Wpis z mikrobloga

  • 6
Absolutnie bez wiedzy i zgody przeklejam tekst Pana Kusiny, albowiem Pan Kusina jak zwykle z ogromnym RiGCzem. Na końcu link do oryginalnego posta.

#przegryw #introwertycy #psychologia #nerd #spoleczenstwo #kusinakulture #bigbangtheory

Ostatnio zaczął mnie męczyć pewien aspekt kultury nerdowskiej, jakim jest przekuwaniu braku przystosowania do życia z innymi ludźmi jako czegoś, co czyni człowieka niezależnym i ciekawym.

Wiecie te wszystkie serialowe dziwaki, memy "ja, reszta społeczeństwa", czy komiksy o życiowych bułach, które nie potrafią się odnaleźć w nawet najprostszych sytuacjach. Niewątpliwie jest to środowisko, które przyciąga sporo takich jednostek, ale czy rzeczywiście jest się czym chwalić? Oczywiście nie ma się wstydzić tego, że nie wszystko co oferuje życie społeczne musi nam odpowiadać. Ale często sprowadza się do jakiejś dziwnej celebracji własnej alienacji i zwykłego chamstwa wobec innych ludzi. Te pełne pogardy stawanie w kontrze do wszystkich "normalnych" rozrywek jak imprezowanie, uprawianie sportów czy inne, straszne i normickie zajęcia. Nie ukrywam, że granie na konsoli sprawia mi większą przyjemność niż ganianie za piłką na boisku, ale raczej nie odczuwam mojej przewagi jako człowieka dlatego, że kręci mnie co innego. A niestety, nerdowskie środowiska mają tendencję do stawiania swoich zainteresowań jako czegoś "dla wybranych". W sumie tylko dlatego, że rzeczywiście są to zajęcia mniej popularne.

Ostatnio na Piwnica Prezydentki Internetu pojawił się ciekawy post o pokrewnym temacie, czyli mem z "szafa innych dziewczyn - pełno kolorowych ciuszków kontra moja szafa - wszystko czarne". Tutaj możemy rozszerzyć temat o zbliżony do tego powyżej. Wśród nerdów, geeków itp. znajduje się sporo ludzi, którzy swoje zaniedbanie także traktują jako wyznacznik wyższości nad "różowymi laleczkami" lub "wysmukanymi facetami". Ponownie - nie zależy Ci na wyglądzie, Twoja sprawa, ale jednocześnie nie da się z tego zrobić czegoś wynikającego ze zbuntowania przeciwko "niewolnikom mody i trendów". Niektórzy ludzie po prostu lubią dobrze wyglądać i trudno ich za to winić. Na pewno chodzenie w dresie i bluzie sprzed dziesięciu lat nie tworzy wrażenia niezależności.

Kolejna sprawa (tu akurat zainspirowała pewna znajoma) - wykpiwanie się z normalnych zachowań i byciem zwykłym bucem pod przykrywką "bo ja jestem introwertykiem". To jest bardzo łatwa droga, bo to magiczne słówko załatwia wszystko. Można zatruwać innym dobrą zabawę, nie starać się nawet o odrobinę empatii, bo w końcu introwertyk nie może. A już najgorsi to są ci koszmarni ekstrawertycy, co tylko robią wokół siebie hałas i ludzie ich za to lubią. Co za smutne, bezmyślne owce. W ogóle u niektórych ludzi wytworzyła się jakieś dziwne równianie "dobry i mądry introwertyk kontra zły i płytki ekstrawertyk".

Taka wyliczanka mogłaby trwać pewnie jeszcze długo, ale chyba te przykłady wystarczą do zarysowania problemu. Rozumiem, że mus przebojowości w dzisiejszych czasach jest pewną chorobą społeczną i rzeczywiście może drażnić bardziej wyciszonych. Jednak nie powinno się chyba popadać w drugą stronę i z "antyprzebojowości" tworzyć nową jakość życia. Podpinam pod to środowiska nerdowskie, bo w nich można chyba znaleźć najwięcej tego typu osobników (przynajmniej ja poznałem takich ludzi najwięcej właśnie tak), co przekłada się na cały obraz takiej grupy.

PS. Dlatego ostatecznie "Big Bang Theory" jest tak wkurzającym serialem - tamtejsi bohaterowie to banda zadufanych w sobie niezbyt przyjemnych dla innych ludzi, którzy ze swojego nerdostwa zrobili wymówkę na każde przewinienie w życiu towarzyskim.

https://www.facebook.com/547150582095369/posts/1532669216876829/
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach