Wpis z mikrobloga

Jak spędziłem pół roku zagrywając się w mmo

Bez zbędnych wstępów. Jakoś w sierpniu zeszłego roku po abstynencji pół rocznej od grania, stwierdziłem że mam ochotę ograć jakieś mmorpg. Sprawdzałem wszelkiego rodzaju gierki i tak mój wybór padł na survivedby (dziś już nieistniejąca gierka) jednak oczekiwanie na dostęp do early acces był tak długi, że postanowiłem sprawdzić inną gierkę. Tibię.

Na pewnej stronce przeczytałem, że startuje serwer na zasadach retro, które były mi po części znane, bo może jeszcze dziesięć lat temu trochę grałem na faccu, chociaż nie wbiłem nic powyżej 20lvl. Ludzie narzekali na nowy system pvp, a serwer retro skojarzył mi się ze starymi napaleńcami, więc pomyślałem, że serwer będzie zapełniony ludźmi w moim wieku.

Stworzyłem konto. Kupiłem premium account na dziesięć dni i zacząłem grać.

Pierwszą gildią, do której dołączyłem. Był zlepek randomów, zespolonych przez jedną osobę, która chciała podbić serwer. Siedzieliśmy na ts, a większość była zdziwiona tym, że w 2k18 ktoś zaczyna grać od nowa. Nie ogarniałem nic, jednak trafiłem na wyrozumiały team, który wdrażał mnie powoli, a ja stawiałem małe kroczki. Często ginąc, męcząc się na respach, zostając zabijanym dla zabawy itp. Jednak zawsze bilans pod koniec dnia był dodatni i byłem do przodu z kasą, lvl oraz umiejętnościami (skillami) Przez pół roku miałem prawie najlepsze skille jako knight na serwerze, przebijał mnie tylko jakiś typek, który uczył się na studia i skilował ręcznie prawie przez całe dnie.

Bardzo mi się podobało wszystko w tej grze, a fakt że serwer był nowy, sprawiał duże pole do popisu jeśli chodzi o zarabianie pieniędzy. Co bardzo mnie wciągnęło. Chodziłem expić, zbierałem itemy i wystawiałem je na markecie. Kilka dni poświęciłem na wchodzenie na stronę tibiopedii i ogarnianie co i ile kosztuje, co można komu sprzedać itp Skupywałem itemy taniej, by potem sprzedać je z zyskiem. Potrafiłem siedzieć po 12 godzin dziennie i połowę tego czasu spędzać klikając produkty na markecie, a potem latać do odpowiednich npc pod koniec dnia i sprzedawać to wszystko.

W międzyczasie nabrałem trochę wprawy w rozmowach na ts. Był to dla mnie problem, ale starałem się rozmawiać. Siedziałem, nie odzywałem się większość czasu, ale gdy minęło trochę czasu, byli to dla mnie najlepsi i jedyni kumple jakich miałem, aż wydarzył się pewien wypadek i pół ekipy się rozsypało, a potem reszta i zostałem sam.

COFKA!

W zależności od tego jak wam minął poprzedni dzień w różnie reagowaliście na cofkę. Co to jest? Coś jakby wam skasowało save’a i musielibyście cofnąć się do poprzedniego. Tutaj save jest robiony codziennie o godzinie 10.00 i gdy coś się wydarzy, serwer jest cofany do poprzedniego save’a. Teraz sobie wyobraźcie: Macie wolne i gracie ponad 24 godziny (takich miałem zapaleńców) zaczynacie o 10.00 a kończycie o 8.00 następnego dnia. Idziecie spać, a gdy się budzicie dowiadujecie się, że była cofka. Dwóch braci i dwóch randomów tak zrobiło i wpadło w szał, przestali grać. Kolejni też się wycofali, a inni stwierdzili że serwer jest bez przyszłości i nagle się okazuje że zostałem sam z mojej randomowej ekipy.

Przykre... Jednak nie mogłem nic na to poradzić i dołączyłem do kolejnej gildi, z której uciekłem bardzo szybko. Masa osób, jednak nikt z nikim nie rozmawiał, każdy miał każdego w dupie i jedynie paru ziomków coś tam działało i robiło, a gdy zapytałem ich o coś to zostałem zwyzywany, więc szybko ich opuściłem chowając olbrzymią urazę.

Nawet nie zauważyłem kiedy spędzałem przy tej grze prawie cały czas, zostawiając sobie jedynie czas na sen. W grze był system staminy, który polegał na tym, że żeby móc grać minutę w grze, musisz być wylogowanym trzy minuty (pomijam system premium staminy). Miało się jej na początku czterdzieści dwie godziny, a ja schodziłem do pułapu czternastu godzin, gdzie już dostawało się o połowę mniej doświadczenia, ale nic to. Bo siedziałem na markecie i oglądałem ekonomię tej gry i inwestowałem moje tibijskie pieniążki.

Wciągało mnie to. Często rozmawiałem na teamspeaku z moimi jedynymi znajomymi i zacząłem ogarniać jak wydarzenia w grze doprowadzają do spadku i podwyżki cen niektórych produktów. Kupywałem taniej, sprzedawałem drożej na przykład: W pierwszym tygodniu serwera, była cofka przez co ludzie nie mieli domków i dopiero pierwsza osoba, mogła go mieć dopiero dwa tygodnie po starcie serwera. Był to opłacalny interes ze względu na tańsze potiony, które można było tam kupić, więc ludzie na potęgę sprzedawali wszystko co mieli, byle wygrać licytację. Skupywałem za grosze itemy, które po tygodniu już były warte dziesięć razy więcej.

Przez pół roku mojej gry, wydałem pięćdziesiąt złotych. Dziesięć dni premium na początku, potem miesiąc, a potem już kupowałem go za walutę w grze, chociaż powiem szczerze, bardziej opłacało się iść do pracy, niż spędzać tyle czasu ile ja go spędzałem.

Nie miałem przyjaciół, ani znajomych w realu. Miałem ciężki okres i leczyłem się psychicznie po pracy, która mnie wykończyła, a może wykończyłem się sam. Siedziałem zamknięty w domu i jedyne moje okno na świat. Jedyny kontakt z ludźmi i jedyna rzecz jaka sprawiała mi radość to była właśnie tibia. Nie mogłem myśleć o niczym innym, nie rozmawiałem o niczym innym, w nocy nawet śniła mi się tibia jak znowu umieram i znów muszę nadrabiać poziom.

Było mi wszystko jedno co się ze mną dzieje i ze światem wokół. Nie goliłem się, nie obcinałem, ogólnie rzecz biorąc, mało o siebie dbałem, ale czy to była wina tej gry? Dziś jak tak myślę i analizuję moje życie. To uciekanie w gry było skutkiem moich problemów, mimo że otoczenie próbuje wmówić mi inaczej, napisałem o tym szerzej w jednym z moich wpisów na #smiecizglowy bo na pewno nie byłem jak niektórzy, którzy siedzieli całe dnie przed kompem. Pewnie bym skończył jak oni, ale rodzice mi nie pozwalali na to, jednak to mnie nie uchroniło, bo mimo że komputera nie miałem to i tak nie miałem znajomych, ani nie wychodziłem z domu.

Zaniedbywałem się i wiedziałem, że jest coraz gorzej. Także moje fundusze się kurczyły, ale póki mogłem żreć chociażby suche bułki i miałem prąd i internet. Nie widziałem potrzeby, by coś ze sobą zrobić. Najwyżej mnie wyrzucą z domu, będzie mi łatwiej się zabić. Tak sobie myślałem. Nie było nic na czym by mi zależało, prócz mojego konta i moich cyferek na level, pieniądze itp

Lubiłem bardzo ludzi, z którymi grałem. Siedziałem na ts całe dnie rozmawiając po kolei z każdym z nich, mimo że miałem wąskie horyzonty to jednak tibia nas jednoczyła i był to temat numer jeden. Dyskutowaliśmy o questach, o tym co się dzieje na serwerze, albo po prostu gdzie expić. Zgrana ekipa: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Podjąłem wiele głupich decyzji dla nich, których nie żałuję, ale na pewno przyczyniły się do tego, że skończyłem grać.

Sytuacja na serwerze wyglądała tak: Były dwie duże gildie: Szwedzi i Polacy. Walczyli ze sobą o dominację na serwerze. My nie byliśmy w żadnej grupie, a ja miałem uraz do Polaków, bo właśnie przywódcy tej gildii, to byli ludzie, którzy w chamski i wulgarny sposób mnie potraktowali. Większość ich ludzi taka była. Szwedzi nie robili takiej wiochy jak oni. Polacy wchodzili tam gdzie ktoś akurat expił i kazali im ,,spiealać“ bo ich zabiją. Jeżeli nie zszedłeś, byłeś zabijany, a potem trafiałeś na ,,hunt listę“ czyli listę ludzi do zabijania. Jeżeli cię przegonili to po kilku minutach szli szukać kolejnej ofiary.

Gdy ktoś trafił na hunt listę to był bity non stop, a gdy tylko logował się do gry. Zaraz przy nim, lub po jakimś czasie, pojawiał się przy nim ktoś z tej gildii i zaczynał go bić, a chwilę potem było ich już więcej jak szarańcza. Jeśli nie chciałeś byś na tej liście: musiałeś zapłacić dwieście pięćdziesiąt tibia coinów, co było równowarte wtedy czterdziestu złotym. Haracz trzeba było płacić co miesiąc.

Większość ludzi do nich dołączyła, bo w ten sposób nie była nękana. Ja i moja ekipa też padliśmy ich ofiarą, ale nie daliśmy się i gdy ktoś odwalił nam taki numer jak ten, który opisałem powyżej to typ leżał martwy. Cała nasza gildia trafiła na hunt listę i teraz zamiast expić, biliśmy się, bo mieliśmy jakiś tam śmieszny honor. Potem dołączyliśmy do Szwedów, bo mimo wszystko, oni nie robili takich jazd i zawsze można było się z nimi pośmiać, zapytać itp

Nastała wojna. Wojna polegała na tym, że można było bez ograniczeń zabijać ludzi z przeciwnej gildii, bez konsekwencji, pierwsza gildia, która zabije tysiąc osób wygrywa. Walka była zacięta i ostra. Wyrównana i wszystko wskazywało na to, że wygrają Szwedzi jednak stało się coś, przez co do dziś mam żal.

Lider grał wraz ze swoją dziewczyną. Ona nie brała udziału w wojnie. W przerwach pomiędzy bitkami, ludzie starali się nadrabiać levele i stracone pieniądze, więc gdy mieli przerwę, chcieli iść expić. Niestety na respie znalazła się dziewczyna lidera i nie chciała prostym żołnierzom ustąpić na pół godziny. Wybuchły zamieszki, ludzie zaczęli się kłócić. Lider stawał za swoją dziewczyną. Kolejny typ, który był wysoko w gildii, nagle zaczął narzekać na to, że padł zbyt wiele razy i raz, dwa, trzy. Jednej nocy z ekipy stu pięćdziesięciu osób, zostało siedemdziesiąt, a potem gildia została rozwiązana. Polacy wygrali serwer i zaczęli swoją tyranię.

Gdy już nie mieli przeciwników, w swojej gildi mieli tylko najlepszych z najlepszych. Gnębili każdego kto się im nie dostosował tak jak napisałem wyżej. Wpadali na respa, kazali wypi
*alać, albo hunt lista. Nim się obejrzałem, albo ludzie uciekali z serwera, albo płacili im haracz. My się biliśmy, ale z czasem zostało stu pięćdziesięciu przeciwników kontra nasza dziesiątka.

Miałem dostęp na ich teamspeaka... Wiecie jak to wyglądało? Mieli hunt listę, gdy ktoś się logował z niej, od razu dostawali powiadomienie i ciągle na warcie było kilku z nich i patrzyli. Mieli regulamin, który mówił, że wszystkie najbardziej wartościowe itemy jakie wydropią z bossów itp należą do nich i mają prawo je każdemu odebrać z członków. Neutralni musieli się podporządkować całkowicie. Na hunt listę mogłeś trafić nawet za to, że zastawiłeś komuś drogę gdy szedł prostą drogą. Dodatkowo była lista, kto, gdzie i ile wpłacić im kasy. Na haraczach zarobili DWADZIEŚCIA TYSIĘCY TC. Zarobili trzy tysiące dwieście złotych na dojeniu i nękaniu ludzi na serwerze!

Nim się obejrzałem na serwerze została garstka. Nawet moim ludziom się nie chciało logować... Bo co to za frajda z gry. Gdy się logujesz, a zaraz obok ciebie stoi trzech z tej ,,mafii“. Miałem trzysetnego rycerza i zawsze na mnie zbierało się dwadzieścia osób. Chcesz grać? Płać... Nie zapłaciłem. I chyba tylko dlatego przestałem grać, bo tak to by nic mnie z tego nie wyrwało.

#smiecizglowy <---- mam więcej takich tekstów. To był epizod 20

#przegryw #depresja #mmorpg #mmo #uzaleznienie #gry #tibia
  • 127