Wpis z mikrobloga

Istnieją najróżniejsze formy relaksu. Wyjście na imprezę. Spotkanie się ze znajomymi, spędzając czas na dobrej rozmowie. Przeczytanie fragmentu książki, która aktualnie mnie interesuje. Dobry trening na siłowni, łącząc przerzucanie ciężarów z solidnym cardio. Podróżowanie, odkrywanie i poznawanie miejsc, w których nigdy wcześniej nie byłem, lub do których lubię wracać.

Czasem jednak, tak jak dziś, robię zupełnie coś innego. Po ciężkim tygodniu w pracy, gdy znowu przepracowałem o wiele więcej godzin, niż zapisane mam w kontrakcie (oczywiście, za każdą dodatkową godzinę będąc odpowiednio wynagradzanym), z uczuciem totalnego umysłowego zmęczenia, lubię stosować jedną, specyficzną formę relaksu.

Po powrocie do domu pierwsze co robię, to kieruję się pod prysznic, by - kolokwialnie mówiąc - zmyć z siebie trudny dnia. Długi, gorący prysznic w takich przypadkach to raj dla ciała, choć wcale nie narzekam na fizyczne zmęczenie. Ubieram najwygodniejsze ubrania, jakie posiadam. Gaszę światło w mieszkaniu. Jedyne źródło światła pochodzi z zewnątrz, wpadając do mieszkania przez odsłonięte żaluzje. Siadam na czymś bardzo wygodnym - duży, skórzany, czarny fotel bądź kanapa. Łóżko raczej nie, chodzi o wygodę siedzenia.
Zakładam słuchawki, łącząc je z jednym z dwóch telefonów, jakich używam. Tworzę playlistę z kilku wybranych utworów, instrumentali, tylko i wyłącznie instrumentali, spokojnych i raczej o wolniejszym tempie. Zazwyczaj są to utwory z wiolonczelą, skrzypcami, pianinem czy gitarą klasyczną. Czyste brzmienie. Uruchamiam zaplanowaną playlistę i zamykam oczy, gdy pierwsze dźwięki muzyki dotrą przez słuchawki do moich uszu.
Pozwalam swojemu mózgowi kompletnie się uwolnić. Zatapiam się w kolejnych dźwiękach utworu, którego słucham, pozwalając podążać moim myślą w dowolnym kierunku. To czas dla mojego umysłu.

Zazwyczaj wspominam. Mam bardzo dobrą pamięć, przez co łatwiej mi sięgać do wydarzeń sprzed wielu, wielu lat. Wspominam zazwyczaj te pozytywne momenty, sytuacje, które sprawiły mi radość, dały szczęście bądź wywołały u mnie pozytywne emocje. Wspominam wszystkie te miejsca, które odwiedziłem. Podróże, które odbyłem. Ludzi, których poznałem. Rozmowy, które zapadły mi w pamięć. Wydarzenia, tak pozornie nieistotne, a jednak w jakiś sposób zakotwiczone w mojej pamięci. Myślę o tym gdzie byłem i gdzie aktualnie jestem na linii życia.
Myślę również o tych chwilach, które były dla mnie trudne. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi, im większy bagaż doświadczeń masz, tym więcej masz tych pozytywnych, jak i negatywnych wspomnień. Warto je mieć. Trudne sytuacje w życiu kształtują charakter. Definiują nas. To, w jaki sposób sobie z nimi radzimy, jak je przezwyciężamy, to jest istotne. Każda trudna sytuacja jest nawozem sukcesu, o ile podjęty zostanie wysiłek aby ją przeanalizować i dogłębnie zrozumieć, a następnie wyciągnąć odpowiednie wnioski - i co najważniejsze - wnioski te wprowadzić w życie. Tzw. porażki, mniejsze lub większe, są bezcennym źródłem życiowej wiedzy. Dostarczają nam mądrości.
Nie warto gonić przeszłości. Nie można gonić czegoś, czego już nie ma i czego nigdy już nie będzie. To najprostrza droga do szaleństwa. Żyjąc przeszłością, tracimy teraźniejszość. To, co faktycznie się liczy, to teraźniejszość i przyszłość.
Warto natomiast o przeszłości pamiętać, i uczyć się na jej podstawie. Nauka ta, czas spędzony na zrozumienie - zawsze procentuje, prędzej czy później. W innym wypadku, znajdujemy się w zamkniętym kole, ponownie potykając się o te same błędy.

Lubie tę formę relaksu. Niesamowicie mnie odpręża i daje uporządkować myśli. Oczyszcza z ich natłoku i daje nowe szanse. Zwiększa samoświadomość. Warto rozumieć siebie, to zdecydowanie podnosi jakość życia.

"Przed przeszłością można uciekać. Długo, potykając się o teraz, rozsypując pamięć. Ale lepiej, gdy ma się odwagę, by stanąć i spojrzeć w jej umarłe oczy. I powiedzieć: jesteś już nieważna." O. Wojciechowska

#oswiadczenie #truestory i trochę #wysryw, no i #rozwojosobistyznormikami oraz #rozwojosobisty