Wpis z mikrobloga

@DumnaAniemia: miałem w liceum chyba 3 różne, tylko jedna była spoko i nauczyła mnie bardzo dużo, nie tyle tego całego jeż polskiego ale kim jest człowiek i ogólnych prawd życiowych. Zawsze na początku lekcji była krótka gadka szmatka, od razu się człowiek lepiej czuł w klasie. Nie mówię że była sympatyczna, raczej zaplusowala u mnie tym co nazywa się RiGCz. Pewność siebie, nie czepiała się, każda odpowiedź była dobra, ale
  • Odpowiedz
Moja ostatnia polonistka leciała schematami z poprzednich lekcji i za każdym razem powtarzała, że my (klasa) jesteśmy beznadziejni.

Jakbym sam zacięcia humanistycznego nie miał, to bym wyszedł ciemny jak tabaka w rogu z tej szkoły. Dobrze, że to tylko 4 lata męczenia się były.
  • Odpowiedz
Aha. XDDDDD To chyba jestem szczęściarą bo u mnie polonistki były bardzo inteligentne, miały wszechstronną wiedzę, ironiczne poczucie humoru, potrafiły ciekawie i zajmująco opowiadać, wyróżniały się na tle pozostałych nauczycieli-normików, sprawiały wrażenie jakby bardziej świadomych i wrażliwych niż reszta ludzi. Chodząc na lekcje i słuchając ich monologów czułam się jakbym była na jakimś występie albo spektaklu gdzie naprzemiennie słuchałam oczarowana albo kisłam ze śmiechu. Z tym, że ja też lubię książki, nieczytasznieideztobądołóżka
  • Odpowiedz