Wpis z mikrobloga

Zapraszam na nową historię z cyklu #polskiepato.



Gdy małżeństwo Alicji S.-G. się rozpadło, kobieta opuściła Wielką Brytanię, osiadła w Grybowie pod Nowym Sączem i zajęła się prowadzeniem popularnego sklepu na rynku. Dawna nauczycielka była także właścicielką kilku nieruchomości, co pozwalało jej na dostatnie i spokojne życie. Mimo tego S.-G. nie czuła się do końca spełniona. Ze związku z Anglikiem nie doczekała się potomstwa, a jej wiek nie pozwalał już na zajście w wymarzoną ciążę.

W 1984 r. w jednej ze śląskich kliniki pewna młoda kobieta urodziła chłopca. 16-latka nie zdecydowała się na wychowywanie syna, który przy udziale tamtejszego ginekologa został przekazany do adopcji. Prywatnie lekarz był siostrzeńcem Alicji S.-G., dlatego noworodek trafił do jej domu i spełnił marzenie 46-latki o macierzyństwie. Gdy wszystkie formalności zostały załatwione, Alicja jako zagorzała katoliczka wyprawiła chrzciny, na których chłopiec otrzymał imię Adam.

Był oczkiem w głowie swojej nowej mamy i babci, która przez pierwsze lat pomagała w opiece nad wnukiem. W późniejszym czasie Alicja zajmowała się nim sama, korzystając z pomocy nianiek, sprzątaczek i gospodyń, na których wynajmowanie pozwalał jej ogromny majątek. Chłopiec od początku był rozpieszczany. Kobieta usiłowała wychować go na osobę religijną, często bywał z nią w kościele i jeździł na wycieczki do Rzymu. Jako osoba wykształcona, S.-G. chciała, by syn został lekarzem, tak jak wielu członków jej rodziny. Zachęcała go do tego już od najmłodszych lat. Skrupulatnie pilnowała jego wyników w nauce i zapewniała wiele dodatkowych zajęć edukacyjnych. Adaś trenował także karate, boks oraz kung-fu.

Chłopiec był spokojny i dobrze się uczył, jednak z czasem zaczął znacznie odstawać od kolegów. Zachowywał się ekscentrycznie, mimo tego rówieśnicy lgnęli do niego, a raczej do pieniędzy, które zawsze miał przy sobie. Alicji nigdy nie podobało się towarzystwo, w jakim obracał się Adam. Jego znajomych traktowała z góry, wytykała brak dobrego wychowania i kultury. Nadaremno usiłowała odciągnąć syna od kolegów. Z wiekiem nastolatek coraz bardziej buntował się przeciwko narzucanej dyscyplinie i oddalał od matki. Ubierał się na czarno, słuchał nietypowej muzyki, przefarbował włosy. Matka cierpliwie znosiła te fanaberie, prosiła tylko, by częściej chodził do kościoła, nagradzała wyższym kieszonkowym i zagranicznymi wycieczkami. Nie pomogło to jednak i w drugiej klasie liceum Adam zaczął opuszczać się w nauce i rzadziej wracał do domu na noc. Szybko okazało się, że przyczyną może być o rok starsza Joanna. Nowa partnerka syna także nie spodobała się wymagającej Alicji, która nie kryła swojej niechęci: wyśmiewała status społeczny rodziców nastolatki, nazywała ją plebsem i usiłowała przekonać Adama, że nie jest dla niego odpowiednią partią. Konflikt nasilił się, gdy dziewczyna zdecydowała, że nie podejdzie do matury.

I co ona chce teraz robić w życiu?


– szydziła Alicja.

Zawód fryzjerki, o którym marzyła Joanna, dla Alicji nie był powodem do chluby. Mimo nacisków ze strony matki, prawie pełnoletni już Adam planował ze swoją ukochaną wspólną przyszłość. Bywał u niej podczas świąt, razem spędzali wakacje, a nawet nosili się z zamiarem budowy domu na terenie posesji jej rodziców. Podczas gdy pomiędzy nastolatkami kwitło uczucie, spór Alicji z synem się nasilał. Kobieta domagała się, by Adam informował ją, gdzie i z kim spędza czas. Gdy odmawiał, matka nie odzywała się do niego godzinami, czego szczerze nienawidził. Pewnego dnia kobieta znalazła w domu kasetę z filmem pornograficznym.Wyrzuciła ją, nie kryjąc oburzenia, a po tym zdarzeniu Adam coraz częściej zachowywał się obscenicznie w towarzystwie matki. By ją zawstydzić, poruszał tematy seksu i robił nieprzyzwoite rysunki. Speszona bogobojna kobieta zaczęła go nazywać dzieckiem Szatana.

Niepokojące sygnały zaczęły dochodzić również ze szkoły. Adam wdawał się w pyskówki z nauczycielami, a nawet zwyzywał katechetę. Jego wulgarność z czasem przybierała na sile, a w domu dochodziło do coraz gwałtowniejszych awantur, do których Alicja kilkukrotnie musiała wzywać policję. Nastolatek zaczął dopuszczać się rękoczynów, wykręcał matce nadgarstki i dusił. Nosił ze sobą noże, spał z siekierą pod łóżkiem, miał także bagnet, łom i kij bejsbolowy. Kobieta nie chciała składać skarg na komendzie w obawie, że mogłoby to zaszkodzić przyszłej karierze syna. Podejrzewała, że jego zachowanie może być wynikiem choroby psychicznej, którą lekarz jednak wykluczył.

Jesteście dwiema dominującymi osobowościami, które z sobą bezustannie walczą. Łączy was patologiczna więź


– powiedział, widząc, jak podczas wizyty matka z synem przekrzykują się wzajemnie. Dostrzegł także, że ciężko im ze sobą żyć, jednak bez siebie także.

Konflikt między Alicją i Adamem dotyczył także finansów. Syn miał coraz większe potrzeby i roszczenia, wymagał od matki, by kupiła mu mieszkanie. Kobieta dała mu nawet do podpisania swego rodzaju umowę, w której zawarła, że jeżeli przestanie ją bić i zacznie traktować z szacunkiem, będzie otrzymywał więcej pieniędzy. W Adamie rosła irytacja, czuł, że matka nim manipuluje i usiłuje kontrolować. Pokornie podpisywał kartki do czasu, gdy dowiedział się, że wydziedziczyła go w testamencie i wszystko zapisała kuzynowi. Chłopak w końcu wyprowadził się z rodzinnego domu, jednak po kilku miesiącach wrócił.

. . .

6 września 2003 r. przyjaciółka 65-letniej już Alicji, zaniepokoiła się widokiem jej auta stojącego przed domem. Zwykle było w garażu. Wszystkie żaluzje były spuszczone, a w domu przy ulicy Ogrodowej panowała cisza. Kobieta zapukała do drzwi, jednak Adam nie chciał jej wpuścić do środka. Dobrze wiedziała o konflikcie Alicji z synem, która w jednym z listów pisała jej nawet: "niosę krzyż i czekam końca”. Zaniepokojona staruszka udała się do pochłoniętej remontem sąsiadki i wspólnie zawiadomiły policję. Gdy mundurowi weszli do środka, nastolatek bezemocjonalnie oświadczył:

Mamy nie ma, wyjechała z nieznanym mężczyzną i nie mam z nią kontaktu.


W mieszkaniu było czuć zapach spalenizny, co tłumaczył paleniem w piecu zużytą odzieżą. Oprócz tego wszędzie panował nienaganny porządek. Funkcjonariusze rozejrzeli się po pokojach, jednak nie znaleźli niczego niepokojącego. Gdy udali się już do wyjścia, jedna z interweniujących kobiet spostrzegła świeżo postawiony mur pod piwnicznymi schodami. Sąsiadka przypomniała sobie, że dzień wcześniej widziała, jak Adam wypakowuje z taksówki worek kleju "Atlas". Kobieta poprosiła murarza zajmującego się jej remontem, by ten sprawdził podejrzanie wyglądającą dobudówkę. Mężczyzna potwierdził, że fugi są wczorajsze i lekko pchnął świeżo postawioną ściankę. Cegły posypały się i odsłoniły ukryte za nimi garnki, w których znajdowały się ugotowane ludzkie szczątki.

(zdjęcie)

. . .

Relacja z wydarzeń 5 września jest znana tylko z wyjaśnień składanych przez Adama S.-G. na policji.

Feralnego dnia Alicja wraz z synem układała deski na strychu. Po skończonej pracy 19-latek potknął się na schodach i popchnął matkę, która spadła z wysokości. Mocno potłuczona kobieta była przekonana, że była to próba morderstwa. Wykrzykując coś o Szatanie, chwyciła za nóż i zaczęła wymachiwać nim w stronę syna. Doszło do szarpaniny, w której nastolatek wymierzył jej cios pięścią w twarz, wskutek czego uderzyła głową o kafelki. Nieprzytomną staruszkę Adam usiłował reanimować, jednak bez skutku. Mimo tego nie wezwał pogotowia, tylko udał się do sklepu po ćwiartkę wódki i colę, a po powrocie postanowił pozbyć się zwłok.

Odciął matce głowę, ręce i nogi. Przez 16 godzin ćwiartował ją nożami, tasakiem do mięsa, piłką, nożycami i siekierą. Fragmenty ciała gotował z dodatkiem proszku do prania, aby, jak sam tłumaczył, uniemożliwić identyfikację kodu DNA. Niektóre fragmenty polewał benzyną i palił w piecu, inne rozdrabniał w maszynce do mięsa i za pomocą miksera. Miękkie tkanki spuszczał w ubikacji. Pozostałości szczątek umieścił w garnkach i zamurował pod schodami, a zabrudzoną odzież swoją i matki spalił na grillu.

Adam zapewniał, że Joanny nie było z nim podczas zbrodni i ćwiartowania zwłok, mimo tego, że odwiedziła go dzień po zbrodni. Jej zeznania brzmiały identycznie i po przesłuchaniu dziewczyna została zwolniona do domu.

Biegli doliczyli się ponad 850 (według niektórych źródeł 770) fragmentów ciała o wielkości 3-4 cm. Przy takim rozkawałkowaniu niemożliwym byłoby jednoznaczne określenie, czy Alicja została celowo zamordowana, czy też doszło do nieszczęśliwego wypadku.

. . .

Adam S.-G. został oskarżony o zabójstwo oraz zbezczeszczenie zwłok.

W listopadzie 2004 r. w Sądzie Okręgowym w Nowym Sączu rozpoczął się proces (zdjęcie). Oskarżony nie przyznał się do morderstwa, jedynie częściowo do zarzutu zbezczeszczenia ciała matki. Potwierdził także swoje wyjaśnienia składane podczas śledztwa.

Nie zabiłem matki, bardzo ją kochałem


– zalewał się łzami przed wokandą.

Utrzymywał, że to matka chciała zabić jego ze względu na to, że zamierzał prowadzić z Joanną salon fryzjerski, zamiast według jej oczekiwań zostać lekarzem. Całe zdarzenie przedstawiał jako nieszczęśliwy wypadek podczas obrony koniecznej.

W jego wersję nie wierzyli najbliżsi ofiary, którzy domagali się dożywocia. Według kuzyna Alicji Adam planował utopić ciało w pobliskiej Klimkówce. Nie mógł jednak uruchomić toyoty matki, która miała dodatkowy, prywatny kod. Dlatego poćwiartował ciało.

Krewni zamordowanej wiadomość o śmierci Alicji od razu powiązali z jej synem. Od dawna wiedzieli, że chłopak przejawia agresywne zachowania. Podobno mówił coś o zbrodni doskonałej i znęcał się nad kotem.

Świadkowie słyszeli także, jak 19-latek groził przybranej matce śmiercią.

. . .

W lutym 2005 r. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał Adama S.-G. na 15 lat więzienia za zabójstwo. Sąd uznał, że nastolatek działał w emocjach, a śmierć Alicji była wynikiem domowej awantury, a nie bezpośrednim zamiarem, jak przekonywała prokuratura. Nie udało się wyjaśnić, czy sprawca torturował kobietę przed śmiercią, czy zbezcześcił jej zwłoki tylko po to, by ukryć ciało. To oraz młody wiek i wcześniejsza niekaralność wpłynęły ostatecznie na złagodzenie wyroku.

Wskutek apelacji Sąd Najwyższy uznał, że sprawa wymaga ponownego rozpatrzenia. Zwłaszcza że biegli nie wykluczyli, że cios wymierzony przez silnego 19-latka mógł spowodować natychmiastową śmierć Alicji. Adam odsiedział kilkanaście miesięcy za zbezczeszczenie zwłok i doczekał za kratkami kolejnego procesu. Nie udało się udowodnić, że sprawca działał z zamiarem bezpośrednim lub ewentualnym pozbawienia życia, dlatego kwalifikacja prawna została zmieniona. Za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, skutkującego śmiercią, Adam S.-G. usłyszał wyrok 7 lat pozbawienia wolności.

W 2009 r. Sąd Apelacyjny w Krakowie podwyższył tę karę do 10 lat.

Oskarżony jest w pełni zdemoralizowany. Biorąc pod uwagę okoliczności łagodzące i obciążające oraz stopień winy i społecznej szkodliwości czynu należy podwyższyć mu wymiar kary z 7 do 10 lat


– mówił sędzia Andrzej Ryński.

Oskarżony działał w obronie koniecznej, ale w sposób oczywisty przekroczył jej granice, bo nic mu nie groziło ze strony 65-letniej, słabej kobiety. Chwycił jej rękę, gdy zamierzyła się na niego nożem, a potem zadał jej uderzenie pięścią, jak sam mówił, z maksymalną siłą


– dodał.

Ze względu na pokrojenie zwłok, wielu szczegółów sprawy nie dało się ustalić i dlatego wątpliwości zostały rozstrzygnięte na korzyść oskarżonego.

. . .

Adam S.-G. odsiedział cały wyrok i w 2014 r. opuścił więzienie. Był widziany w Grybowie, powodując przerażenie wśród mieszkańców.

Przecież mógł szukać zemsty za to, że zeznawaliśmy przeciwko niemu


– mówiła jedna z Grybowianek.

Do swojego rodzinnego domu nie mógł wrócić, bo zgodnie z przepisami stracił prawo do dziedziczenia po Alicji. Podobno osiadł w Tarnowie, dorabiał na budowach, poznał nową dziewczynę i urodził mu się syn.

W internecie widnieje zbiórka o tytule "Studia na CM UJ wydział lekarski", która najprawdopodobniej założył sam Adam S.-G., bo konto widnieje na jego imię i nazwisko.

. . .

15 listopada 2015 r. pod Bramą Floriańską w Krakowie Adam S.-G. (zdjęcie) wraz z kolegą Adamem L. podeszli do przypadkowego przechodnia i grożąc mu nożem, odebrali kubek z kawą o wartości 7,95 zł. Mężczyźni nie przyznali się do winy. Za rozbój z użyciem noża, co dla obu było działaniem w recydywie, w sierpniu 2016 r. usłyszeli wyrok: 4 lata pozbawienia wolności dla Adama L. i 3,5 roku dla Adama S.-G.

Adam S.-G. jest już najprawdopodobniej na wolności, ponieważ w 2018 r. pojawił się na Facebooku.

. . .

Z nieoficjalnych informacji wynika, że Joanna wyjechała do Włoch, gdzie ułożyła sobie dorosłe życie.



Zapraszam także na mój drugi tag rejestrzboczencow, gdzie przedstawiam Wam sylwetki osób umieszczonych w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym, wraz z opisem zbrodni, linkami do artykułów na ich temat i wszelkimi ciekawostkami, które uda mi się wyszukać.

Jeżeli ktoś chciałby mnie wesprzeć, bym mogła pozwolić sobie na poświęcenie większej ilości czasu na pisanie dla Was, a w przyszłości zacząć nagrywać podcasty na podstawie swoich tekstów, to zapraszam na mój Patronite. Działa już płatność kartą, PayPal i inne takie, tak że jakby ktoś jednak chciał zrezygnować z wypicia jednego piwka i przekazać ten skromny pieniądz na kvoczą działalność – będę dozgonnie wdzięczna!



Nad poprawnością języka polskiego w moich tekstach czuwa @TerazMnieWidac, a nad językiem prawnym, prawniczym oraz służąc wiedzą z dziedziny prawa karnego @IgorK.



Informacje z prasy, które zawarłam w tym tekście, pochodzą stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd i stąd



kvoka - Zapraszam na nową historię z cyklu #polskiepato.

• • •

Gdy małżeństwo A...

źródło: comment_qreoJw6PixZ4wvQDMr9TMsM8M0Zrsa3W.jpg

Pobierz
  • 77
@kvoka jak zwykle dobra robota. Ale kompletnie nie kumam chronologii poczatkowej.

Zamordowana wrocila z wielkiej brytanii w 1984 roku i wtedy adoptowala syna? Bo najpierw piszesz ze wrocila z wielkiej brytanii i zamieszkala pod nowym saczem. I byla juz emerytka czyli musiala byc starsza. I ze nie miala dzieci.

A potem nagle okazuje sie ze w 1984 adoptowala dziecko. Gubie sie w tym :-)
@kvoka: A dobra, zmylił mnie ten fragment:

Dawna nauczycielka była także właścicielką kilku nieruchomości


"Dawna" zrozumiałem, że jest już na emeryturze, czyli w momencie powrotu musiałaby mieć 55+. A ona pewnie po prostu była nauczycielką i zrezygnowała w związku z wyjazdem do WB.