Kulisy tragicznej śmierci rodzeństwa turystów na Krecie
Danuta S. i jej brat Marek zginęli w górach podczas wycieczki do wąwozu Samaria na Krecie, choć można było ich uratować. Jednak ludzie, którzy powinni być odpowiedzialni za bezpieczeństwo turystów, popełnili zbyt wiele błędów.
Tak wynika z ustaleń dwójki przyjaciół pani Danuty, którzy pojechali na Kretę szukać zaginionego rodzeństwa, a przy okazji przeprowadzili swoje własne, prywatne śledztwo. Wszyscy po części zawiedli. Pracownicy biura podróży, przewodnik wycieczki, urzędnicy w konsulacie polskim, nawet nasz znajomy. Gdyby wcześniej powiadomiono policję, szybciej rozpoczęto poszukiwania, w porę wysłano helikopter z ratownikami w góry, można by ich było uratować. A tak, stała się wielka tragedia – uważają pan Bronisław, wspólnik pani Danuty i pan Jacek, jej przyjaciel.
Przypomnijmy. Rodzeństwo spędzało wakacje na Krecie z biurem Ecco Holiday. W sobotę 21 lipca wraz z grupą innych polskich turystów pojechało autokarem do najdłuższego w Europie, 18-kilometrowego wąwozu. Na miejscu turyści mieli sami kupić bilety. Tego dnia było bardzo gorąco, 40 stopni Celsjusza. Gdy po sześciu godzinach uczestnicy wycieczki dotarli do wioski Agia Rumeli, podczas obiadu w tawernie zorientowali się, że brakuje dwójki turystów. Mimo to przewodnik zdecydował, że autokar wróci bez nich do hotelu oddalonego o 170 km. Po powrocie – według zapewnień organizatora wyprawy – zawiadomił rezydenta o zaginięciu rodzeństwa.
Ten w niedzielę po południu zatelefonował na policję, ale oficjalne zawiadomienie zostało odnotowane dopiero w poniedziałek po godz. 16 – oburza się pan Jacek. Wtedy zaczęła się akcja poszukiwawcza. Strażnicy parku narodowego, w którym jest wąwóz, i wojsko przeszukali go dwa razy. Nie było śladu po dwójce turystów. Policja przyjęła nawet wersję porwania, choć było to nieprawdopodobne.
Dopiero w czwartek wieczorem przypadkowy grecki alpinista znalazł wycieńczonego Polaka wysoko w górach, w kanionie Trypiti, daleko od wąwozu Samaria. Jeszcze żył. Wymawiał nazwę wąwozu i hotelu. Grek zostawił mu swój zapas wody i wyruszył na szczyt góry, żeby znaleźć zasięg i powiadomił pomoc. Gdy po paru godzinach marszu zszedł na dół, Marek już był nieprzytomny. Gdzieś w pobliżu była Danusia. Jeszcze żyła. Tam liczyły się minuty. Tymczasem helikopter z ratownikami poleciał dopiero następnego dnia. Oboje już nie żyli– opowiadają ze smutkiem ich przyjaciele.
Zaginieni zmarli z odwodnienia i wycieńczenia. Ich zdaniem, największą winę za tę tragedię ponosi młody, niedoświadczony przewodnik wycieczki, który dopiero od tygodnia pracował na Krecie. Zgodnie z procedurą powinien policzyć wszystkich ludzi, rozdać bilety i wejść do wąwozu jako ostatni. Od samego początku wszyscy poszukujący byli wprowadzeni w błąd. Przewodnik Piotr P. powiedział policji, że widział Dankę i Marka w wąwozie, na czwartym kilometrze trasy, w miejscu zbiórki grupy. A to nieprawda. Oni nie oddalili się samowolnie od reszty grupy, jak podawał przedstawiciel biura podróży. Danka była rozsądną osobą. Oni tam w ogóle nie weszli – denerwują się przyjaciele zmarłej.
W samym wąwozie trudno się zgubić. Trasa, choć męcząca, wiedzie w dół, a potem idzie się ok. kilkanaście km dnem Samarii. Ściany są pionowe i nie ma gdzie skręcić. I nikt normalny nie zawraca, bo musiałby iść w górę. Zwłaszcza w 40-stopniowym upale – zaznacza pan Bronisław. Jak ustalili z kolegą, rodzeństwo prawdopodobnie po wyjściu z autokaru i kupnie biletów straciło z oczu wycieczkę, która schodami zeszła w dół. Wtedy oboje weszli na jedyny widoczny szlak, który wiedzie w góry Lefka Ori. Dowodem na to jest telefon od pani Danuty do znajomego, po 2,5-godzinnym marszu. Była zdyszana i wściekła na przewodnika, ale nie przerażona. Mówiła, że chyba się zgubili i że skopie mu tyłek, jak go dorwie – cytuje jej słowa pan Bronisław. To był ostatni kontakt z Danutą. Potem stracili zasięg. Znajomy zlekceważył ten telefon.
Gdyby wcześniej o nim powiedział, wiadomo by było, że nie ma ich w Samarii i poszukiwania poszłyby w inną stronę – przyznają jej przyjaciele. Grecka policja, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, nie pozwoliła im przejrzeć komórki przyjaciółki. Prezes biura podróży stwierdziła, że nie czuje się odpowiedzialna za ich zaginięcie, nawet moralnie, bo to dorośli ludzie– ubolewają mężczyźni.
Wąwóz Samaria odwiedzają tysiące turystów. W trakcie rozmowy z przyjacielem z Polski, kobieta stwierdza, że chyba się zgubili. Czyli od samego początku poszli w złym kierunku? Dlaczego nie zawrócili do miejsca startu i nie zabrali się z inną wycieczką?
Dlaczego przewodnik wycieczki zlekceważył brak 2 osób w swojej grupie i nie wrócił po nich lub nie zgłosił niezwłocznie policji?
@Sierzant_Cruchot: W tym wydarzeniu nie ma nic ciekawego. Zgubili się w górach bez prowiantu i zapasów wody. Gdyby nie byli typowym Januszem i Grażyną na wycieczce nie wchodziliby tam uwzględniając chociażby panujące warunki temperaturowe. Tym bardziej jeśli się oddzielili od grupy.
To nie kolonia dla 6 latków gdzie po godzinie nieobecności informuje się wszystkie służby. Doba po zaginieciu w przypadku osób dorosłych nie jest niczym niezwykłym.
@czarnoziem: Moją ciekawość wzbudza fakt, że Wąwóz Samaria jest jedną z największych atrakcji turystycznych na Krecie. A jednak dwie dorosłe osoby zgubiły się tam na kilka dni, nie znajdując żadnych ludzi, domów czy drogi asfaltowej.
Umarli z pragnienia i wycieńczenia mając setki turystów dookoła siebie.
@Sierzant_Cruchot: a przeczytałeś tekst? Przecież nie poszli do wąwozu ale w góry w których znalazł ich przypadkowy alpinista. Zgubili grupę i typowo Januszowym „a co ja nie dam rady?” ruszyli w pierwszy lepszy szlak na jaki trafili.
W tym wydarzeniu nie ma nic ciekawego. Zgubili się w górach bez prowiantu i zapasów wody. Gdyby nie byli typowym Januszem i Grażyną na wycieczce nie wchodziliby tam uwzględniając chociażby panujące warunki temperaturowe. Tym bardziej jeśli się oddzielili od grupy.
@czarnoziem: i jakoś nie wpadli na to, że w komórce maja mapę. Skorio dzwonili do kogoś to zasięg był czyli mapy tez sie ładowały.
@Sierzant_Cruchot: halo, rozumiesz co się do ciebie pisze? ( ͡°͜ʖ͡°) Gdyby byli w wąwozie natrafiliby na wycieczki. Oraz znaleziono by ich we wtorek jeśli już. Oni poszli w innym kierunku. W okoliczne góry. Przestań siać zamęt i czytaj ze zrozumieniem.
1. Przyjechali autokarem z całą grupą i przewodnikiem. 2. Każdy kupował bilet dla siebie (czyli byli przy kasie/ wejściu do wąwozu). 3. Poszli w innym kierunku niż prowadzą schody i idą wszyscy turyści?!
@Sierzant_Cruchot: Weszli na nie ten szlak, bo przewodnik tak pogonił wycieczkę, że całkiem stracili ją z oczu. W efekcie poszli w góry a nie do wąwozu i tam zapewne się pogubili.
Jak do cholery mogli pomylić trasy, tam są jedne schody, wszystko dobrze oznaczone, sporo ludzi. Zabrakło rozsądku i trzeźwego myślenia, a potem prowiantu, wody i życia.
Zgubili się w górach bez prowiantu i zapasów wody.
Sorry, ale po prawidłowym wejściu do wąwozu nie potrzebujesz zapasów wody i prowiantu. Bez jedzenia do obiadu dasz radę a woda po drodze jest. W wąwozie jest też chłodniej bo ściany wysokie i pionowe. To jak wycieczka do Morskiego Oka więc z tym przygotowaniem nie przesadzaj.
Ja się zastanawiam jak można wejść na pustą ścieżkę w zupełnie innym kierunku gdy widać,
Wygląda na to, że w tym samym miejscu zaczynały się różne szlaki. Wejście na szlak do wąwozu było słabo oznakowane, więc poszli na dobrze widoczny początek innego szlaku. A tym szlakiem nikt nie szedł i nie miał ich kto zawrócić. "Wywołane zdjęcia z aparatu Danuty dowodzą, że rodzeństwa w ogóle nie było w wąwozie. Bogusław jest pewien, że się zgubili i stracili grupę z oczu: – Może poszli do toalety przed wejściem.
Nie mogli wrócić, bo drobne kamienie usuwały im się spod stóp.
@KubaGrom: A jak wchodzili to im się nie usuwały spod stóp? Ta historia mocno się nie klei bo to wygląda jakby ta dwójka była strasznie nieogarnięta. Ludzie w momencie narażenia życia potrafili przechodzić dziesiątki kilometrów, a oni nie potrafili wrócić 5 km tą samą trasą którą przed chwilą weszli (i nie była to pionowa skała na K2)? Poważnie dziwnie czyta
@Sierzant_Cruchot: To jest kurła niemożliwe. Musieli być może bardzo niedoświadczeni w jakimkolwiek łażeniu po górach. Nie mieli nic, jakichś mapek szkicowych chociaż, folderów, czy czegokolwiek że poleźli pod górę?
Danuta S. i jej brat Marek zginęli w górach podczas wycieczki do wąwozu Samaria na Krecie, choć można było ich uratować. Jednak ludzie, którzy powinni być odpowiedzialni za bezpieczeństwo turystów, popełnili zbyt wiele błędów.
Tak wynika z ustaleń dwójki przyjaciół pani Danuty, którzy pojechali na Kretę szukać zaginionego rodzeństwa, a przy okazji przeprowadzili swoje własne, prywatne śledztwo. Wszyscy po części zawiedli. Pracownicy biura podróży, przewodnik wycieczki, urzędnicy w konsulacie polskim, nawet nasz znajomy. Gdyby wcześniej powiadomiono policję, szybciej rozpoczęto poszukiwania, w porę wysłano helikopter z ratownikami w góry, można by ich było uratować. A tak, stała się wielka tragedia – uważają pan Bronisław, wspólnik pani Danuty i pan Jacek, jej przyjaciel.
Przypomnijmy. Rodzeństwo spędzało wakacje na Krecie z biurem Ecco Holiday. W sobotę 21 lipca wraz z grupą innych polskich turystów pojechało autokarem do najdłuższego w Europie, 18-kilometrowego wąwozu. Na miejscu turyści mieli sami kupić bilety. Tego dnia było bardzo gorąco, 40 stopni Celsjusza. Gdy po sześciu godzinach uczestnicy wycieczki dotarli do wioski Agia Rumeli, podczas obiadu w tawernie zorientowali się, że brakuje dwójki turystów. Mimo to przewodnik zdecydował, że autokar wróci bez nich do hotelu oddalonego o 170 km. Po powrocie – według zapewnień organizatora wyprawy – zawiadomił rezydenta o zaginięciu rodzeństwa.
Ten w niedzielę po południu zatelefonował na policję, ale oficjalne zawiadomienie zostało odnotowane dopiero w poniedziałek po godz. 16 – oburza się pan Jacek. Wtedy zaczęła się akcja poszukiwawcza. Strażnicy parku narodowego, w którym jest wąwóz, i wojsko przeszukali go dwa razy. Nie było śladu po dwójce turystów. Policja przyjęła nawet wersję porwania, choć było to nieprawdopodobne.
Dopiero w czwartek wieczorem przypadkowy grecki alpinista znalazł wycieńczonego Polaka wysoko w górach, w kanionie Trypiti, daleko od wąwozu Samaria. Jeszcze żył. Wymawiał nazwę wąwozu i hotelu. Grek zostawił mu swój zapas wody i wyruszył na szczyt góry, żeby znaleźć zasięg i powiadomił pomoc. Gdy po paru godzinach marszu zszedł na dół, Marek już był nieprzytomny. Gdzieś w pobliżu była Danusia. Jeszcze żyła. Tam liczyły się minuty. Tymczasem helikopter z ratownikami poleciał dopiero następnego dnia. Oboje już nie żyli– opowiadają ze smutkiem ich przyjaciele.
Zaginieni zmarli z odwodnienia i wycieńczenia. Ich zdaniem, największą winę za tę tragedię ponosi młody, niedoświadczony przewodnik wycieczki, który dopiero od tygodnia pracował na Krecie. Zgodnie z procedurą powinien policzyć wszystkich ludzi, rozdać bilety i wejść do wąwozu jako ostatni. Od samego początku wszyscy poszukujący byli wprowadzeni w błąd. Przewodnik Piotr P. powiedział policji, że widział Dankę i Marka w wąwozie, na czwartym kilometrze trasy, w miejscu zbiórki grupy. A to nieprawda. Oni nie oddalili się samowolnie od reszty grupy, jak podawał przedstawiciel biura podróży. Danka była rozsądną osobą. Oni tam w ogóle nie weszli – denerwują się przyjaciele zmarłej.
W samym wąwozie trudno się zgubić. Trasa, choć męcząca, wiedzie w dół, a potem idzie się ok. kilkanaście km dnem Samarii. Ściany są pionowe i nie ma gdzie skręcić. I nikt normalny nie zawraca, bo musiałby iść w górę. Zwłaszcza w 40-stopniowym upale – zaznacza pan Bronisław. Jak ustalili z kolegą, rodzeństwo prawdopodobnie po wyjściu z autokaru i kupnie biletów straciło z oczu wycieczkę, która schodami zeszła w dół. Wtedy oboje weszli na jedyny widoczny szlak, który wiedzie w góry Lefka Ori. Dowodem na to jest telefon od pani Danuty do znajomego, po 2,5-godzinnym marszu. Była zdyszana i wściekła na przewodnika, ale nie przerażona. Mówiła, że chyba się zgubili i że skopie mu tyłek, jak go dorwie – cytuje jej słowa pan Bronisław. To był ostatni kontakt z Danutą. Potem stracili zasięg. Znajomy zlekceważył ten telefon.
Gdyby wcześniej o nim powiedział, wiadomo by było, że nie ma ich w Samarii i poszukiwania poszłyby w inną stronę – przyznają jej przyjaciele. Grecka policja, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, nie pozwoliła im przejrzeć komórki przyjaciółki. Prezes biura podróży stwierdziła, że nie czuje się odpowiedzialna za ich zaginięcie, nawet moralnie, bo to dorośli ludzie– ubolewają mężczyźni.
Źródło: wp
#gruparatowaniapoziomu
#ciekawostki
Wąwóz Samaria odwiedzają tysiące turystów.
W trakcie rozmowy z przyjacielem z Polski, kobieta stwierdza, że chyba się zgubili. Czyli od samego początku poszli w złym kierunku?
Dlaczego nie zawrócili do miejsca startu i nie zabrali się z inną wycieczką?
Dlaczego przewodnik wycieczki zlekceważył brak 2 osób w swojej grupie i nie wrócił po nich lub nie zgłosił niezwłocznie policji?
o tym już nikt nie wspimniał
@Sierzant_Cruchot: a o tym wspomniano. każdy popełnił błąd. sami turyści również.
To nie kolonia dla 6 latków gdzie po godzinie nieobecności informuje się wszystkie służby. Doba po zaginieciu w przypadku osób dorosłych nie jest niczym niezwykłym.
Koleżanka jest niezadowolona bo nie
Umarli z pragnienia i wycieńczenia mając setki turystów dookoła siebie.
@czarnoziem: i jakoś nie wpadli na to, że w komórce maja mapę. Skorio dzwonili do kogoś to zasięg był czyli mapy tez sie ładowały.
Od 1:49 Youtube
Gdyby byli w wąwozie natrafiliby na wycieczki. Oraz znaleziono by ich we wtorek jeśli już. Oni poszli w innym kierunku. W okoliczne góry. Przestań siać zamęt i czytaj ze zrozumieniem.
1. Przyjechali autokarem z całą grupą i przewodnikiem.
2. Każdy kupował bilet dla siebie (czyli byli przy kasie/ wejściu do wąwozu).
3. Poszli w innym kierunku niż prowadzą schody i idą wszyscy turyści?!
Tak to mam rozumieć?
Sorry, ale po prawidłowym wejściu do wąwozu nie potrzebujesz zapasów wody i prowiantu. Bez jedzenia do obiadu dasz radę a woda po drodze jest. W wąwozie jest też chłodniej bo ściany wysokie i pionowe. To jak wycieczka do Morskiego Oka więc z tym przygotowaniem nie przesadzaj.
Ja się zastanawiam jak można wejść na pustą ścieżkę w zupełnie innym kierunku gdy widać,
@czarnoziem: jestes typowy Janusz, ktory zna odpowiedz na wszystko i wie co inni mysla, oczywiscie po januszowemu
"Wywołane zdjęcia z aparatu Danuty dowodzą, że rodzeństwa w ogóle nie było w wąwozie. Bogusław jest pewien, że się zgubili i stracili grupę z oczu: – Może poszli do toalety przed wejściem.
@KubaGrom: A jak wchodzili to im się nie usuwały spod stóp? Ta historia mocno się nie klei bo to wygląda jakby ta dwójka była strasznie nieogarnięta. Ludzie w momencie narażenia życia potrafili przechodzić dziesiątki kilometrów, a oni nie potrafili wrócić 5 km tą samą trasą którą przed chwilą weszli (i nie była to pionowa skała na K2)? Poważnie dziwnie czyta
@KubaGrom: to akurat straszna głupota, wystarczyło żeby właśnie za tym tłumem poszli...