Wpis z mikrobloga

#pasta #andrzej #heheszki
Siema anony. Opowiem wam coś bo co się ostatnio odyaniepawłowaliło to ja nawet nie.
Siedzę se z kumplami na ławce wieczorkiem na placu. Ogólnie bardzo miło, otoczeni chołotą ale wyjepka bo dobre towarzycho. Nagle mój jeden kolega oznajmia:
-Kitraj blanta, ktoś idzie.
Podchodzi dziadek, lat ma tak od trzydziestu do osiemdziesięciu, a ciężko sprawdzić bo miał urodę żula. Podszedł blisko, popatrzył się na nas wyraźnym, choć fhuy nieprzytomnym wzrokiem i rzekł:
-Jestem Andrzej. [...] Jestem a l k o h o l i k i e m.
(cisza)
Mój ziomek Fryta tylko skinął głową. Andrzej powtórzył:
-Andrzej. Alkoholik. Przyznaję... Alkoholik.
Ale niezręcznie. Andrzejek ewidentnie był n------y w trzy d--y a może nawet więcej.
-Nook.- ośmielił odezwać się w końcu Fryta.
-Wiecie co teraz piję?- zapytał donośnie Andrzej i popatrzył się na każdego z nas, jakby oczekiwał odpowiedzi. A wszyscy byliśmy przecież bardzo k---a ciekawi.
-Strongi. Wiecie co to, nie?
Na znak potwierdzenia pokiwaliśmy głowami.
Potem Andrzej Alkoholik zaczął prowadzić interesujący monolog o tym, że ma psa, co mu jakaś krewna kazała uśpić a on go wziął i ktoś tam nie żyje. Ogólnie p------e, ni c--j nic nie wiadomo.
Potem zaczął już tak bełkotać, że nikt go nie zrozumiał, ale daliśmy mu dokończyć tę niesamowitą historię dnia z życia żula. Pod koniec wywodów wyciągnął do nas rękę.
O----a. Kto łapie? Ręce miał nie myte pewnie od świąt '98, a mamy lato. Kolega po mojej lewej, Kibel, odważył się jako pierwszy. Sam miał pewnie podobną sytuację higieniczną, więc było mu wszystko jedno. Potem wyciągnął do mnie. Po chwili zastanowienia poszedłem za ciosem. I na koniec Fryta. Ewidentnie nie chciał, ale już nie miał wyboru. Trzymał każdą dłoń tak z 15 sekund jakby myślał że to c---i. Biedny pewnie dłoni nie macał od stuleci, nie wspominając o innych częściach ciała. Chuchnął jeszcze gorzałą na pożegnanie i oddalił się chwiejnym krokiem niczym wonsz. Nie wzięliśmy do ręki już blanta, bo dotkliwie macaliśmy żula. A raczej on nas. W milczeniu siedzieliśmy jeszcze jakieś parę minut, do czasu kiedy przyjechał nasz ziomek -Bruk. Wstaliśmy i przybiliśmy sobie żółwie.
-Podałbym Ci rękę, ale jest w bakteriach Andrzeja.
Bruk był trochę zakłopotany tą wiadomością, ale dał sobie spokój z pytaniami.
Nie pobyliśmy długo z Brukiem, bo nic nie mogliśmy dotykać. Trzeba było się rozejść do domów żeby się umyć. Po chwili na lekkiej fazie w domu zacząłem myć ręce. No i słuchajcie anony, zaczęło się. Zauważyłem na dłoni brązową kropkę. Ale nie w kolorze guwna, chyba, że takiego co leży z miech czy dłużej. Próbuję zmyć ale ni chu. o---------e.mp4. Nagle słyszę jak dzwoni telefon. Odbieram mokrą, nieskażoną ręką. Dzwonił Fryta.
-SŁUCHAJ KURŁA ANON U------L SOBIE RĘKĘ
w-Co ty pieprzysz?
-NIE MA CZASU TO EWOLUUJE MUSISZ UCIĄĆ SOBIE RĘKĘ
Myślę sobie- niezłego ma bad tripa, musiał brać coś więcej. Ale zanim mu odpowiedziałem, zobaczyłem jak brązowa plama powoli rozlewa się na dłoni, pochłania palce i nadgarstek.
-K---A FRYTA TO SIE RUSZA POMOCY
-MÓWIĘ ANON RÓB CO MÓWIĘ TO MOŻE PRZEŻYJESZ, NA KIBELA JUŻ ZA PÓŹNO!
Yayebie. Biegnę do kuchni po nóż do chleba, ciągle z mokrymi rękoma, telefon trzymam ramieniem i zaczynam piłować gdzieś w połowie drogi do łokcia. Ale k----a boli. Zaczynam się drzeć na cały blok jak jakiś patol po mecie, ale sytuacja jest troszkę gorsza. Krew wszędzie, zaczynam piłować kość z nieznośnym dźwiękiem, jak paznokciem po tablicy szkolnej. Straciłem tyle krwi, że zaczynam tracić przytomność. Nie przestaję piłować. Krew tryska mi rytmicznie w twarz. Nożem już czułem blat. Poszła. Moja własna ręka została w kuchni. Nawet nie zdążyłem podziękować za długie lata walenia konia.
-Co k---a niby mam teraz zrobić?!
Fryta nie odpowiadał, ale nie rozłączył się. Fuck, chyba nie przeżył. Mnie też to czeka jeśli czegoś nie zrobię. Krew ciągle się leje, a moją odciętą rękę pożera jakaś dziwna materia. Ktoś zaczyna pukać do drzwi. Gorszego momentu nie mógł sobie wybrać. Siedzę na podłodze w kuchni bez ręki, zapłakany a tu pewnie znowu jakiś p--------y polecony za wezwaniem czy inne chuystwo. No nic. Podbiegam do drzwi, otwieram a tam cała brązowa postać. W kolorze starego guwna. Z postury wyglądała znajomo. Stała nieruchomo. Wyszeptałem:
-Bruk?
To coś go pochłonęło. Ale żył. Osłupiałem z wrażenia. Wtedy Bruk położył mnie do bruku i zaczął dusić. Chciałem mu wystosować prawy sierpowy, ale nie miałem ręki. Cholera, chybiłem. Straciłem przytomność.
Po chwili zacząłem oddychać. -Umarłem? Żyję?- powiedziałem do siebie. Leżałem na ławce na placu, przy mnie Fryta i Kibel.
-Obczaj Anona, zasnął z blantem w ryju hehehuhuhh!
-Zacząłem kaszleć i się krztusić, ale czułem się dobrze, bo wiedziałem, że już wszystko w porządku. Kiedy się uspokoiłem, chciałem opowiedzieć mój sen.
Przerwał mi żul, który podszedł i oznajmił:
-Jestem Andrzej. Alkoholik.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach