Wpis z mikrobloga

Wiele osób będących przeciwko strajkowi nauczycieli używa argumentów o słabej jakości nauczania i anegdotycznych dowodów z własnej doświadczenia (w stylu: "jak byłem w liceum to 99% nauczycieli to byli idioci, nie potrafili nas niczego nauczyć i stawiali jedynki"). A co w takim razie powiecie na temat zasadności podwyżek dla nauczycieli wychowania przedszkolnego?

Tak się składa, że moja żona jest z wykształcenia właśnie nauczycielem przedszkolnym. Oznacza to, że po 5 latach studiów przysługuje jej wynagrodzenie w wysokości 2417 PLN brutto (w 2018). Oprócz tego jest jeszcze dodatek wychowawczy w wysokości ok. 100 zł, co daje razem ~2500 zł brutto, czyli na rękę mniej więcej 1800 zł.

"No świetnie" - powiecie - "ale takie pieniądze za ledwo 18 godzin pracy to przecież świetne warunki, w czasie wolnym niech sobie bierze jakąś dorywczą pracę w stylu bycia prywatną nianią i żyć nie umierać". Jeśli tak myślicie, to popełniacie co najmniej jeden błąd, ponieważ pensum nauczyciela wychowania przedszkolnego to nie 18, a 25 godzin tygodniowo.

Uważacie że tacy nauczyciele powinni pracować po 8 godzin? Posiedźcie chociaż 3 godziny ogarniając 25 rozwrzeszczanych dzieciaków. W teorii w takich grupach powinna być jeszcze dodatkowa osoba do pomocy, ale realia wyglądają nieco inaczej, więc może się okazać, że owe 5 godzin spędzacie sam na sam z całą grupą maluchów. Jeden się zesikał więc musicie go przebrać, drugi goni kolegę, chcąc uderzyć go półką wyrwaną z regału, po trzeciego przychodzi własnie rodzic, a czwarty rozpłakał się bo tęskni za mamą. O własnych potrzebach fizjologicznych czy przerwie na kanapkę oczywiście możecie przy tym zapomnieć. Rzeczywiście ekstra warunki pracy, nie to co 8 godzin za biurkiem w korpo i ustawową przerwą co godzinę, a w praktyce kiedy tylko się chce.

"Ok, praca może i niełatwa, ale to wciąż tylko 25 godzin tygodniowo, przecież nauczyciel przedszkolny nie musi siedziec po pracy nad sprawdzaniem kartkówek i sprawdzianów". Tak, kartkówkami w przedszkolu nikt się nie zajmuje, ale gwarantuję Wam, że przez pierwsze lata pracy taki nauczyciel na pewno nie spędza na porządnym przygotowywaniu się do zajęć mniej niż 4 godziny dziennie. Nie jest łatwo zdobyć zainteresowanie tematem u małych dzieci i utrzymać je przez kilkadziesiąt minut, więc spędzacie mnóstwo czasu na szukaniu materiałów, piosenek, wierszyków, wymyślaniu kreatywnych zabaw na ich podstawie, tworzenie scenariuszy lub adaptowanie już znalezionych. Później spędzacie godziny na drukowaniu i laminowaniu wszystkich potrzebnych pomocy, kolorowaniu, malowaniu itp. Rzecz jasna zapomnijcie, że ktoś Wam za to zapłaci, więc przygotujcie się na dodatkowe miesięczne wydatki na tonery do drukarki i folie do laminowania. 100 zł wyjdzie spokojnie.

O radach pedagogicznych, obowiązkowych szkoleniach które wcale niczego nowego nie uczą i biurokracji nie będę już wspominał, bo rzecz ma się tu podobnie jak w szkole i w obu przypadkach są to dodatkowe godziny nauczyciela, za które przecież dodatkowego wynagrodzenia nie otrzyma.

"Racja, w ciągu roku szkolnego różowo nie jest, ale przecież są wakacje, ferie, przerwy świąteczne - tacy nauczyciele mają od groma wolnego". Taaa, po pierwsze nie mogą wziąć normalnego urlopu w ciągu roku. Jedyne co im pozostaje, to zastępstwa. Czyli jeśli potrzebujesz coś załatwić, to godzisz się że w inny dzień weźmiesz za kogoś zajęcia i będziesz z tymi dziećmi siedzieć nie 5, ale 10 godzin. Ale ok, każdy kto idzie do pracy w oświacie jest świadom takiego stanu rzeczy. Większość osób krzyczących o wakacjach nie jest natomiast świadoma tego, że np. w przedszkolu (w szkole zresztą też), nie ma mowy o "2 miesiącach wakacji". Standardowo przedszkola publiczne mają tzw. dyżury, to znaczy jedne pracują przez pierwszą połowę wakacji, a inne przez kolejną. W rezultacie żaden nauczyciel nie ma więcej niż miesiąc wolnego w lecie. Ferie zimowe? W przedszkolu takie pojęcie dla nauczycieli praktycznie nie występuje, przecież rodzice wciąż pracują i wciąż będą swoje małe dzieci przyprowadzać.

Kształtuje się nam zatem obraz osoby, która po 5 latach kształcenia się na studiach, realnie pracując w miesiącu co najmniej 160-170 godzin, otrzymuje ochłapy w wysokości ok. 1800 PLN, z czego musi oczywiście zapłacić za dojazd do pracy i przygotowywanie materiałów, czyli finalnie dysponuje gotówką w wysokości 1600 PLN miesięcznie. Czy taka osoba może być w ogóle samodzielna, żyjąc w jakimkolwiek dużym polskim mieście? Ma wynajmować za 800 PLN pokój w mieszkaniu ze studentami i oszczędzać na pozostałych wydatkach? Naprawdę chcecie, aby tak byli przez państwo traktowani ludzie, którym powierza się własne dzieci? I to te najmniejsze, bo nawet 2.5-latki, którym nieodpowiednia osoba może wszak wiele zaszkodzić? Moja żona twierdzi obecnie, że po tym co widziała w przedszkolach, to dobrowolnie nie posłałaby tam własnego dziecka. I nie chodzi nawet o to, że nauczyciele są źli (bo tych dobrych, z pasją i powołaniem spotkała naprawdę wielu), ale że wydatki na edukację są na tak mizernym poziomie, że w publicznych przedszkolach niemożliwym jest stworzenie dzieciom dobrych warunków.

I na koniec ważna myśl: uwierzcie, że nauczyciele chcieliby pracować po 8 godzin dziennie (nie przynosząc przy tym żadnej pracy do domu) i dostawać za to przyzwoite pieniądze. Byłoby to dla nich wielokrotnie lepsze rozwiązanie niż pensum w wysokości 18/24/25 godzin i wmawianie społeczeństwu, że do tego ogranicza się praca nauczyciela, więc można im rzucić jakieś śmieszne pensje.

#strajknauczycieli #nauczyciele #przedszkole #szkola
  • 13
  • Odpowiedz
A co w takim razie powiecie na temat zasadności podwyżek dla nauczycieli wychowania przedszkolnego?


@informatyk: dokladnie tak jak piszesz, nauczycielom wychowania wczesnoszkolnego nalezy sie jeszcze bardziej niz zwyklym nauczycielom:

-mają 25h z karty nauczyciela + 15h dodatkowych do dyspozycji dyrektora/papierkologia/szkolenia za tę samą pensję co wszyscy nauczyciele.
-nie ma
  • Odpowiedz
@informatyk: Jestem generalnie przeciwny podwyżkom dla nauczycieli, ale uważam, że przedszkolanki powinny więcej zarabiać.
Faktycznie nie jest to łatwa praca, no i w dodatku pracują dużo więcej niż normalni nauczyciele. Moim zdaniem z racji tego, że pracują 40% więcej należy im się 40% wyższa wypłata.
  • Odpowiedz
@informatyk: Ale przedszkola chyba nie strajkują? Przynajmniej u mojej pięknej nie, ale ogólnie zgadzam się z twoim wpisem w 100%.

Ona sama ma 3-4 latków i tak jak mówisz, jeden się zesra, drugi ryczy, trzeci kogoś gryzie, czwarta płacze bo chce do mamy.

Jak wraca busem z nimi to często jest tak, że babcia, mama, która jest w domu zapomina, że ma odebrać dziecko, że już ta godzina i czeka z dzieciakiem albo odprowadza bo to dość mała
  • Odpowiedz
@Perlo: nie do zajmowania się przedszkolakami, tylko do przeprowadzenia zajęć. Zajęć, w czasie których musisz próbować nauczyć czegoś owe małe dzieci, każdego dnia wymyślić inną zabawę, przygotować inne pomoce itd. Tworzysz przy tym scenariusz, który później może przeglądać np. dyrekcja, więc to nie może być na zasadzie "dam im zapałki i nauczę liczenia". Dodatkowo w przedszkolu co chwila masz różne specjalne dni i święta - dzień babci, dziadka, rozpoczęcie wiosny,
  • Odpowiedz
@informatyk: Prosze Cie, wiadome ze nauczyciele takich przedszkolakow korzystaja z gotowcow. Jestem w stanie w paredziesiat minut znalezc im edukacyjne zabawy na caly miesiac. Nie mowie juz o tym za po roku nie przygotowujesz juz praktycznie nic bo wszystko masz gotowe. Nie rob z tego jakiejs mega ciezkiej pracy.
  • Odpowiedz
  • 0
@Perlo: no to chcecie ambitnych nauczycieli, którzy wkładają tyle pracy ile trzeba w przygotowanie się do zajęć (co niestety przekracza owe 40 godzin tygodniowo) czy nauczycieli którzy jadą na gotowcach niezależnie od potrzeb dzieci, z którymi pracują? Bo to o czym mówisz sprowadza się do równania w dół i tego że dla tych ambitnych i z powołaniem warunki są żałosne i zdecydowanie nieadekwatne.
  • Odpowiedz