Wpis z mikrobloga

NOWI SĄSIEDZI

To nie był lekki wieczór. Moja życiowa dewiza „jeśli już coś robisz, to rób to na sto procent, albo nie rób tego wcale” dotyczy, niestety bez wyjątku, każdej sfery życia. Urodziny bliskiego przyjaciela, na które zostałem zaproszony, były przykładem zgubnej jej strony. Mając w głowie rozpędzoną betoniarkę i solenną przysięgę przed własną godnością i zdrowym rozsądkiem, że już nigdy w życiu nie doprowadzę się do takiego stanu, leżałem w swoim łóżku, w którym nie do końca wiedziałem, jak się znalazłem. Również tym razem wierzyłem w sprawczą moc swoich słów, pokładając złudne nadzieje w tym, że moje samopoczucie ulegnie rychłej poprawie. Ciemność i względna cisza dawały pole do popisu krążącemu we mnie alkoholowi. Słyszałem dudnienie czaszki i coraz głębiej wpadałem w wirujący za zamkniętymi oczami obraz.

W końcu jednak udało mi się nieco opanować swój organizm. Znalazłem idealną pozycję do leżenia. Wir zaczął spowalniać, czaszka pulsować miarowo, a wsłuchiwanie się w jej łomotanie sprzyjać zasypianiu. Leżąc i spokojnie już oddychając, dotarło do mnie, że moje fatalne samopoczucie nie rozpłynęło się w powietrzu, tylko zmieniło lokalizację. Nie wiedziałem z jak wytrzymałych struktur złożony jest pęcherz, lecz byłem pewny, że bez względu na charakterystykę jego budowy za chwilę będę miał do czynienia z eksplozją.

Z ogromnym rozgoryczeniem stwierdziłem, że nie obędzie się bez porzucenia bezpiecznej strefy komfortu na rzecz odwiedzenia zimnej i brudnej toalety. Wielu trenerów personalnych zapewne byłoby ze mnie dumnych, jednak gra w tym momencie toczyła się o wartości zgoła bardziej przyziemne niż szacunek, duma i uznanie.

Starając się nie wprowadzać głowy w niepotrzebne drgania, wstałem i po omacku ciemnym korytarzem zacząłem zmierzać w kierunku łazienki. Dochodziły do mnie odgłosy maszyn budowlanych, nasilające się z każdym kolejnym krokiem przybliżającym mnie do celu tej niezgrabnej wędrówki. Skonsternowany stałem przez chwilę przed drzwiami i zastanawiałem się, co takiego wydarzyło się na tej imprezie, co skłoniło mnie do zaangażowania ekipy remontowej. Od razu pojawiło się drugie pytanie – co musiałem im obiecać, że byli skłonni przyjechać tutaj w środku nocy? Otworzyłem drzwi, porzucając mnożące się domysły. Oczom mym ukazała się stojąca na otwartej przestrzeni armatura łazienkowa otoczona gruzami wczoraj jeszcze stanowiącymi solidny mur ją okalający.

Niewyjaśnione pozbawienie mnie prywatności przestało być jedyną zagadką, gdy wzrok swój podniosłem na linię horyzontu. Jak okiem sięgnąć wokół ogromnego placu budowy szalały betoniarki, koparki i młoty pneumatyczne. Moja pamięć być może nie jest wzorem ideału, lecz dałbym sobie odebrać godność, że jeszcze wczoraj w tym miejscu stały pasące się na polu krowy.

Na chwilę udało mi się zapomnieć o dręczących dolegliwościach natury fizjologicznej. O wiele pilniejszą sprawą stało się teraz znalezienie kogoś, kto mógłby wytłumaczyć mi, o co tutaj chodzi. Na szczęście długo nie musiałem czekać. Świecący na odblaskowej kamizelce napis „kierownik” dał nadzieję na zinterpretowanie zastanego widoku. Zacząłem do niego podchodzić. Po kilku krokach zobaczyłem, że przy kierowniku stoi reporter z kamerzystą. Rozmawiają na temat prowadzonych tutaj prac. Stałem z boku, przysł#!$%@?ąc się rozmowie, z nadzieją, że dowiem się czegoś więcej na temat pogrzebanej intymności.

Po kilku minutach wszystko stało się jasne. Okazało się, że jeden z deweloperów wpadł na innowacyjny pomysł postawienia pałacu na wynajem. Miał to być budynek złożony z kilkudziesięciu małych mieszkań przeznaczonych dla średniozamożnych rodzin, które za przystępną cenę chciały poczuć się jak królowie życia w powiewie luksusu. Zawiesiłem wzrok na luksusowo leżące pozostałości mojej łazienki. Moją cichą rozpacz najwidoczniej dostrzegł kierownik, gdyż podszedł do mnie i zagaił:

– Pan jest właścicielem tego domu? – wskazał palcem na wyrastający z ziemi kibel.
– Zgadza się – odparłem.
– W imieniu naszej ekipy chciałbym pana bardzo uprzejmie przeprosić za powstałe komplikacje. Zatrudniliśmy nowego operatora żurawia, który niestety podkoloryzował nieco rubrykę „doświadczenie” w swoim CV. Okazało się, że nigdy wcześniej nie miał do czynienia z żadnymi maszynami budowlanymi, ale chłopak jest kumaty, więc nie przewidujemy dodatkowych niespodzianek.
– To zaiste pocieszające.
– Wie pan co? – z entuzjazmem poderwał się kierownik. Dobry mam dziś humor. Dam panu piętnaście procent zniżki na odbudowę pana łazienki, jeśli zdecyduje się pan skorzystać z naszych usług.
– Dwadzieścia.
– Polacy... daj palec, a wpieprzą Ciebie i całą Twoją rodzinę – pomrukiwał. Niech będzie dwadzieścia.

Po uzgodnieniu szczegółów i rychłym załatwieniu pierwotnej potrzeby wróciłem do sypialni. Wstałem dość późno. Zbliżało się południe. Obudził mnie krzyk dzieci dochodzący z okolic tego, co jeszcze wczoraj było łazienką. Idę, otwieram drzwi i ból głowy na wstępie spotęgowany został oślepiającymi promieniami słońca. Nic nie widząc, po omacku znalazłem ubikację i zdjąwszy spodnie, przykleiłem do niej swoje owrzodzone bochny. Powoli odzyskiwałem wzrok. Na miejscu wczorajszego placu budowy ukazał mi się teraz ogromny pałac. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – pomijając okazałość samej budowli, monumentalnej i zdobionej licznymi ornamentami, w oczy rzucał się ogromny, kolorowy ogród, którym była otoczona. Właśnie tam, pośród gaworzących ze sobą matek, bawiły się dzieci, których krzyk wyrwał mnie ze snu. Podpierając swoją przeciążoną alkoholowym odurzeniem głowę, podziwiałem majestat mojego nowego sąsiedztwa, jednocześnie nie mogąc wyjść z podziwu dla tempa, w jakim działają współcześni deweloperzy. Zacząłem również zauważać zalety płynące z posiadania łazienki na otwartej przestrzeni – od dziś wszystko i wszystkich mogę mieć na oku, poza tym to doskonały sposób na integrację z otoczeniem, która byłaby znacznie trudniejsza w przypadku zabarykadowania się we własnych czterech ścianach.

W miarę upływu czasu spędzanego na ubikacji coraz więcej spojrzeń skierowanych było w moją stronę. Czułem, że to wzrok głodny poznania. To najlepsze świadectwo tego, że zostałem dostrzeżony i moi nowobogaccy sąsiedzi chcą się do mnie zbliżyć. Ucieszyło mnie to, ponieważ wiedziałem, że oto stoję przed możliwością zawarcia wielu nowych znajomości.

Z głową pełną szumu przeplatanego rozmyślaniami kontynuowałem poranną toaletę. Po chwili rozległ się potworny krzyk uciekających z ogrodu dzieci i ich matek, zasłaniających dłońmi oczy swoich pociech. Nie rozumiejąc poruszenia, wszedłem pod prysznic i zacząłem delektować się spływającą po moim nagim ciele wodą, w której pokładałem nadzieje na powrót do świata trzeźwych – idąc wśród ludzi, chciałem wyglądać jak człowiek, wszak pierwsze wrażenie ma podobno kluczowe znaczenie.