Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Cześć!

Tldr: Polećcie mi proszę publikacje o tematyce śmierci. Dokładnie chodzi mi o temat śmierci bliskich, żałoby i tego jak sobie poradzić z własnymi emocjami.

Czekałam z tym wpisem na rozpoczęcie roku szkolnego, aby przynajmniej w tych pierwszych odpowiedziach odsiać domorosłych psychoanalityków, piwnicznych mędrców i specjalistów od wszystkiego, którzy chętnie dzielą się poradami, zaraz po posprzątaniu pokoju i odrobieniu lekcji.

Jestem 33-letnią prezeską dobrze prosperującej firmy, żoną najlepszego męża na świecie, spoko-siostrą, miłośniczką zwierząt. Mieszkam w pięknym miejscu w stylu azylboners, wiodę spokojne i mało stresujące życie. Otacza mnie piękno przyrody, szum oceanu, psiak u moich stóp i, tak powtórzę to, najlepszy mąż na świecie.

Coś jednak nie gra.

4 lata temu nagle i nieoczekiwanie zmarła moja mama. Byłam wtedy na emigracji. Przyleciałam na kilka dni, odbył się pogrzeb, wróciłam na Wyspę. Odległość, a co za tym idzie brak możliwości odwiedzania grobu w jakiś sposób zablokowały w mojej świadomości fakt, że mama nie żyje. Oczywiście byłam smutna, ale jakoś do końca to do mnie nie docierało. Odsuwałam wszelkie myśli i uczucia związane z jej śmiercią, zagłuszałam je w sobie.
2 lata temu zmarł mój ojciec. Jego śmierć nie była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Był alkoholikiem. Po śmierci mamy, kiedy nie miał już przy sobie nikogo, po prostu zapił się na śmierć. Nie płakałam po nim. Szczerze mówiąc kiedy usłyszałam, że zmarł, odetchnęłam. Przynajmniej nie zdążył narobić długów i zdewastować mieszkania.
Zorganizowałam pogrzeb, wyremontowałam mieszkanie i dość szybko je sprzedałam.
To powinno było zamknąć rozdział w moim życiu związany z rodzinnym domem i rodzicami. Niestety tak się nie stało. Nawet nie mam odwagi sięgnąć do emocji, żeby przekonać się co tak naprawdę czuję. Przecież powinnam być szczęśliwa. Nie mam prawa nie być, bo życie układa mi się tak dobrze. Czasem jednak trudno jest mi się tym cieszyć. Czuję, że ciąży na mnie ogromny ciężar. Nawet nie ciężar. Może to infantylne, ale to tak, jakbym miała strasznego potwora w szafie i cały czas się boję, że on wyjdzie, kiedy będę bawić się w pokoju. Dlatego nie umiem się bawić. Pilnuję szafy, żeby się nie otworzyła.
To bardzo męczy. Uważam, że nie mam prawa sprawiać mojemu mężowi przykrości, czasem zawodzę jako żona. To jeszcze bardziej dołuje, bo on przecież jest dla mnie cały czas i gdybym tylko zechciała z nim porozmawiać, to on mnie zawsze wysłucha. Tylko, że ja nie chce o tym z nikim rozmawiać. Jego rodzice żyją, więc w moim rozumowaniu, on nie jest w stanie zrozumieć mnie, więc po co zaczynać rozmowę? Wtedy znów myślę, że go krzywdzę i jest jeszcze gorzej.
Codziennie toczę ogromne bitwy, trzymam drzwi szafy z całych sił. Nie wiem jak długo jeszcze dam radę. Jestem potrzebna rodzinie, firmie, a czasem mam ochotę uciec, odciąć się od wszystkiego.
Dorzucę jeszcze, że moje relacje z rodzicami nie były niestety najlepsze. Bardzo tego żałuję. Jestem dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej. W mojej rodzinie był a-----l, a mama niestety nigdy nie zdecydowała się rozstać z ojcem. Miałam jej to za złe i mam również teraz. Za to ja byłam dzieckiem-pomocnikiem. Kiedy urodził się mój brat (miałam wtedy 7 lat), jako starsza siostra miałam być za niego odpowiedzialna, pilnować na podwórku, przyprowadzać z przedszkola, itd. Nienawidziłam go wtedy i czułam się pokrzywdzona przez rodziców. Dalej tak czuję. Generalnie moje relacje z rodzicami były takie, że jak wszystko było ok – dobrze się uczyłam, coś fajnego udało mi się osiągnąć, to byli ze mnie bardzo dumni, ale kiedy powinęła mi się noga, to wysłuchiwałam jaka jestem beznadziejna, nic nie potrafię, jestem darmozjadem i powinnam iść zamiatać ulice. Kiedy przerwałam studia, oni przestali ze mną rozmawiać. Mieszkałam już wtedy samodzielnie. Cisza trwała prawie 2 lata. Później założyłam z moim przyszłym mężem pierwszą firmę. Była duma, chwalenie się przed rodziną, znajomymi. Kiedy firma nie przynosiła tyle zysku na ile liczyliśmy, sprzedaliśmy ją. Zostaliśmy ze sporym kredytem i moi rodzice znów się odwrócili. Było mi bardzo ciężko. Na moich przyszłych teściów mogliśmy liczyć ot tak, nawet bez proszenia. To było dla nich takie oczywiste, że dzieciom trzeba pomagać. Dla moich rodziców to już takie oczywiste nie było. Nie chodzi tu o pieniądze. Szybko poszłam na etat i spłacaliśmy własne zobowiązania. Chodziło o to, że znów przyniosłam im wstyd!
Całkowicie zerwałam z nimi kontakt. Powiedziałam wcześniej mamie co myślę o jej zachowaniu, o jej miłości i wsparciu zależnym od sytuacji i że nie chcę mieć z nią nic wspólnego, skoro uważa że tak ją zawodzę i tak bardzo musi się mnie wstydzić.
Po 3 latach od tej „rozmowy” zmarła.
Z jednej strony myślę, że straciłam rodziców już bardzo dawno temu, zanim odeszli z tego świata. Z drugiej, czasem dopada mnie ogromna potrzeba akceptacji, uznania. Zastanawiam się, czy teraz będąc kim jestem, spełniłabym ich oczekiwania. Czy byliby dumni?

Pierwszy raz tak bardzo się uzewnętrzniłam przed samą sobą, przygotowując ten wpis. Klawiatura jest mokra. Ja nie czuję się ani lepiej, ani gorzej.
Liczę, że polecicie parę tytułów, może coś z własnego doświadczenia co pomogło Wam pogodzić się ze śmiercią i zamknąć niedokończone tematy?

Wołam @Waltz - w końcu jesteś mirkowym psychiatrą

#kiciochpyta #pytanie #psychologia #depresja

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Zkropkao_Na
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 26
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

BogatyEskimos: nie wiem czy widzisz to podobieństwo: rodzice często dawali odczuć Ci, że ich zawodziłaś, rozczarowywałaś i teraz boisz się, że tak samo myśli o Tobie Twój mąż. Taką postawę pełną lęku wyniosłaś z domu i przenosisz ją na obecną rodzinę.

Zaakceptował: Eugeniusz_Zua}

  • Odpowiedz
straciłam rodziców już bardzo dawno temu, zanim odeszli z tego świata


@AnonimoweMirkoWyznania: I to jest ten potwór który siedzi w twojej szafie. Przytrzymywanie drzwi szafy spowoduje, że będzie coraz bardziej wpływał na twoje życie aż w końcu wylezie z niej i zaatakuje cię ciężką depresją.
Miałaś toksycznych rodziców z którymi zerwałaś kontakt, ale to za mało by żyć szczęśliwie. Musisz popracować ze swoim wewnętrznym dzieckiem, spojrzeć na to z perspektywy siebie małej, a twoje przygębienie minie i poczujesz ulgę. Jak nie dasz rady sama, to zrób to z psychologiem.

temat śmierci
  • Odpowiedz
gdybym tylko zechciała z nim porozmawiać, to on mnie zawsze wysłucha.

Ale on ci nie pomoże przepracować dziecięcych traum. To jest twoje zadanie.


@GoSiulKa: @AnonimoweMirkoWyznania Dobrze, że ten wpis się pojawił.

@GoSiulKa Takie myślenie i podejście do życia wskazuje, że podobni do was, nie powinni mieć mężów/żon ani partnerów. Jeżeli prosicie na wykopie o radę, a nie zwracacie się o pomoc do kogoś wam najbliższego, świadczy to o tym, że nie macie zaufania do najbliższej wam osoby. Wniosek jest jeden. Ten
  • Odpowiedz
Ten związek jest bez wartości.


@powsinogaszszlaja: A twój mózg jest bez rozumu.

Mąż/żona powinni być wzajemnym oparciem w każdej sytuacji

Wsparciem, oparciem, zrozumieniem i inne bla, bla, bla.
Zrozum kurła, że partner nigdy nie będzie dobrym terapeutą, bo brak mu dystansu i obiektywizmu. Brak mu też wiedzy i doświadczenia w pracy z trudnymi emocjami, bo nie jest psychologiem. W stanie w jakim jest anonka, sama czyjaś obecność i zrozumienie nie
  • Odpowiedz
OP: @powsinogaszszlaja: Nie masz zbytnio pojęcia o sytuacji i niesprawiedliwie oceniasz. Mój mąż był przy mnie, siedział obok, kiedy odebrałam telefon o śmierci mojej mamy. Zorganizował nam lot, był przy mnie na pogrzebie, dopytywał o moje samopoczucie miesiącami. Po śmierci ojca to on był moją prawą ręka, a właściwie obiema rękami, kiedy trzeba było zorganizować pogrzeb, ekipę remontową, wszystkie formalności związane ze śmiercią. Rozmawiałam z nim wiele razy o tym co czuję, a właściwie jak niewiele czuję. Wie jak było u mnie w domu, wie o tym wszystkim i wiele więcej niż tu opisałam.

Problem w tym, że rozmowa z nim nie przynosi ulgi. To nie jest jego wina i moja pewnie też nie. To tak jakbyś się uderzył w palec młotkiem. Czy jak powiesz o tym że Cię boli, to przestaje automatycznie boleć?

Potrzebuję znaleźć pomoc w rozwiązaniu tych kwestii w moim sercu i w
  • Odpowiedz
OP: "tylko psycholog zna narzędzia do tego. "
@GoSiulKa:
Czyli mogę zapomnieć o samopomocy? Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak źle, żebym nie mogła wyjść z tego po przeczytaniu paru mądrych książek...

Ten komentarz został dodany przez osobę dodającą wpis
  • Odpowiedz
Dziecko. Wracaj odrabiać lekcje. Pozwól porozmawiać dorosłym.

Jestem pod ogromnym wrażeniem "błyskotliwości" twojej wypowiedzi.

To jest dla mnie najdziwniejsze.


@powsinogaszszlaja: Brzmisz jak stary maleńki, nie udzieliłeś anonce żadnej konstruktywnej rady i dziwisz się temu, co z punktu widzenia psychologii wcale nie jest dziwne, więc taguj swoje wysrywy #januszepsychologi
  • Odpowiedz
OP: @powsinogaszszlaja: Nie twierdzę przecież, że jestem z tym sama. Mój mąż jest przy mnie i wspiera z całych sił. Chodzi o to, że może być rzeczywiście tak jak pisze @GoSiulKa i tu nie chodzi o żałobę, ale właśnie o te "niedokończone sprawy" i to dlatego nie czuję ulgi. Mimo całej miłości i troski jaką otrzymuję od męża i wielu godzin rozmów, one mi nie pomagają poczuć się
  • Odpowiedz
tu nie chodzi o żałobę, ale właśnie o te "niedokończone sprawy" i to dlatego nie czuję ulgi.


@AnonimoweMirkoWyznania: Śmierć rodziców jako coś nieodwracalnego spowodowało, że nie jesteś w stanie zamknąć tego przy ich udziale i pomocy. Oni już nie powiedzą, że im przykro, że proszą o wybaczenie i co najważniejsze...już nie powiedzą, że są z Ciebie dumni i kochają Cię taką jaka jesteś. Odchodząc zabrali Ci tą możliwość i dlatego
  • Odpowiedz
Moim zdaniem nie książki tylko terapia. To na prawdę pomaga. Twój wpis to maleńki krok w dobra stronę. Zrobiłaś go i to dowód że zaczynasz być powoli gotowa się otworzyć. Terapeuta to bardzo bezpieczne rozwiązanie, tylko poszukaj kogoś sprawdzonego i z dobrymi opiniami, a najlepiej dowiedz się jakiego rodzaju to terapia (w jakim nurcie), poczytaj o tym i zastanów się czy taki sposób ci odpowiada. Używając Twojej metafory powiem tak: pamiętaj, że
  • Odpowiedz
adam: Po pierwsze - spróbuj popatrzeć na swoich rodziców bezstronnie - zamiast swoimi oczami, oczami ich dziecka. Jeśli tak zrobisz, do dostrzeżesz i zrozumiesz, co teraz napiszę. Otóż miałaś dysfunkcyjnych, patologicznych rodziców. Nie umieli żyć jak normalni ludzie. Nic dziwnego, że nie potrafili być normalnymi rodzicami. Oczekiwanie, że zachowają się w sytuacjach dla ciebie trudnych jak dobrzy, normalni rodzice, jest nierozważne. To tak, jakbyś miała ojca na wózku inwalidzkim i miała
  • Odpowiedz
**jakiś_pseudonim**: Mnie kiedyś polecono takie książki: "Mama i sens życia. Opowieści psychoterapeutyczne" (Irvin David Yalom), "Córki, które zostały bez matki. Dziedzictwo straty" (Hope Edelman) oraz "Symbioza i autonomia. Trauma symbiotyczna i miłość bez uwikłań" (Franz Ruppert), chociaż nie wiem, czy ta ostatnia pasuje do Twojego przypadku. I przyznaję się, że chociaż mam je już prawie dwa lata na półce, nie miałam odwagi, by po nie sięgnąć (tutaj pasuje kwestia trzymania drzwi szafy,
  • Odpowiedz