Wpis z mikrobloga

To już drugi epizod serii oblężniczej i w całości będzie poświęcony mitom na temat artylerii. A to dlatego, że jest ich naprawdę wiele.

#naprawiamfantasy <- tag, w którym przez parę następnych wpisów rozwodzić będziemy się nad historycznymi aspektami oblężeń.

Zacznijmy od największego mitu - artyleria NIE służyła do burzenia murów w walce! Tak, wiem, wyskoczycie zaraz z przykładami, kiedy rzeczywiście ostrzał zburzył mur, ale to wyjątki, nie reguła - koronnym będzie zamek w Stirling w Szkocji. To przykład kompletnie nietrafiony, bo:
1. To ekstremum - największy zarejestrowany w historiografii trebusz. Wieziony na dwudziestu wozach. To oznacza, że każdy inny trebusz najpewniej był mniejszy.
2. Zamek Stirling nie był wielką fortecą - jeszcze parę lat wcześniej był w całości drewniany, niedługo przed bitwą przynajmniej jego część wykonano z kamienia.
3. Nie odbyło się podczas walki! To jest najważniejsze! Król Edward Długonogi (co to jest w ogóle za przydomek!?) ostrzelał zamek po tym, jak ten się poddał. To pozwala podstawić trebusz dużo bliżej bez strachu przed zastrzeleniem z łuku przez obrońcę, a co najważniejsze - nie był zagrożony przez artylerię obrońców.
4. Uszkodzono tylko kawałek muru kurtynowego. To nie oznacza zburzenia muru i upadku zamku.

Skoro zaczęliśmy od sensacji to teraz merytoryka. Do obrazka przejdę na końcu, a teraz w punktach zajmiemy się innymi mitami:

Wielkość pocisku.
W filmach często widzimy gigantyczne pociski. Olbrzymie. To możliwe, ponieważ papier-mâché, szczególnie pusty w środku, może być bardzo lekki. Normalne pociski toczone były zwykle z kamienia. Na temat wielkości trwają spory, ale największe współczesne rekonstrukcje trebuszy z przeciwwagą miotają pociski o masie około 80 kilogramów. Średnica takiego pocisku to około 42 centymetrów, czyli dwukrotna średnica piłki do koszykówki, albo trochę mniej, niż szerokość barków mężczyzny. To nie są gigantyczne głazy. Istniał ku temu bardzo poważny powód - im cięższy pocisk, tym mniejsza odległość, na którą dana maszyna go pośle.

Odległość strzału.
Popularny, krążący w internecie obrazek mówi, że trebusz mógł miotać "stukilogramowe kamienie na odległość trzystu metrów" Cóż, nawet największy trebusz miotał kamienie na odległość dwustu jardów, a był wysoki na ponad połowę tej odległości - jakieś sto - sto dwadzieścia jardów.
Taki trebusz w ostrzale prawdziwego, broniącego się zamku byłby raczej nieprzydatny. Dlaczego?
Bo to mniejsza odległość, niż strzał z łuku z murów. A to wystarczy do ranienia obsługi, która wówczas musiałaby chronić się za drewnianymi, bądź wiklinowymi osłonami. Co więcej zamki zwykle miały swoją artylerię, którą mogły wykorzystać przeciwko oblegającym, mając przy tym przewagę wysokości i osłony. Tak, trebusz mógł miotać stukilogramowe pociski. Tak, mógł miotać pociski na odległość trzystu metrów. Ale raczej nie oba naraz.

Burzenie murów.
Tak jak mówiłem, poza wyjątkowymi przypadkami ostrzał nie burzył murów. Służyły do tego celu inne zabiegi, które jeszcze opiszę, ale nie ostrzał. Zresztą, nawet gdyby mieć magiczną katapultę, która zamienia trafioną sekcję muru w kruszywo na powiedzmy metr długości w lewo i prawo od miejsca trafienia, to przy pięciometrowym murze grubości dwu metrów daje to górę dwudziestu metrów sześciennych kamienia. To nie Total War gdzie trafiony mur magicznie znika, gruzu nikt nie zjada, nie wywiewa go wiatr. Taka sterta jest niewiele niższa, niż mur i też bardzo trudno ją pokonać. W epoce artylerii prochowej i petard mury fortec padały, a fortece broniły się dalej. O tym, do czego stosowano ostrzał, będzie w osobnym wpisie.

Katapulta.
Katapulta to dosłownie "to, co ciska w dół". Było to zbiorcze określenie wszystkiego, co miota używane w średniowieczu. Zasadniczo w samym średniowieczu nie stosowano katapult, poza małymi, używanymi do obrony fortec. Katapulty w typie antycznym były drogie, opierały się na łatwo zużywającym się, awaryjnym mechanizmie i tak samo, jak łuki traciły swoje właściwości w deszczu. Bardzo szybko wyszły z użycia, poza sporadycznymi przypadkami, przez większą część średniowiecza stosowano trebusz, ale nie taki wielki, godnie wyglądający jak z filmów, tylko ciągniony, blisko spokrewniony z procą.

Powszechność.
Nie każde oblężenie miało artylerię po stronie atakujących. Bardzo prawdopodobne jest, że artyleria po stronie obrońców była nawet nieco bardziej powszechna! Łatwiej jest trzymać jedną, dwie machiny pod dachem, w przeznaczonym do tego miejscu, niż ciągać je za sobą w częściach i montować na miejscu przy użyciu narąbanego lokalnie drzewa. Dodatkowo umiejscowienie artylerii na murach daje im sporą przewagę wynikającą z wysokości oraz osłony przez blanki i dach.

Petraria arcatinus.
Tak nazywa się potworek widoczny na obrazku. Jest kompletnie ahistoryczny, a pierwsza "rycina" przedstawiająca go pojawia się w XIX wieku, co każdemu znającemu historiografię tego czasu powinno wystarczyć jako poważny dowód przeciwko. Kilka słów o pochodzeniu - autorem pierwszej grafiki nie był historyk, a artysta tworzący karykatury, co jest piękną ironią losu, biorąc pod uwagę wygląd machiny. Sama nazwa "kamieniarka łukowa" jest już dostatecznie zabawna. Na szczególne wyróznienie zasługują:
- koła z kolcami i kolce z przodu. Jak wiemy, katapulty były wykorzystywane głównie do walki w zwarciu i dynamicznych pościgów, stąd ważne jest, żeby miały takie kolce. Ryzyko utracenia najbardziej wykształconych mistrzów ciesielstwa przez gangrenę, jakiej nabawią się od przypadkowego nadziania na kolec to nic wobec potencjału przebijania nieistniejących jeszcze przez parę stuleci opon.
- koła jako takie - to ważne, żeby część energii szła na przesuwanie machiny, a nie cała była wkładana w miotanie kamienia
- gigantyczny głaz - o rozmiarach pocisku napiszę w odcinku o artylerii, ale ten jest o wiele za duży. Być może autor chciał być bardzo groźny, albo leczył kompleksy
- jak dokładnie ma działać ten łuk? Bo napinają się tylko końcówki. Poza tym jeśli same liny dają za mało energii to można ich dołożyć, zamiast dokładać łuk, bo albo jedno będzie przeważało siłą, albo drugie. Poza tym cięciwa ciągnąć będzie łyżkę krócej, niż liny
- co to za wystająca dołem podłoga utrudniająca dostęp do lin i ich wymianę?
- wygląda na to, że linę zabezpieczającą łychę trzeba było przecinać.
- co skręca liny? Gdzie jest dostęp do korby?

W następnym odcinku zajmiemy się już pokazaniem, jak oblężenia wyglądały naprawdę.

Obrazek pochodzi z pierwszej edycji Pathfindera, z podręcznika głównego.

Pobierz S....._ - To już drugi epizod serii oblężniczej i w całości będzie poświęcony mitom n...
źródło: comment_15vdvUjiWjVbY1nIVzWhzLzuek4Ru5hN.jpg
  • 39
@Slucham_psa_jak_gra_: no na pewno nie wykonał większego, na pewno tez nie wykonał nawet takiego na 1/3 tej wysokości, bo to po prostu technologicznie niemożliwe przy użyciu materiałów z epoki. Może, moooooże wykonali taki na 1/5 wysokości, ale też wątpię.

Szukam teraz jakie wymiary miał ten cały Warwolf i faktycznie stronki internetowe podają takie wymiary, ale kogoś tam musiała mocno fantazja ponieść. Drewniane ramię o długości 100 metrów nie da rady unieść
@Slucham_psa_jak_gra_: a, już wiem chyba, gdzie jest błąd w tych źródłach. Ktoś pewnie źle przetłumaczył i chodziło o wystrzelenie pocisku na taką wysokość, co faktycznie mogłoby być konieczne, jeśli miałby przelecieć jej dwukrotność. Modele i rysunki rekonstrukcyjne sugerują wysokość ~15 metrów.
@tomtom666: Oczywiście, że nie dałoby rady. Tak samo nie dźwignęłoby trzystufuntowego kamienia i nie wyrzuciło go na dwieście jardów. To zresztą ta sama relacja, która mówi, że ten trebusz burzył mury. Specjalnie to zestawiłem mając nadzieję, że ktoś zrozumie sugestię dotyczącą obu tych informacji - że były podobnie prawdziwe. Cieszę się, że to znalazłeś.
Średniowieczne relacje są ogromnie przesadzone. Trebusz 1/5 wysokości jest skonstruowany obecnie. Najpewniej były też nieco większe machiny.
Średniowieczne relacje są ogromnie przesadzone


@Slucham_psa_jak_gra_: odnośnie tych 300 funtów wystrzelonych na wysokość 100 metrów, jak jest jakiś mirek dobry z fizyki, mógłby policzyć, jaką energię do tego potrzeba, ile wygeneruje ramię z przeciwwagą, jakie będzie przyspieszenie po tym czasie, wszystko do sprawdzenia bez wychodzenia z domu. Dla mnie byłaby to tortura, nie pamiętam wzorów, musiałbym wszystko wyprowadzać, ale może komuś się nudzi?
@Slucham_psa_jak_gra_: Widzisz rzecz w tym, że nie ma pewności co do tego czy to co dzisiaj nazywamy katapultą było tak nazywane tak przez greków. Istnieje teoria, całkiem prawdopodobna, że katapultą nazywano balisty, a balisty katapultami. Cała sprawa jest dosyć niejasna i kategorycznie tutaj nic nie można stwierdzić.