Wpis z mikrobloga

W zalewie chłamu, przeciętności i seriali robionych na jedno kopyto w końcu odnalazłem małą perełkę (choć nie bez skazy):

Sześć stóp pod ziemią - lepszej produkcji o życiu i śmierci nie uświadczycie.

Na wstępie warto byłoby przybliżyć sylwetki głównych bohaterów, ale poniekąd byłoby to bezsensowną robotą. Serial bowiem mocno akcentuje na przemijalność życia, w tym też życia prowadzonego przez wykreowane postacie. Rodzina Fisherów - wokół której kręci się cała fabuła - jest dynamiczna, zmienna i ich charakter/postawa będzie ewoluowała wraz z upływem czasu i doświadczeń życiowych. Bohaterowie z samego początku serialu, będą już innymi osobami w momencie, w którym przyjdzie nam się z nimi pożegnać.

Trzeba przyznać, że osadzenie historii w rodzinie prowadzącej zakład pogrzebowy, by opowiedzieć o życiu i śmierci - było w całej swej prostocie genialnym pomysłem. Każdy odcinek zaczyna się od zgonu jakiejś osoby (przeważnie niepowiązanej z Fisherami). Raz może być to pretekstem do rozważań o śmierci, innym razem niesie za sobą jakieś konsekwencje fabularne (np. otrzymany spadek), a kiedy indziej służy to tylko wprowadzeniu czarnego humoru. Śmierć w tym serialu ma bezpretensjonalną formę i przybiera różne oblicza. Ludzie umierają od zwyczajnych okoliczności (starość, choroba), przez tragiczne wydarzenia (morderstwa, wypadki samochodowe), aż po absurdalne sytuacje (kot, który wpycha suszarkę do wanny). Można zginąć zawsze i wszędzie. Jak to w życiu bywa.

Ciekawym spostrzeżeniem scenarzystów jest fakt, iż nikt z nas nie jest realnie przygotowany na śmierć. Fisherowie - dla których obcowanie z nią jest przecież chlebem powszednim - zaczynają wariować, gdy owa śmierć dotrze bezpośrednio do nich samych. Cały serial zaczyna się od śmierci seniora rodu - Nathaniela Fishera. Skoro nawet dla tej rodziny jest to wydarzenie znacznie przekraczające ich możliwości pogodzenia się ze śmiercią - to nikt inny też nie będzie w stanie temu podołać.

Do tej pory pisałem tylko o śmierci, a przecież o życiu również traktuje ten serial. Poza balsamowaniem zwłok i przygotowywaniem pogrzebów, Fisherowie prowadzą zwyczajne życie. Rozwijają się, romansują, zdradzają, krzywdzą, bawią się, przeżywają wzloty i upadki. Poznają różnych ludzi, z których część pozostanie z nimi na dłuższą chwilę, a część zniknie na zawsze. Fabuła jest mniej więcej tak zbalansowana, by z jednej strony utrzymać przy sobie uwagę widza, a z drugiej strony nie "przedobrzyć" z operą mydlaną. Mamy więc wątki całkiem błahe, trochę poważniejsze jak i takie o wadze "life and death". Tutaj pojawia się mój pierwszy zgrzyt z serialem - czasami jest równie ciekawie, co w "Klanie". Rozumiem ogólny zamysł, ale dobra fabuła nie usypia nawet na chwilkę. Jeśli chodzi w ogóle o "wciąganie" to "Sześć stóp pod ziemią" prezentuje podobną dynamikę, co "Breaking Bad" - zaczyna się dobrze, później jeszcze bardziej się rozkręca, by tak mniej więcej w 3/4 serialu dostać lekkiej zadyszki. Ale ostatecznie okazuje się to tylko ciszą przed burzą, gdyż na ostatniej prostej wrzucamy dodatkowy bieg i do samego końca jesteśmy pochłonięci historią.

Zbalansowana jest fabuła, zbalansowane są też sylwetki bohaterów. Każdy przechodzi swoją drogę, każdy ma zalety i słabości. I nie zawsze prowadzi to do pozytywnego rozwoju postaci. Jeśli myślicie, że wszystkich tutaj ostatecznie czeka happy end to się grubo mylicie. Życie różnie potraktuje bohaterów. Niekoniecznie na plus. Jak to w życiu bywa. Całą rodzinę Fisherów - jak i innych - można polubić, jednak jedna postać nie przypadła mi do gustu - a jest nią Ruth. Strasznie przerysowany charakter. To znaczy na dobrą sprawę każdy jest tutaj trochę przerysowany, ale ona... negatywnie się tutaj wyróżnia.

Problem z balansem dotyka jeszcze jednej sfery. Twórca serialu - Alan Bell - powiedział o swoim serialu kiedyś coś takiego:

Sześć stóp pod ziemią odnosi się nie tylko do bycia zagrzebanym, jak pogrzebane jest ludzkie ciało, ale też do pierwotnych emocji i uczuć toczących się pod powierzchnią. W sytuacji otaczającej śmierci, dla równowagi, rodzi się potrzeba pewnej intensywności doznań, chęć ucieczki. Uganianie się Nate'a za kobietami, seksualne eksperymentowanie Claire, uprawianie seksu przez Davida z męskimi prostytutkami w miejscach publicznych, kolejne romanse Ruth – to siła życiowa starająca się przebić przez całe to cierpienie, żal i depresję.

No właśnie - jedyną ucieczką od śmierci jest dla bohaterów seks. To znaczy może i nie jedyną, ale bardzo wybijającą się na główny plan. Serial opowiada mimo wszystko o zwykłych Kowalskich, a zachowują się oni jak jakieś środowisko artystyczne czy hippisowskie. Lekko tutaj zaspoileruję, ale nawet nie podejrzewacie ilu bohaterów doświadczy (lub wyjdzie na jaw, że doświadczyło już) stosunków homoseksualnych. Już nie wspominając o otwartych związkach, przelotnych romansach itp. Praktycznie nikt tutaj nie zachowuje wstrzemięźliwości czy nie prowadzi nudnego życia seksualnego. Jest to i przerysowane, i płytkie zarazem.

Mimo to Sześć stóp pod ziemią może być dla widza przeżyciem z pogranicza metafizyki (jakkolwiek to banalnie nie brzmi). A realność świata przedstawionego (która mimo wcześniejszych zarzutów jak najbardziej występuje) potęguje te doznania. Serial HBO nie będzie was mamił pretensjonalnym tonem i wiekopomnymi eposami o sensie życia. Po prostu wyłoży wam kawa na ławę jak jest. Bez konkretnych odpowiedzi, za to z refleksją na temat ulotności ziemskiej egzystencji.

I na zakończenie tej recenzji osobny akapit dla samego zakończenia serialu. Jeśli wpiszecie w sobie w googlach "the best series finales of all the time" to obok Rodziny Soprano czy The Wire wyskoczy wam właśnie "Six feet under". Nie przez przypadek. Finał serialu jest emocjonującym przeżyciem, ci wrażliwsi niech przygotowują sobie chusteczki. Możecie sobie dowolnie obrać drogę we własnym życiu, a ostatecznie i tak doprowadzi was do tego samego. Cieszcie się z każdej chwili tu i teraz. Innego wyboru zresztą nie macie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ok, chyba pora kończyć, bo już mi się włączył Paolo Coelho.

8/10

#seriale #hbogo #sixfeetunder
waro - W zalewie chłamu, przeciętności i seriali robionych na jedno kopyto w końcu od...

źródło: comment_SJM8J30oZv8GwNfywP76HhtbxnvOnvku.jpg

Pobierz
  • 7
@chilon: też oglądałem Dextera najpierw. Ale teraz z kolei trudno byłoby mi się przestawić na Dextera Morgana. Świetny aktor, ot co ( ͡° ͜ʖ ͡°)