Wpis z mikrobloga

Oto kolejna część, już trzecia sesji którą prowadzę w ramach kampanii DnD:

Część pierwsza: Klik
Część druga: Klik

Drużyna po pokonaniu ostatniego goblina, usłyszała wołanie o pomoc zza sąsiednich drzwi. Okazały się one zamknięte, Shagar postanowił więc, że je wyważy. Nie przyniosło to skutku, wtedy, zadania otworzenia drzwi podjęła się złodziejka Lia. Po kilkunastu minutach otworzyła ona w końcu zamek. W ciemnym pomieszczeniu, w jego przeciwległym kącie, w ciasnej klatce była skulona kobieca postać. Obok niej, stała grupa koboldów. Meepo porozmawiał z nimi krótką chwilę, po czym koboldy uciekły jak poparzone. Okazało się, że pomocy wzywała postać w klatce - kobieta mnich o imieniu Vivi. Nie była skora do wyjaśnień, z rozmowy z nią udało się jednak ustalić, że siedzi w więzieniu już dosyć długo. Podróżowała sobie, kiedy to została zabrana przez zielone stwory. Przez pewien czas, przebywali z nią w więzieniu 3 inne ludzkie istoty, byli to Ci sami ludzie, których poszukuje Bjorn. Zostali jednak zabrani na niższe poziomy cytadeli, do druida który rozkazuje Goblinom. Jego imię to Belak.

Pomimo podejrzliwego nastawienia więźniarki i powściągliwości w wyjaśnianiu swojej sytuacji, drużyna ustaliła, że mniszka do nich dołączy. Warto mieć w swoich szeregach kolejnego sprzymierzeńca. Po krótkiej naradzie, wszyscy wyruszyli dalej, w głąb korytarza gdzie uciekł jeden z goblinów. Był to wąski korytarz. Do środka weszli Gandohar, Shagar oraz Bjorn. Lia oraz Vivi pozostały w poprzednim pomieszczeniu, dalej i tak nie było zbyt dużo miejsca. Mag dzięki swoim elfim instynktom przeczuwał, że coś jest nie tak. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważył, że na końcu korytarza, przed zamkniętymi drzwiami znajduje się dziwnie wyglądająca kamienna płyta. Od razu zrozumiał, że to kolejna pułapka zastawiona przez gobliny. Podzielił się tym spostrzeżeniem z resztą drużyny, wtedy pół-ork zachęcił krasnoluda, aby się jej przyjrzał. Bjorn ruszył do płyty dziarskim krokiem, z hasłem “Ja to rozbroję” na ustach, jednak kiedy tylko dotknął płyty naciskowej w celu jej zbadania, podłoga pod nią zapadłam się odsłaniając głęboki na 2m dół. Huk i hałaś spadających kamieni zaalarmował przebywające w sąsiednim pomieszczeniu gobliny, które wyskoczyły jak oparzone zastając bohaterów w niekorzystnej sytuacji. Dwa stwory znalazły się blisko elfiego czarodzieja, Shagar stał zaraz za nim, jednak mag blokował mu możliwość swobodnego machania toporem. Dwa inne stwory zaatakowały elfkę i ludzką kobietę. Walka nie była łatwa, ze względu że wojownicy stali z dala od przeciwników, korytarz był wąski więc operowanie orężem stanowiło trudność. Dodatkowo bohaterowie zostali rozdzieleni a z pomieszczenia wyszli dwaj kolejni oponenci, ale nie przeszkodziło im to ich pokonaniu. Swoje zwycięstwo okupili jednak sporymi ranami.

Zbadali pomieszczenie, skąd wyszły gobliny, ale było ono puste. Znaleźli tam tylko typowy sprzęt obozowy taki jak łóżka, prowiant i pochodnie. Udali się więc dalej, za drzwi znajdujące się obecnie za zawalonym dołem. Zamknięte drzwi ponownie otworzyła Lia, a kiedy tylko to zrobiła, do środka wbiegł Shagar. Poślizgnął się na kawałku lodu przy wejściu, ale udało mu się zachować równowagę. Ściany pomieszczenia były ozdobione wypchanymi zwierzęcymi głowami. Oprócz tego znajdowało się tam kilka głów koboldów. Pod ścianami dało się znaleźć roztrzaskane szafki i stoliki. Pośrodku komnaty stał przekrzywiony i zardzewiały żelazny pręt z którego zwisał zerwany łańcuch. Ściany, podłoga i szczątki pokryty były cienkimi spłachetkami lodu.

Jak tylko Shagar odzyskał równowagę został zaatakowany przez zwierzę wielkości kota, które zionęło na niego lodowatym oddechem. Był to smok Calcryx, którego poszukiwali nasi bohaterowie. Reszta wkroczyła aby go pojmać, między innymi Meepo. Kiedy stworzenie go zauważyło, przestało zwracać uwagę na otoczenie. Wpatrywało się tylko w kobolda, jak zaczarowane jednocześnie atakując go wściekle i nieustannie. Meepo przeżył tylko dzięki interwencji 5 śmiałków, którzy szybko ogłuszyli smoczątko. Pół-ork chwycił nieprzytomnego Calcryxa i wszyscy udali się do królowej, aby zgłosić wypełnienie zadania.

Rozmowa z królową nie przebiegła gładko, ze względu na nieobycie pół-orka który domagał się więcej benefitów niż to było ustalone na początku, jednak reszta jego kompanów szybko go uciszyła i zdołała przekonać królową, żeby oszczędziła im bólu i cierpienia. Wtedy krasnolud wyciągnął klucz i wszyscy udali się do kamiennych drzwi, pozostawiając Meepo ze swoimi pobratyńcami.

Przed odkryciem co kryje się za tajemniczymi wrotami, drużyna ustaliła, że wróci do miasta, aby wyleczyć swoje rany. Na schodach prowadzących z cytadeli do półki skalnej, drogę zastąpiła im mała, zakapturzona postać. Okazało się, że był to kapłan, Erky Timbers który został wysłany aby poinformować Lię, o śmierci jej towarzysza, Driffke. Widząc jak bardzo pokiereszowani są bohaterowie, Erky zaoferował im swoje usługi, na które nasi śmiałkowie się zgodzili - równy podział złota i skarbów. Mając kapłana w swoich szeregach, teraz już 6 osobowy skład wyruszył na badanie tego, co znajdowało się za tajemniczymi drzwiami. Klucz który zdobyli u koboldów, pasował idealnie do otworu umieszczonego w masywnych, kamiennych drzwiach. Po przekręceniu go, drzwi samoistnie otworzyły się do środka. Grupie ukazało się pomieszczenie zalegającym kilkumilimetrową warstwą kurzu. Zdecydowanie od wieków nie było tutaj żadnej żywej istoty. Po prawej stronie znajdowały się trzy alkowy, a po lewej jedna. Na każdej z nich stały kryształowe kule wielkości pięści. te na północnej ścianie były czarne, ale jedna kula, po przeciwnej stronie w samotnym ustępie w ścianie jarzyła się delikatnym, błękitnym światłem, a z jej wnętrza zdawało się, że dobiega dźwięcząca muzyka. Niektórzy ze śmiałków, jak tylko usłyszeli te dziwne nuty, złapali się za głowy i wybiegli z pomieszczenia okropnie wrzeszcząc. Jednak mag oraz mniszka oparli się tajemniczemu urokowi. Wtedy Gandohar chwycił kulę, dźwięk się nasilił i tym razem Vivi również uciekła z krzykiem. Mag próbował zniszczyć kulę, cisnął nią o ziemię, ta jednak nie rozbiła się. Za chwilę zrobił to ponownie, jednak kula nadal pozostała cała a dźwięk się nasilił. Czarodziej zastanawiał się co począć dalej, jednocześnie opierając się urokowi.
W tym czasie, reszta drużyny powróciła do pomieszczenia, tym razem jednak mieli owinięte uszy, aby nie słyszeć dźwięku. Nie wszystkim udało się odeprzeć czar pomimo przygotowań. Tylko Vivi i Shagar nie uciekli słysząc tajemnicze nuty. Pół-Ork chwycił jedną z czarnych kul i wybiegł w sobie tylko znanym kierunku, Vivi natomiast podniosła kulę i rzuciła nią o ścianę, kula się rozbiła, a muzyka ustała. Ona i czarodziej odetchnęli z ulgą. Czekając na resztę zaczęli badać pomieszczenie.

W tym czasie barbarzyńca pobiegł do pomieszczenia, w którym pamiętał że znajdowało się beczkopodobne naczynie. Kiedy tam dotarł, okazało się że beczka jest zamknięta metalową pokrywą - musiał o tym zapomnieć. NIe przejął się jednak tym zbytnio i zaczął szarpać za wieko z całych sił. Po kilku próbach, pokrywa w końcu odpadła. Wtedy ze środka beczki rzucił się na niego wodny stwór - meefit. Pomimo że uderzenia toporem niezbyt robiły na nim wrażenie - ostrze przechodziło przez niego jak przez strumień wody, a jego ciało łączyło się w całość kiedy tylko topór znalazł się poza obrębem jego konturu, to ork w końcu pokonał magiczne stworzenie. Jego ponadprzeciętna siła pozwoliła mu dosłownie “rozchlapać” potwora na boki. Wtedy też cisnął czarną kulę do środka, starając się ją umyć. Przyjaciele zaniepokojeni jego nieobecnością, postanowili go odszukać, odgłosy walki pozowliły im szybko go zlokalizować, a zastali go w momencie, kiedy czyścił ten tajemniczy przedmiot. Ork był tak przejęty swoją misją, że nie zauważył nawet, że muzyka zniknęła.

Po tym incydencie, cała drużyna wyruszyła z powrotem do pomieszczenia z alkowami. Zaraz po przeciwnej stronie, gdzie znajdowało się wejście był ciemny korytarz. Pierwszy ruszył Bjorn, dziarskim krokiem próbował dostać się do kolejnego pomieszczenia. Jednak tak jak i poprzednio, nie zauważył dziwnie wyglądającej płyty na podłodze. Kiedy na nią nadepnął, nagle wyleciały na niego 3 strzały z przeciwnego kierunku. Wszystkie 3 pociski wbiły się głęboko w jego klatkę piersiową. Krasnolud przeżył, został podleczony przez Erke. Jednak dzięki brodatemu kompanowi, reszta członków drużyny była w stanie ominąć płytę bokiem.

Kolejne pomieszczenie było prostokątne, z jednym wyjątkiem. Prawy bok był zaokrąglony, w tej części znajdowała się rzeźba smoka wykonana z białego marmuru, przetykanego czerwonymi żyłkami. Kurz wypełniał tę salę niczym warstwa szarego śniegu. Kiedy jeden ze śmiałków znalazł się blisko rzeźby, cała drużyna usłyszała głos wydobywający z jej środka, usta smoka zdawały się poruszać tworząc zdanie: “Przybywamy nocą bez wołania, Znikamy za dnia nie skradzione”. Po chwili Gandohar wpadł na rozwiązanie, powiedział cicho pod nosem - “Gwiazdy”. Wtedy w dłuższej ścianie otworzyło się kolejne przejście. Kurz pokrywał szeroką na 7 metrów salę. Trzy wąskie alkowy znajdowały się zarówno wzdłuż północnej, jak i południowej ściany. W każdej z nich stała humanoidalna sylwetka wykuta z białego marmuru przetykanego czerwonymi żyłkami, poza południowowschodnią alkową, która była pusta. Figury przypominały wysokie elfy w zbrojach płytowych. Przeciwległy koniec pomieszczenia otwierał się przez kamienny łuk na szeroką komnatę, z której sączyło się zielonkawe światło. Przed łukiem znajdowała się ciemna jama. Oczywiście pół-ork nie mógł doczekać się czekających na drużynę skarbów, bez zastanowienia wziął rozbieg i przeskoczył przez otwór. Jak tylko wylądował, w jego kierunku z prawej strony ktoś wyprowadził cios. Shagar dzięki swojemu niezwykłemu instynktowi uniknął tego uderzenia. Przeciwnikiem, który próbował go zgładzić był Quasit. Malutki humanoid z kolczastymi rogami oraz nietoperzowymi skrzydłami. Próbował on jeszcze zepchnąć barbarzyńcę, jednak okazał się on silniejszy. Wkrótce do pół-orka dołączyli inni. Pokonali dół powoli, idąc wzdłuż brzegu, omijając go. Lia zdecydowała się jednak na powtórzenie wyczynu Shagara, ale spadła na sam dół, obijając sobie kilka różnych części ciała.

Tajemnicza istota została szybko pokonana. Nie stanowiła zbytniego wyzwania. Kiedy w końcu wszystkim towarzyszom udało się zebrać w pomieszczeniu z którego wydobywało się zielone światło, spostrzegli oni, że płytki wyścielające podłogę i ściany wykonane były z fioletowego marmuru. Wszystkie były popękane lub połamane, odsłaniały znajdujący się pod spodem z grubsza ociosany kamień. W każdym rogu na ścianach, wisiały lichtarze, ale tylko w jednym z nich znajdowała się pochodnia. Dawała ona słabe, zielonkawe światło. Na środku pomieszczenia znajdował się masywny, marmurowy sarkofag który mierzył na oko 3 metry. W kamieniu wyrzeźbione były smocze motywy, zaś głowa sakrofagu przypominała głowę smoka. Rdzewiejące metalowe klamry solidnie zamykały wieko. Wszyscy obecni w pomieszczeniu zdecydowali, że trzeba otworzyć te tajemnicze miejsce pochówku. Barbarzyńca wykorzystując całą swą siłę, rozpiął klamry jedna po drugiej. Nagle wieko sarkofagu odskoczyło na kilka metrów, omało nie przygniatając jednego ze śmiałków. Ze środka trumny dobiegł głośny ryk i bohaterom ukazał się ogromny, trzy-metrowy troll. Całą swą uwagę skupił na stojącym najbliżej Shagarem. Pomimo jego potężnych uderzeń i ugryzień, drużynie udało się go pokonać zanim zdołał zabić kogokolwiek z nich. pomimo jego olbrzymiego rozmiaru, nie był to największy troll którego widział mag. Dodatkowo jego ataki nie zadawały tak rozległych ran jak powinny,

W pewnym momencie, kiedy truchło trolla leżało z flakami na wierzchu, jego rany zaczęły się bardzo szybko regenerować. Zdawało się, że wszystkie wnętrzności ożyły, a ich jedynym celem było dostać się z powrotem do środka potwora. Na szczęście wśród kamratów znalazł się ktoś, kto już wcześniej walczył z trollami. Nakazał polanie cielska olejem i podpalenie go. Rozkaz spełniła Lia, kiedy tylko ogień zgasł, wśród zgliszczy dało się zauważyć szkielet elfa, a nie poczwary! Dopiero później, po przeszukaniu sarkofagu, oprócz licznych skarbów udało się zauważyć informacje, że pochowany był tutaj elfi kapłan służący smokom, który jednak zajmował się niwybaczalnymi eksperymentami, zamieniając między innymi siebie w odrażającą kreaturę, jaką był troll. Ze względu na swoją pozycję został on pochowany tutaj, zamiast zostać zabitym i zapomnianym. Tak długi okres wegetacji zabił w nim resztki świadomości, dlatego też pewnie zaatakował bohaterów...

#dnd #dungeonsanddragons #rpg #roleplay #grybezpradu
  • 1
@ziaba: Pierwszy wpis, który czytam ale kurczę... zobaczyłem imię "Belak" i w głowie nagle pojawiła się myśl "Bezsłoneczna Cytadela", idę do pierwszego wpisu i znajduję potwierdzenie, że to faktycznie ta przygoda. Mimo kilkunastu lat jakie minęły od styczności z tym scenariuszem od razu skojarzyłem te nazwy :D