Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #muzyka #yachtrock #jazz #wykwintneprogresjeakordow

The Best of yacht-rock - playlista

#1
Chris Rea -- On The Beach

przepraszam, wiem, że jest zimno. ale i tak podziękujecie za ten powiew wakacji w waszych odbiornikach :).

są utwory, w obliczu których człowiek zaczyna rozumieć te wszystkie nawiedzone formułki, skupiające w sobie sztandarową myśl wszystkich idealistów świata - words are meaningless(celowo po angielsku).
bo jak tu napisać cokolwiek sensownego, wartościowego, generalnie jak tu cokolwiek napisać skoro mamy do czynienia z zakrzywiającym czasoprzestrzeń, muzycznym pejzażem marzycielstwa(wiem, ja też jestem nawiedzony)?
do tego ten teledysk, który wraz z eterycznym szantażem, subtelnym zniewoleniem zawartym w rozbluesowanej soft-rockerce(Chris Rea to Tom Waits, który podmienił żonobijkę na hawajską koszulę, a whisky na możajto), tworzy niespotykany, utopijny urywek "przełamania życiowej beznadziei".

żeby być słownym i utrzymać deklarację z pierwszego akapitu, posłużę się filmową metaforą.
On The Beach jest oderwaniem krótkiej chwili, małego wycinka czasu, od pędzącego pod stryczek żywota.
jest narysowanym szminką serduszkiem na tyłach fabryki szkła.
jest jak scena z "Siódmego Kontynetu" Hanekego, gdzie billboard przedstawiający australijską plażę, na kilka sekund ożywa i przełamuje oschłość życiowych realiów. jest jak sekwencja o małej dziewczynce na plaży w "Czerownej Pustyni" Antonioniego, która przez anielskość i błogość wylewającą się z ekranu, kontrastuję i zarazem uwypukla ascetyczność, i wyblakłość obserwowanych przestrzeni, uformowanych przez industrialną rzeczywistość.
jednak sęk w tym, że dzisiejszy kawałek, nie musi z niczym kontrastować. bo życie to nie kreacja, to coś płynnego.
a On The Beach to wyrwanie znaczeniowości i zaniechanie kontekstu wspomnianych wyżej filmowych fragmentów. to przepełnione nadzieją przyzwolenie na to by mogły żyć własnym życiem. spuszczenie ich ze smyczy, wręczenie do rąk wolności i fundusze na stworzenie własnego filmu.

niby słowa nic nie znaczą, ale to przecież mój tag, więc let's try(tym razem bezcelowo), w ramach dopełnienia tego co powyżej.
mimo, że Chris Rea spisał osobistą historię, które już dawno utopiła się w słonej wodzie, to ja to widzę tak:

spoglądam z zamkniętymi oczami w niewidzialne lustro przystawiane do twarzy, trzymane przez uciekającą mi codzienność.
i nurkuje w niebieskiej otchłani... schodząc coraz to głębiej, mimo, że moje sztywne ciało wciąż jest przywiązane do skrzypiącego fotela. a życiowe chęci bez pomysłu na siebie, podkradają mi drobne z portfela. ale to bez znaczenia, bowiem dusza i umysł są już tysiące kilometrów stąd. leniwie przeczesując urojone rafy koralowe w poszukiwaniu skarbów. zaraz potem szybując gdzieś nad bezludną zatoką, nad piaskiem wytchnienia, w rytmie błogiego leżenia w objęciach upojnego przemijania. muzyka podmywana przypływem naszych namiętności na jednej z dzikich plaż, którą kiedyś dla ciebie zdobędę. wybuduję dla nas dom, nakreślając moją odwagą, granice naszych nocy i dni...

  • 4