Wpis z mikrobloga

#kononowicz
Było piętnaście po piątej rano, ze stacji Starosielce własnie ruszał pociąg.
Listopadową ciemność przerywało miarowe chrumkanie Konona.
Major kończył psznie spać i przetarł zmęczone oczy.
- Trza napalić
Szepnął sam do siebie i wstał do pieca kaflowego w obskurnej kuchni. Nie musiał ubierać się bo spał w oficjalnych spodniach dresowych Olimipiady w Seulu,
skarpetach i czarnej bluzie.
- Ooo, on chciał prezydentem być a cały węgiel spalił!
J0r zaświecił światło, podszedł nienaturalnie sztywnym krokiem do łóżka i zaczął szturchać śpiącego, sapiącego grubasa:
- Wielki Prezydent! Spalił cały węgiel i ja będę #!$%@? przynosił?!
30 sekund zajęło Kononowi zajęcie pozycji siedzącej na skraju łóżka.
- Co ty ode mnie chciałeś Wojtek?
- Proszę #!$%@? iść po węgiel!
Zabrzmiało oficjalnym tonem.
- Ja przynosiłem dla ciebie wczoraj wieczór. Całe 2 wiadra!
- To gdzie to jest ugółem?
Konon również spał w ubraniach. Miał na sobie żółty swetr i ciemne spodnie z paskiem zapiętym powyżej pępka.
Poszedł do kuchni i rozpoczął śledztwo obywatelskie w sprawie zaginionego węgla.
Sprawdził puste wiadra i piec. Po kilku minutach przeszukiwania kuchni wydał diagnozę:
- Nima węgla i nima popiołu!

Po chwili obaj byli z latarkami na podwórku, które srogi klimat podlasia zdążył przypruszyć śniegiem. Konon w czapce uszatce i zielonej kurtce sprawdzał
podjazd między zaparkowanym Lublinkiem a bramką. Major w czarnej czapce i niebieskiej kurtce robił obchód wzdłóż potężnego ogrodzenia sąsiada: Kargula.
Trzymając na smyczy agresywnego owczarka zwanego Nero. Wyglądał jak strażnik sowieckiego gułagu na obchodzie.
- Ooo, tu łazili!
Krzyknął Konon.
- Ooo i tutaj!
Krzyknął znowu dwa kroki dalej widząc ślady na śniegu.
W tym momencie wiedzieli, że ktoś ukradł im pół tony grubego, zworkowanego węgla wykopanego w Donbaskiej Republice Ludowej.

Kwadrans później.
Major wyciera łzy rękawem stojąc obok radiowozu przy bramce. Kolejna kradzież w bandyckim Białystoku.
- Proszę państwa, wyślę PISMO do komendanta z pytaniem dlaczego państwo jechali tak długo na interwencję!
Krzysztof Kononowicz był bezpośredni w rozmowach z funkcjonariuszami.
- Panie Krzysztofie, jest Pan dzisiaj piątą osobą której ukradziono węgiel na Starosielcach a jeszcze jest kilka wezwań. Mamy urwanie głowy.
Tłumaczył się policjant z Komisariatu Policji nr 3.
- Żeby to było ostatni raz! Jedźcie już. I powiedzcie komendantowi, że jutro przyjdę ze skargą na PIŚMIE!
Pojechali z kwaśnymi minami. Pozostała kwestia węgla.

Konon wiedział kogo zapytać w tej sprawie. Wykonał szybki telefon , wrócił do kuchni i włączył wodę na herbate.
Zanim woda zaczęła się gotować przyszedł gość. Był to tajemniczy, szczupły starszy Pan z kresowym akcentem.
Pociągnął łyk herbaty, i grzał dłonie o filiżankę.
- Jakie to problemy spowodowały wezwanie mojej osoby?
- Panie Tomaszu, na całych Starosielcach ukradli dzisiaj węgiel ludziom! Potrzebujemy Pana rady.
Tomasz wyjął zza pazuchy srebrną piersiówkę i dolał porcję płynu do parującej herbaty. Następnie wykonał mały ruch okrężny ręką aby zamieszać zawartość filiżanki
i pociągnął łyk.
- Dzisiaj o piątej piętnaście ze stacji Starosielce wyjechał pociąg którego nie ma w rozkładach.
Następnie zaczął recytować wiersz o trzecim tysiącleciu i wyszedł bez pożegnania.
- Chciałem ugółem podziękować dla wspaniałego człowieka.
Ale Tomasz nie słyszał już słów Majora.

Było już po siódmej rano. Krzysiek i Major byli rozstawieni dwuosobową tylarierą na torach obok stacji Starosielce.
Kierunek odjazdu pociągu można było wydedukować po małych bryłkach węgla które wypadły z wagonów. Widok ten był dla
Krzysztofa tak bolesny jakby to jego małe dzieci leżały na tych torach.
Zaczęli poruszać się powoli na południe.
- Patrz #!$%@?
Major wskazał palcem krzaki po lewej stronie. W krzakach była wydeptana ścieżka, a nad nimi unosiła się cienka smuga dymu.
- Palą moim węglem!
Zagotował się Krzysiek
- Jakim #!$%@? twoim!? A kto dał 400złotych?!
Major był dosadny jeśli chodziło o rzetelną historię operacji finansowych ale wściekły Konon był już dziesięć metrów dalej i tego nie słyszał.
Dwuosobowy oddział wszedł w krzaki z dwóch kierunków. Major miał doświadczenie w chodzeniu cicho. Podobno chodził tak cicho aż kiedyś
coś sobie zrobił i był z tego powodu na dłuższym pobycie w sanatorium w Tarnowie. Zlokalizował namiot, obok którego dopalało się dziwne ognisko
z miedzianych kabli, z których zeszła nadpalona izolacja.

Zostało mu kilka metrów skradania do namiotu. Nie zdążył. Namiot został zdmuchnięty jak szałas trzech
świnek ze słynnej bajki a w podniesionym ręku Konona błyszczała poręczna siekierka którą zawsze nosił w torbie na mieście.
Gdyby Major nie był alfabetą, dostrzegłby na jej trzonku wyrytą inskrypcję: "Jugosławia '92. Bogdan K."

W miejscu gdzie wcześniej stał namiot, został śpiwór z nieogoloną przez kilka dni twarzą w okularach. Major dopadł do Warmianina
i złapał go za rękę trzymającą siekierę.
- Ugółem martwy nic nam nie powie.
- Co pan tu robisz?
Ryknął Konon.
- M-m-mieszkam.
Odpowiedział przestraszony niedomytek ze śpiwora.
- Wiesz pan gdzie jest węgiel?
- Nie nie wiem o żadnym węglu!
Mieszkaniec namiotu był coraz bardziej przestraszony. Myślał, że ma do czynienia z psychopatą.
Ciszę przerwały czyjeś kroki w oddali. Ktoś zbliżał się do obozu w krzakach. Wszyscy nasłuchiwali wypowiadanych przez niego zdań:
"..Pozdrawiam Cię Martunia...", odgłos połykanej flegmy, "...ona wie o kogo chodz hehe..", odgłos płykanej flegmy, "...robię to dla jednej osoby...".
Nawet ich nie zauważył wchodząc bo był zajęty przemawianiem do swojej kamery.
- Jareczku zasrany!
Konon wyrwał Jarka Meksyka ze stanu nirwany.
- Krzysiek, co ty tu robisz? Przepraszam widzowie, muszę przyciąć.
Meksyk zdziwiony patrzył co raz na Konona, Majora i okularnika w śpiworze.
- Mario, co tutaj się dzieje?
- Twoi koledzy szukają węgla.
Odpowiedział Mariusz z krzaków.
- Co wy chłopaki? Jakiego węgla?
- Tego co pociągiem zabrali #!$%@?!
Wytłumaczył Major wskazując w kierunku torów.
- I kiedy oddasz dla mnie 600złotych za lajta?
Zaraz dodał.
- Eee noo Major, jutuba musi najpierw dla mnie przesłać pieniądze za obejrzenia hehe.
Śmiech Jarka był wymuszony, a on sam nerwowo masował się po karku.
- Ładną kamerę masz Jareczku...
Zaczął Konon.
- ... ze trzysta złoty za nią dadzo w komisie... i taka kurtka, piękna, pomarańczowa..
Meksyk popatrzył na kamerę, popatrzył na kurkę i popatrzył na siekierkę Krzyśka.
- Dobra pokaże wam gdzie mógł pojechać pociąg jak darujecie mi te 600zł.
- Nie tak prędko człowieku z Boboli 10! Nibędziesz z nas żartów robił!
- Ja naprawdę wiem gdzie mógł pojechać ten pociąg. Widziałem jedno miejsce jak szukałem bunkrów w lesie...
Konon stał z wyciągniętym krucyfiksem w ręku. Zawsze go nosił w torbie na mieście.
- Ucałuj Krzyż i przysięgnij na klęczkach!
Dla Meksyka to było już za dużo na dzisiaj. Ale teraz marzył aby to poniżenie się skończyło jak najszybciej. I aby mógł napić się Żubra.
- Ja Jarosław Andrzejewski przysięgam, że znam miejsce w lesie gdzie mógł pojechać pociąg z kradzionym węglem...
- I będę pomagał rąbać drzewko cały miesiąc dla Krzysztofa Kononowicza
Podyktował Konon.
Meksyk przełknął ślinę. To było chamstwo w stylu Kononicza. Ale tym razem w wypalonym przez Żubra mózgu został wymyślony fortel.
- I będę pomagał rąbać drzewko cały miesiąc dla Krzysztofa Kononowicza, oraz opublikuje filmy z tego aby inni wiedzieli jak pomagać potrzebującym.
Zanim Konon zdążył zareagować, Jarek pocałował krucyfiks, przeżegnał się i wstał.

Umowa zaklepana. Meksyk pokazuje miejsce w lesie i rąbie drzewko przez miesiąc. W zamian ma umorzone 600 złotych i materiał na swój kanał.
Konon i Major nie byli zbyt szczęśliwi z ostatniego punktu ale nic nie mogli zrobić.
Mario został w krzakach i zaczał stawiać namiot od nowa. W tym czasie trójka byłych przyjaciół podążała wzdłóż torów na południe.
Podążali za bryłkami węgla przez 3 kilometry, aż za przejazd w Klepaczach gdzie tory zaczynają biegnąć przez las.

- O, tam po lewej widzicie?
Zaczął Meksyk.
- Z głównych torów schodzi tu bocznica. Nie było jej w tamtym roku. Nie ma jej na mapach.
- Patrzałeś Jarku co jest na tej bocznicy?
Konon nagle się pobudził.
- Tam jest ogrodzony teren, zakaz wstępu. I ktoś pilnuje. Ale nie SOK czy policja. Chyba ruskie wojsko!
- Co on mówi?! Na pewno czegoś takiego nie było!
Major był sceptyczny.
Zeszli na nową bocznicę. Obok niej był postawiony znak z logo Europejskiego Funduszu Strukturalnego oraz tęczową flagą.
Wzbudziło to niepokój i podejrzliwość Krzysztofa.
Dwieście metrów przed nimi było wysokie ogrodzenie zwieńczone żyletkowym drutem(zwanym też Razor Wire) i bramą wjazdową dla pociągu.
Grupa postanowiła taktycznie zejsć z torów na prawą stronę i dojść do tajemniczej bazy mocniej zalesionym terenem.

Byli już blisko ogrodzenia. Wtedy Major szturchnął Konona, Mexyka i pokazał na coś palcem.
To była postać w mundurze odwrócona plecami, stała pod drzewem 20 metrów od nich. Mexyk postanowił obejść strażnika.
- Co pan robisz?
Krzyknął Konon do nieznajomego. Mexyk i Major umarli wewnętrznie z bezsilnej złości za zdradzenie ich pozycji.
- Leje, ale mów pan dalej!
Strażnik wydawal się niewzruszony grupą awanturników.
- Co to za ogrodzenie w środku lasu? Jest ustawa jest, żę nie wolno takiego ogrodzenia stawiać!
Krzysiek wspomniał artykuł z ustawy przeciw Kargulowi.
Mundurowy odwrócił się, poprawił rozporek.
- Krzysiek nie poznajesz mnie?
To był Wojciech Starosiuk w mundurze FSB.
- Co ty tu robisz?
Spytał roześmiany Mexyk.
- Dorabiam na czarno, bo mi komornik siedzi na koncie za alimenty. 6 złotych na godzinę mi płacą złodzieje!
Chłopaki wyjaśnili sobie co się dziś stało na Starosielcach.
Wkurzyło Starosiuka bo też pali węglem i obawiał się o los swego czarnego złota gdy wróci do domu.
- Panie Wojciechu Starosiuk, pomusz nam pan a nie pożałujesz!
Powiedział Konon wyciągając flaszkę białoruskiego Swajaka z podręcznej torby. Zawsze ją zabierał gdy wychodził na miasto.
- Ooo Wadka!
Nie można było zaprzeczyć, że prezent dla Starosiuka był trafiony.

- Chodźcie, tutaj lisy wykopały dziurę pod ogrodzeniem. Będziecie mogli przejść.
Starosiuk nieświadomie potwierdził teorię Konona o lisach w okolicach Starosielc. Lisy te budziły obawy
w czasie nocnych eskapad Majora. Pogłębili dziurę bagnetem FSB pożyczonym od Starosiuka, wybrali ziemię i następnie
pożegnali swego przyjaciela. Od momentu dostania Wadki, mówił on coraz częściej o fajrancie.

W końcu byli we trzech po drugiej stronie ogrodzenia. Postanowili zbliżyć się w kierunku torów.
Kiedy podchodzili coraz bardziej, ich oczom ukazały się namioty wojskowe i rampy kolejowe ułożone naprędce z płyt betonowych.
Dużych płyt z których czasami układa się drogi dojazdowe na budowach.
Przy jednej z tych ramp stała lokomotywa TEM2 z trzema wagonami typu węglarka. W pobliżu wagonów kręciło się kilkunastu ludzi.
Kilku sypało węgiel na taczki, kilku gdzieś jeździło tymi taczkami.
Major i Jarek spojrzeli na Konona. Ale tym razem Krzysiek zaskoczył wszystkich:
- Musimy się skradać się.
Wyszeptał swoimi napiętymi, wydatnymi ustami.

Skradali się wzdłóż namiotu gdy drogę zastąpiło im czterech mężczyzn w garniturach i płaszczach, w wieku między 35 a 45 lat.
Wyglądali jak oślizgłe korposzczury. Jednak przedstawili się inaczej.
- Jesteśmy z PO. Pójdą panowie z nami.
Dwóch peowców trzymało dłoń za płaszczem. Lepiej było nie sprawdzać czy robili to z zimna, czy po prostu mieli tam kaburę z odbezpieczonymi glockami.
- Idzcie przodem w stronę lokomotywy.
Ani Major, ani Jarek, ani nawet Konon nie mieli nastroju aby cokolwiek mówić. Gdy byli koło lokomotywy podjechała do nich czarna Skoda Superb.
Czarna szyba z tyłu zaczęła się opuszczać a zza niej, jak zza kurtyny pojawiła się twarz prezydenta białegstoku. Truskolaskiego.
- Kononowicz. Plączesz się za mną jak nieznośny smród...
Major chrząknął powstrzymując śmiech, bo w tym wypadku nie była to przenośnia.
- ...mącisz w czasie wyborów ...robiłeś wstyd dla Białegostoku na całą Polskę...
Truskolaski otworzył drzwi i wyszedł z auta.
- ...a teraz węszysz tutaj ze swoją bandą! Mam dwie nowiny. Dobrą i złą. Którą chcecie?
- Najpierw dobrą ugułem.
Wyrwał się Major.
- Dobrze. Pozytywna wiadomość jest taka, że pewni ludzie dostali kiedyś zwrot Vatu za węgiel którego fizycznie nie sprzedali ani nie kupili.
Pan Ziobro chciał im się im dobrać za to do dupy. Ale jak widzicie węgiel się znalazł...
Uśmiechnął się cynicznie Truskolaski.
- Dlaczego nam o tym mówisz?
Spytał Mexyk który nie raz robił kogoś w #!$%@? i umiał wyczuć kiedy ktoś chce zrobić w #!$%@? dla niego.
- A no właśnie hehe. Taraz zła wiadomość. Niedługo z pobliskiego szpitala w Choroszczy przyjadą tutaj karetki na sygnale.
Zgadnijcie kogo zabiorą? I czy ktoś uwierzy w oskarżenia takich osób?
Uśmiechnięty Prezydent Białegostoku wsiadł spowrotem do Superba.
- Kononowicz #!$%@?.
Rzucił na odchodne zanim kłapnął drzwiami.

Skoda odjechała na pełnym gazie. Krzysiek zaczął płakać i smarkać. Wyjął krucyfiks który zawsze nosi, padł na klęczki
i zaczął mówić do krzyża:
- Ja już nie chcem żyć. Zabierz mnie prędzej bo mnie prześladują z peło, ci co ciebie zabili... ci co w Smoleńsku zabili...
Płakał i mamrotał jeszcze 2 minuty po czym peowcy w garniturach popedzili wszystkich trzech do kanciapy-kontenera. Konstrukcji typowej
na rozmaitych budowach i składach budowlanych. Kazali im czekać na karetki i obstawili wszystki rogi kontera.
Konon siedział na podłodze w rogu i przeżywał załamanie nerwowe. Meksyk i Major patrzyli w stronę zamkniętej bramy wjazdowej dla samochodów.
Z okna po drugiej stronie kanciapy było widać czarną Skodę Superb i stojącego obok szofera. Szofer wyglądał jak borowiec i palił papierosa.
Szef pewnie kazał mu wysiąść bo rozmawia właśnie o interesach przez telefon.
- Jak Truskolaski nas wsadzi do Choroszczy to wyjdziemy stamtąd, ale nogami do przodu.
Posępnie stwierdził Meksyk. Irytowało go, że nie ma pod ręką Żubra choć zegar na ścianie wskazywał już czternastą.

W oddali zaczęły wyć psy.
- Zawsze wyją gdy jedzie karetka.
Zadumał Major jak w chwili gdy słuchał Andrzeja Zauchy w kuchni. Po chwili z oddali zaczął dochodzić przeciągły dźwięk syren.
To było ponad siły Mexyka. Patrzeć na karetkę która odwiezie go do szpitala psychiatrycznego? Usiadł i schował twarz w dłoniach.
Do leśnej bazy prowadziła dziurawa droga, dlatego syreny było słychać kilka minut zanim można było zobaczyć karetkę.
Major który cały czas patrzył w okno zmróżył oczy.
- Ooo, już ich widać.
Minęło kilkanaście sekund.
- Chodźta zobaczyć. Ja nie widział aby na karetkach takie coś było.
Z odległości 200 metrów od nich i 100 od bramy wjazdowej jechała kawalkada samochodów. Z przodu jechał zielony dostawczak z przytwierdzoną metalową konstrukcją.
Wyglądał jak z wielką osłoną, szeroką na dwa metry i wysoką aż zakrywała część przedniej szyby. Za nim w kawalkadzie jechały samochody na sygnałach ale nie było ich widać.
- To je brama Kargula na tym samochodzie!
Stwierdził zdziwiony Konon.

W tym momencie brama mobilna została użyta jako taran do zniszczenia bramy wjazdowej. Dostawczak skręcił w bok i wtedy okazało się, że to Lublin Kononowicza.
Zza niego wyjechały cztery radiowozy i ustawiły się bokiem jak w amerykańskich filmach akcji z lat 80 i 90.
Wyskoczyli z nich policjanci i natychmiastowo wycelowali broń w pełowców i ludzi ładujących węgiel.
Z paki Lublina wyskoczył desant kilkunastu osób z gumowymi szlaufami. W konwoju oprócz Lublina i radiowozów było też kilka aut cywilnych, takich jak popularny
VW Passat B5, Audi A4 itd. Co wszystkie ciekawe cywilne auta miały ze sobą przyczepki.

Peowcy w garniurach i marynarkach od razu położyli się na glebie i rękoma na karku. Gorzej było z ładowaczami. Ich dopadł desant gumobijców a ich gumowe szlaufy
osiągnęły limit swoich konstrukcji w czasie zadawania razów.

- Ucieka dziad do lasu!
Krzyknął Meksyk wskazując pasażera i kierowcę czarnej Skody po drugiej stronie bazy.
Kononowicz zaklął jak wściekły(pierwszy raz przeklął od maleńkości) i ruszył za uciekinierem w garniturze. Jarek i Meksyk ruszyli tuż za nim.
Minęli Skodę a potem dwa namioty wojskowe. Za namiotami było ogrodzenie przez które wcześniej przeprowadził ich Starosiuk.
Na szczęście Truskolaski i jego kierowca nie znali położenia lisiej nory i próbowali się podkopać maualnie.

Byli tak zajęci wybieraniem ziemi, że zauważyli zasapanego Kononowicza dopiero w odległości 20 metrów od siebie.
- Zajmij się nim.
Wydał dla kierowcy polecenie bezwględny Truskolaski.

Kierowca stanął przed Kononowiczem i ustawił ręce w pozycji zapaśniczej. Kononowicz dopadł do niego i złapał za fraki,
tymczasem szofer próbował założyć mu chwyt obezwładniający.
Kononowicz zaczął wykrzykiwać w twarz obelgi i wygłaszać tyradę o historii rodu Piłsudzkich. Szofer w tym czasie sięgnął do kieszeni.
Chyba ma broń... Major i Meksyk zaczęli krzyczeć aby ostrzec Krzyśka.

Szofer w końcu uwolnił się od Kononowicza, ukląkł na ziemi, wyciągnął chusteczkę i zaczął wymiotowować. Wytarł usta. Znowu, tym razem mocniej aż miał drgawki.
Słowa wypowiedziane z bliska zraniły go zbyt mocno. Gdy szofer strzelał trzecią serią wymiotów(tym razem samą żółcią), Truskolaski przeczołgiwał się pod ogrodzeniem.
Głębiej w lesie stał ukryty UAZ nadleśnictwa który dawał znak długimi światłami. Czekał aby ewakuować uciekiniera.
I nikt nie mógł go już powstrzymać...

Oprócz owczarka niemieckiego który dobiegł ni stąd ni zowąd i zaczął szarpać za ubranie czołgającego się człowieka.
- Nero to jest przyjaciel Majora
Powiedział Major z akcentem Foresta Gumpa po lobotomii za pomocą dłuta SDS.
- Kiedyś ja chodził z nim na spacer tu niedaleko karmić wiewiórki. Pewnie dlatego nas znalazł...
Krzysiek wzruszył się bo myślał, że Major chodził wtedy wąchać trawkę.

Meksyk wciągnął nieszczęśnika spowrotem, ratując przed Nerem. Uaz szybko się ulotnił.

Chłopaki przyprowadzili pojmanego pod pociąg, tam gdzie stały radiowozy i przekazali funkcjonariuszom z Komisariatu Policji nr 3.
Okazało się, że Starosiuk przekazał policji informację o prawdopodobnym miejscu składowania węgla gdy odwozili go na izbę wytrzeźwień.
Wcześniej opowiedział o akcji poszukiwawczej w lesie okradzionym miekszańcom.

Pan Tomasz dał cynk do Wasiluka, Eksperta Miru Domowego. Ten pożyczył Krzyśkowego Lublina i Kargulową bramkę na taran.
Okradzionych mieszkańców nie trzeba było namawiać do wzięcia gumowych szlaufów w swoje ręce i akcji odbicia węgla.
Sam Konon stwierdził, że była to nieźła akcja jak na podlasian.
Uratowany węgiel właśnie ładowano na przyczepki z którymi przyjechali mieszkańcy...

Szanowni, Państwo Kochani moi. To był dobry dzień w Starosielcach! #patostreamy
  • 6