszcze resztki trzymają - nie myliłem się wcale.
Od słowa do słowa, opowiedział całą historię, co i jak, gdzie, z kim, kolorki, czemu ludzie nie mogą być tacy zawsze, super się bawiłem, AUUUUUU... i podziękował mi (mimo że nie miałem z tym nic wspólnego), że pokazałem mu d---i, tzn rozmawialiśmy razy kilka, opowiadałem i tłumaczyłem. Fajnie się z tym poczułem...
ale
wszyscy moi znajomi, dalsi lub bliżsi strasznie się rozećpali (generalnie, bo bliżsi i ja aktualnie "trzeźwość, trzeźwość uber alles"). Wszyscy i to niejako z mojego powodu, bo lubiłem o tym rozmawiać i dyskutować (jak widać, wygrałem xD). Nie tyle co się obawiam, ile sobie rozmyślam, co z tego faktu będzie.
Spotkałem się z kilkoma znajomymi i z niektórymi temat schodził na d---i. No ni cholery nie dało się utrzymać innego tematu rozmowy i to mnie zasmuciło. Zasmuciło mnie, że ten "stary" duch aktualnie umarł, zajawka na coś została wypłukana z serotoniną, niektórzy zrobili się za szybcy. Po prostu brakuje mi tych rozmów bardziej z człowiekiem aniżeli z przesterowaną biochemiczną maszyną. Na szczęście nie mam żadnych oświeconych wariatów, chociaż tych od energii, ale tej "magicznej" to miałem, zanim zaczęliśmy robić ściek chemikaliów z mózgu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Oczywiście jest kilku takich, którzy niejako rozbłysnęli i którym niejako zazdroszczę, bo bliżej mi do tych poprzednich. Ogarnęli się życiowo, popchnęli dalej swoje zajawki, coś czynią konstruktywnego ze sobą i chwała takim ćpunom, i cieszę się, że miałem w tym jakiś swój wkład. Po prostu miło się patrzy, że komuś się chce i nie utknął w poczuciu szczęścia z tabletek.
Są też tacy znajomi, którzy nie tykają ani planszy ani dragów i to też jest godne pochwały, bo wtedy też sobie uświadamiam, że oni mają swoje klocki, swojego tripa i więcej im nie potrzeba, a to warto zapamiętać każdemu ćpunowi, kiedy budzi się rano i z przerażeniem stwierdza, że "wszystko jest stabilne, nic sie nie rusza, emocjonalnie znów jest po staremu i w ogóle to jest k---a nudno", po prostu trzeba przestać wtedy ćpać xD
Krótko mówiąc, uwielbiam obserwować rozwój wypadków, aktualizować historie, badać do czego to wszystko zmierza. Kilku bliskich znajomych staram się trzymać w ryzach, coby nie robili sobie poligonu z głowy, z niektórymi urwałem kontkat, a niektórym życzę miłych doświadczeń... i tyle no, tak się to kręci, z nadzieją, że to ja będę rysował karne kutasy przy epitafiach.