Wpis z mikrobloga

"Przyszłość miała być dziś" cz.1

- Długo spałem? – zapytał profesor przeciągając się i ziewając.
- Całe trzydzieści pięć lat. Tak, jak pan sobie zażyczył – odpowiedział wysoki, młody laborant w nienagannie wyprasowanym, białym uniformie krojem przypominającym raczej biały płaszcz garniturowy, niż fartuch, czy lekarski kitel.
- Naprawdę? Zdawało mi się to tylko krótką drzemką, ale… kim pan jest? Gdzie doktor Zawisza?
- Nie żyje, ale na pańskie szczęście jako człowiek honorowy i zapobiegliwy zatrudnił mnie do doglądania pańskiej… hibernacji. Jeszcze za życia, gdy zachorował dziesięć lat temu na ostrą białaczkę. W przeciwnym wypadku pozwolę sobie zauważyć, że ta kapsuła stałaby się pańską trumną.
Naukowiec niespiesznie rozejrzał się po pomieszczeniu. Z rozczarowaniem rozpoznał ten sam prowizoryczny gabinet, niemal wcale niezmieniony. Pożółkły plastik obudów przestarzałych urządzeń monitorujących i zaduch kiepsko wentylowanego pomieszczenia wywołał w nim obrzydzenie i rozczarowanie.
- Widzę, że nasz projekt nie cieszył się specjalnym zainteresowaniem, czyżby wszyscy o mnie zapomnieli? Spodziewałem się tu sztabu naukowców… gdzie kosmiczne modyfikacje, gdzie komputery? Gdzie sterowniki i siłowniki utrzymujące moje ciało w ruchu? Jak to możliwe, że w ogóle żyję i się poruszam? – pytał, dopiero wtedy zaczynając stopniowo się dziwić.
- Zawisza, po licznych niepowodzeniach w eksperymentach biologicznych stracił uznanie i poparcie środowiska naukowego. Nikt nie wierzył, że obudzi się pan żywy i zdrowy, więc jako uznany za zmarłego przestał pan budzić zainteresowanie, a projekt nie pozyskał prognozowanego przez pomysłodawcę finansowania. Jeszcze te zmiany ustrojowe, konsekwentne rozkradanie państwa, zalew neokomunizmu… szkoda gadać. Żyje pan, ponieważ codziennie przychodzę tu, sprawdzam aktywność funkcji mózgowych, poruszam pańskimi stawami, masuję i smaruję pańską skórę, żeby nie powstawały odleżyny. Myję też pana i podaję leki utrzymujące stan hibernacji.
Profesor pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To wszystko i znacznie więcej powinny robić maszyny. Jestem panu ogromnie wdzięczny, ale przecież po tylu latach medycyna i technika musiała zrobić jakieś postępy. Pewnie takie drzemki są dziś na porządku dziennym. Myślałem, że po tym, jak mój przypadek odniesie sukces, inni do mnie dołączą. Dlaczego nie leżę w klinice wraz z innymi hibernującymi przy nowoczesnym sprzęcie?
- Obawiam się, że pańskie oczekiwania względem nowoczesności dwudziestego pierwszego wieku nieco przewyższają rzeczywistość.
Do głowy zszokowanego, starego naukowca dopiero teraz dotarła wiadomość, że jego współpracownik i przyjaciel zmarł na nowotwór.
- Chyba nie chce mi pan powiedzieć, że w 2008 roku białaczka wciąż pozostawała nieuleczalna? – odniósł się do usłyszanej wcześniej informacji.
- Prawie żadna nieuleczalna w 1983 roku choroba nie doczekała się lekarstwa. Przynajmniej nie dla normalnych ludzi.
- Nie do wiary. A zatem czuję, że nie warto zadawać już pytania, czy naukowcom udało się zatrzymać proces starzenia organizmów.
Laborant zaśmiał się serdecznie.
- Panie profesorze. Musi pan wiedzieć, że świat jest nadal do dupy! Nauka rozwija się niemal wyłącznie w kategoriach bardziej szkodzących społeczeństwu, niż w tych rozwojowych i interesujących. Ale niech się pan profesor nie martwi, przynajmniej, teoretycznie żyjemy w wolnej Polsce.
- I przynajmniej nie jest pan kobietą, jak w Seksmisji – odpowiedział zrezygnowanym tonem, powoli rozumiejąc, co się dzieje – a da się w tej wolnej Polsce jeszcze przynajmniej czegoś napić?
- Nie chce pan najpierw posłuchać, co się działo pod pańską nieobecność?
- Po tym, co już zdążyłem zauważyć boję się, że na trzeźwo to mogłoby mnie zabić i nici z naszego projektu.
- Jak pan sobie życzy – zgodził się młody, po czym wyjął telefon by sprawdzić adresy i opinie najbliższych barów. W oku profesora błysnęła iskierka nadziei.
- Co to za urządzenie? – zapytał zaciekawiony.
- Smartfon. Połączenie telefonu komórkowego i komputera z dostępem do Internetu – wyjaśnił zdawkowo.
- Internetu powiadasz? Czy to coś w rodzaju jakiejś sieci informacyjnej? – teraz zaciekawienie zostało zastąpione przez pasję.
- Mniej więcej. To takie połączenie pomiędzy wszystkimi komputerami i serw… magazynami informacji na całym świecie.
- Służące celom informatycznym, naukowym?
- Służące ogólno pojętej wymianie informacji. W sieci teraz można znaleźć całą wiedzę, jaką ludzkość zdobyła do tej pory, przynajmniej tę jawną część. Można również bezpłatnie rozmawiać z każdym innym użytkownikiem sieci na całym świecie. Uczyć się, udostępniać materiały.
- Niesamowite! Proszę mi to pokazać.
Profesor łapczywie pochwycił urządzenie i zaczął poznawać jego funkcje z radością i zapałem dziecka, raz po raz powtarzając „niesamowite”. Intuicyjny system operacyjny nie wymagał instrukcji obsługi, bystry umysł z młodzieńczą łatwością pojmował mechanizmy jego działania.
- Nieprawdopodobna technologia – nie mógł się nadziwić uruchamiając wbudowany aparat – jakbym patrzył przez szybę. To musiał być przełom, Tylu wynalazców, tylu naukowców na całym świecie. Cały glob jak jedno wielkie laboratorium!
- Czy ja wiem? Bardziej używamy tego do oglądania filmików i do zabawy.
- Niechże mi pan powie, co jeszcze macie?
- Tesla produkuje elektryczne samochody… no i właściwie tyle.
- Ożywiliście Teslę? Nie może być!
- I nie jest – zaśmiał się chłopak. Nazwiskiem Tesli miliarder Elon Musk nazwał swoje przedsiębiorstwo. Jeden wóz wystrzelił w kosmos. Ciekawy gość, jeden z niewielu marzycieli na tym gnijącym świecie.
- Interesujące… chodźmy się napić, poopowiadasz mi jeszcze młody człowieku… jak właściwie masz na imię?
- Karol.
- Walerian – podali sobie dłonie i wyszli z pomieszczenia.
Kamienica nic się nie zmieniła, nawet za wpół złuszczona farba na klatce schodowej pozostała ta sama, co trzy dekady temu. Te same dębowe drzwi skrzypnęły jak kiedyś, wpuszczając w smętny korytarz smugę światła i oślepiając profesora. Karol podał mu okulary z filtrem UV.
Stary człowiek rozglądał się powoli, w milczeniu. Ulica Topolowa wydawała mu się dziwnym i niesłychanym zlepkiem starego i nowego. Różnica stylów bijąca od ludzi i przedmiotów, oraz wszechobecny chaos i kontrast szokowały go tak, że nie mógł wydobyć z siebie słowa. Szklany hotel stał tuż obok kamienicy bliźniaczo podobnej do tej, z której wyszli. Chodnikiem szli ludzie poubierani jak na bal przebierańców, przynajmniej według Waleriana. Karol rozumiał go doskonale i nie przeszkadzał staruszkowi w adaptacji. W końcu wybitny naukowiec i wspaniały przyjaciel - doktor Zawisza – nie zatrudniłby byle kogo. Walerian w zamyśleniu obserwował wszystko wokół. Spodziewał się czegoś jednolitego, uporządkowanego. Modernistycznego. Byś może nawet czegoś na kształt utopii. Przyszła mu na myśl „Autosja” Ernesta Dyczka i pasjonujący film „Alphaville” Jean-Luc’a Godarda. Jakże mylili się obaj Ci wizjonerzy w kwestii bliskiej przyszłości, która przecież była już. Jakże daleko posunął się w domysłach Ridley Scott w swoim „Łowcy Androidów”, ostatnim filmie, na jakim przed „zamrożeniem” naukowiec ostatnio był w kinie. Wszystko wyglądało niezwykle, ale i pospolicie zarazem. Odniósł wrażenie, że większość zmian zaszła nie za sprawą rozwoju technologii, ale raczej mody i upodobań. Że Karol miał rację i cywilizacja nic ciekawego nie osiągnęła, a technologia ograniczała się do paru mniej, lub bardziej potrzebnych gadżetów. Postanowił wstępnie sprawdzić swoje przypuszczenia. Wskazał na przejeżdżający obok wóz, przypominający w porównaniu do gruchotów z czasów PRL-u pojazd kosmiczny.
- Karol, jak szybko to może pojechać?
Ten wzruszył ramionami:
- Nie jestem pewien, może z dwieście kilometrów na godzinę?
Profesor skrzywił się. Przykra teza o pozornym rozwoju została właśnie poparta pierwszym przykładem. Marnie, Mirafiori w sportowej wersji tyle szło, pomyślał.


Brzmi ciekawie? Zajrzyj na https://www.facebook.com/Supertrzmiel

#pasta , #chwalesie #historia
  • 2