Wpis z mikrobloga

via Wykop Mobilny (Android)
  • 7
Dziś w lesie spotkała mnie fajna przygoda. Spaceruję sobie beztrosko, patrzę: a tu drzewo obgryzione z kory, wyżarte przez bobry. Fajne znalezisko, idę dalej. Idę dalej...
Wróć, #!$%@?. Bobry tutaj, kilometr od najbliższej rzeki? Jak to?
Przyjrzałem się bliżej drzewku - to nie mogły być one, ząbki za małe, kora obgryziona za wysoko. Rozejrzałem się po okolicy. W pobliskich krzakach było zdrowo nasrane, a na jednej z gałązek wisiał strzępek zielonego materiału.

A więc harcerze!

Nie mogłem tak tego zostawić. Wróciłem do domu, zabrałem lornetkę, pałkę teleskopową i Zajebiście Wielką Petardę. Wziąłem jeszcze bawełnianą torbę, w której trzymałem zaschnięty chleb do karmienia gołębi i ruszyłem.
Nie miałem większego problemu ze zlokalizowaniem ich obozu. Im bliżej byłem, tym więcej było nasrane na ścieżce, tym więcej leżało pustych puszek i papierków po batonikach, poobgryzanych drzew, a i runo leśne było wyczyszczone z żołędzi i kasztanów. Gdy dotarły do mnie odgłosy leśnej orgii, a nos zwietrzył niewyobrażalny smród, wszedłem na drzewo i w oddali, na polanie, wypatrzyłem ich siedlisko.

Widok był typowy dla harcerskich obozów. Harcerze obciągali sobie nawzajem skromne instrumenty, a jeden z nich właśnie gotował w olbrzymim kotle zupę z żołędzi, szyszek i sosnowej kory. W pewnym momencie kucharz wrzasnął na cały obóz "RECYKLING!" i w tej samej chwili harcerze przerwali swoje homoseksualne harce i ruszyli do głównego ogniska, do tego wielkiego gara.
Jak sobie przypomnę, co zrobili, to nawet teraz chce mi się rzygać. Ci wszyscy harcerze zaczęli się do tego gara spuszczać, srać do niego, odgryzać sobie do niego paznokcie, #!$%@? wszystko naraz, nie? I kucharz tak bierze, próbuje, skrzywił się, wydrapał sobie brud spod paznokci, zamieszał swoją fujarą, spróbował i się uśmiechnął, że mu po tym zasmakowało. Wziął chochlę i zaczął nalewać do misek.

A harcerze? Oni się #!$%@? na to rzucili jakby #!$%@? rok nie jedli, prawie zabijali się o tę zupę. I to tak mną wstrząsnęło, że uznałem iż muszę zrobić dla nich coś dobrego. Zszedłem z drzewa, wchodzę do obozu ubrany normalnie jak człowiek, a oni patrzą na mnie jak na jakiegoś mutanta. Wyciągam suchy, trochę nadpleśniały chleb, kruszę, rzucam im - i oni wszyscy się na to rzucili jak psy, #!$%@? okruszki razem z liśćmi, z igłami, z glebą, ze wszystkim, #!$%@?. Gdy jakiś harcerz próbował mi wyrwać chleb z rąk, no to mu #!$%@?łem pałką teleskopową przez pysk i tyle.

Gdy wszyscy #!$%@? ten chleb, podszedłem do ich wodza i dałem mu Zajebiście Wielką Petardę. Powiedziałem: "wieczorem #!$%@? do ogniska w #!$%@? suchego drewna i wrzuć ten magiczny walec do ognia, a wszystkie komary zdechną raz dwa, nic was nie będzie niepokoić" - i poszedłem z powrotem do domu. Harcerze jeszcze mi na odchodnego pokłony bili, jakbym był #!$%@? Quetzacoatlem, psy jedne.

Następnego dnia przychodzę sobie w to samo miejsce, a tu całe obozowisko zjarane, harcerze spaleni żywcem, wszystko jak należy. Śmieciarki nie wzywałem, bo to zawsze jakiś nawóz dla ziółek na polanie będzie, tylko zawołałem znajomego egzorcystę, aby pokropił tę łączkę i wygonił z niej szatana, bo przeklęta krew harcerzy skaziła ziemię, tę ziemię. Jak kropnął wody święconej, to pole zaraz zaczęło skwierczeć i szyszkami pluć, ale po egzorcyzmach się uspokoiło.

Nie, no polecam, fajnie jest sobie czasem po lesie pospacerować.
#pasta #coolstory #pastypolaqa
  • Odpowiedz