Wpis z mikrobloga

Mocno szarpnęła kierownicą w prawo. Coś łupnęło, wydech z szurgotem przeszorował krawężnik. BMW wyhamowało przed nimi i zaczęło zawracać w bramie „Delikatesów Doroty”.
- Zamiana, dawaj, dawaj! – rozkazał dziadek, wypychając wnuczkę przez drzwi samochodu. Nogi miała jak z waty – kierując się do prawych drzwi auta poruszała się tak swobodnie, jak wtedy, gdy z koleżanką Natalką po kolana brodziły w szlamie wysychającego stawu, ratując duszące się w błocku traszki. Dziadek otworzył drzwi, i Kasia wtarabaniła się do środka.
- Ten strucel nie chce jechać! – dziadek warknął, usiłując ruszyć dynamicznie. Lusterko ustawione było tak, że z pozycji pasażera Kasia nie widziala w nim nic. Poczuła ucisk w gardle, znów wyraźnie słysząc zbliżający się z tyłu pojazd. Zdziwiła się, że nawet w takich okolicznościach mocno zabolało ją to, że dziadek wziął ją za kiepskiego kierowcę - nie wierząc, że ślamazarność Opla może być spowodowana jego konstrukcją, a nie brakiem umiejętności wnuczki. Uśmiechnęła się, gdy ruszał wolniej ode niej. I wtedy twarz jej się rozpłaszczyła na bocznej szybie jak rozjechana żaba.
Dziadek zrobił ciasny nawrót podciągnąwszy ręczny, i perfekcyjnie kontrolując gaz odkręcił koła. Auto nie zatrzymało się, ani nie straciło swojej ślimaczej mocy. Jechało dalej, z właściwym sobie przyspieszeniem motyla.
- Cud, że na tym krawężniku opona nie spadła z felgi – uśmiechnął się dziadek, znów przecinając ten sam parking, co wcześniej. Za słupkami zapytał, gdzie dalej, a Kasia – instynktownie – odpowiedziała:
- Na światłach w prawo, i zaraz po lewej będzie brama do parku.
Przeciąwszy plac zabaw, stanęli za budką z goframi. Szczęśliwie, było parę minut po pierwszej, więc rodziców z dziećmi nie było zbyt wielu. Choć czuli na sobie pytające spojrzenia, nikt nie podszedł z pretensjami.
- Nie przejmuj się. W razie czego możesz spokojnie powiedzieć, że odpowiadasz za prace konserwacyjne na terenie parku – rozsądnie zasugerował dziadek.
- Dziadku... – Kasia nie wiedziała, o co najpierw zapytać - mimo zmęczenia, pytania zbałwaniły się w jej głowie wielką, kipiącą falą. Kto ją ściga? Jak to się stało, że wyskoczyła z piątego piętra na beton, a potłukła się tylko trochę? Dlaczego dziadek jest tutaj, z nią? Kim właściwie jest dziadek? I czemu coraz mocniej pachnie w samochodzie aksamitkami? – pragnęła do tego wszystkiego się odnieść, lecz miała przeczucie, że za chwilę znów zdarzy się coś zaskakującego, i zamiast rozwiązania choć jednej z zagadek, pojawi się kilka nowych pytań i wątpliwości.
- No? – dziadek wyrwał ją z zamyślenia.
- Co się ze mną dzieje?
- Złamałem zasady – mężczyzna odparł, z chrzęstem nakrętki odkręcając kolejną butelkę „Amareny”. - Wiem, że właściwie się nie znamy. Ale nie mogłem pozwolić, żebyś umarła, choć nie wolno ratować tych, co mieli odejść zgodnie z planem.
- Czyli ja...?
- Tak. Ale cię uratowałem. Zachowałem się po sztubacku. Będą cię ścigać – staruszek mówił bardzo szybko, jakby nagle zrozumiał, że trzeba się śpieszyć i musi przekazać wnuczce jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie. – Przyznam ci się, że nie wiem, jakie są procedury. Co z tym dalej zrobią.
- Kto zrobi?
- Ci z CR-u.
- Kto?
- Corpse Resources. Coś jak Human Resources, wiesz, Zasoby Trupie. No, to zadaliśmy im bobu. Ka jego mać – dziadek splunął z satysfakcją na podłogę. Jego ślina była koloru wiśniowego i intensywnie pachniała aksamitkami.
Gdy Kasia myślała o zachowaniach łączących pokolenia, dziadek usiłował naświetlić jej strukturę czegoś, co powszechnie nazywamy zaświatami i wyobrażamy sobie jako mityczne miasta, otchłanie piekielne i piękne krainy wiecznej szczęśliwości. Tymczasem ze słów dziadka wynikało, że to coś w rodzaju międzynarodowej korporacji, w której zaczynasz pracować od razu po śmierci, awans przychodzi z trudem - a jeżeli nie spisujesz się zbyt dobrze, padasz ofiarą outsourcingu. To, o czym opowiadał, w niczym nie przypominało „wiecznego odpoczynku”.
- Nie chciałabyś być trupem, uwierz mi. Tym bardziej trupem bezrobotnym – szepnął dziadek, a oczy zaszkliły mu się i nos zaczerwienił tak, jakby nagle złapało go przeziębienie. – Obiecaj mi, że się im wywiniesz. Poświęciłem bardzo wiele, niech to się na coś przyda. Jakby co, to nie wiedziałaś nic o moim planie. Odpowiedzialność biorę na siebie – dziadek poklepał się pięścią w pierś.
- A ta kobieta, ta, która nas goniła? Kto to jest?
- To oni ją wysłali. Cud, że tak koszmarnie prowadziła samochód.
- Wrócą tu?
- Na pewno. Ja im już dziś nie ucieknę, ale ty wciąż możesz.
- Jak?
- Świat żywych jest dla nich obcy, rządzi się innymi zasadami. Dobrze znają wyłącznie to, co martwe.
- Ale sam mówiłeś, że nas ścigają. Nas oboje.
- Wyczuwają przede wszystkim mnie. Ty – póki co - znajdujesz się poza polem widzenia. I masz ogromną przewagę. Nie wiem, jak to się stało, ale zaczęłaś dostrzegać oba światy – dziadek uśmiechnął się delikatnie.
Usłyszeli skrobanie na dachu auta, przypominające zdrapywanie paznokciem resztek nalepki z butelki wina.
- Wyjdźmy popatrzeć, co tam się dzieje – zasugerował dziadek. – Przy okazji rozejrzymy się, czy nikt nas nie wyśledził.

#nunkunpisze
  • 28
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Miszcz_Joda: Kiedy ją napiszę - a muszę pracować, bo z czegoś trzeba jakoś żyć. I kiedy znajdzie się wydawca, gotów wypuścić coś, co nie jest:
1. Szczególnie ideowe (nie ma zbyt wielu Żydów, Żołnierzy Wyklętych, nie ma Wielkiej Polski ani LGBT).
2. Szczególnie historyczne.
3. Szczególnie kryminalne ani szczególnie e-------e.

To jest bardzo trudne, bo póki co, jak wysyłałam poprzednią książkę do wydawnictwa, to dostałam info, że fajnie piszę, i
  • Odpowiedz
@nunkun: a gdybyś zebrała zamówienia, dała do druku konkretną ilość książek i potem tym ludziom je sprzedała? Myślę, że tutaj by się paru znalazło, albo w wersji elektronicznej, ja osobiście wolałbym wersję elektroniczną. Spokojnie zapłaciłbym za taką książkę, żeby poczytać.
  • Odpowiedz
@Miszcz_Joda: To ostateczność. Wydanie w niezłym wydawnictwie wiąże się z tym, że tłumacze zza granicy mogą składać oferty zagranicznym wydawnictwom. A dotychczas w Polsce na pisaniu nie zarobiłam prawie nic. Za granicą - sporo. Jedno spotkanie autorskie to co najmniej kilkaset euro.
  • Odpowiedz