Wpis z mikrobloga

Jacek Dehnel: Do przyjaciół katolików

Kiedy ksiądz przyjdzie po kolędzie, przyjmijcie błogosławieństwo, bo błogosławi Was bóg, w którego wierzycie, a nie funkcjonariusz; ale potem odważnie powiedzcie funkcjonariuszowi to, co mówicie mnie w prywatnych rozmowach. A kiedy wyciągnie rękę po kopertę, powiedzcie, że dopóki kościół nie rozliczy się z pedofilii, będziecie przekazywali te pieniądze na jej ofiary.

Mam jednak sporo znajomych, a może nawet przyjaciół, którzy są wierzącymi katolikami. Poznałem ich jako ludzi głęboko – na ile mogę to ocenić – przyzwoitych, wyrozumiałych, szanujących godność bliźniego, stawiających sobie prawdziwe, nie pozorne wymagania. Wiem, że zasady te, które wprowadzają w życie, biorą nie tylko ze swojego sumienia, ale również z tej wiary i zasad ewangelicznych. Są częścią tego kościoła i jest to dla nich ważne. Nie rozumiem tego – jak wielu rzeczy zresztą; nierozumienie to ważna część ludzkiego doświadczenia – ale to uznaję. Do nich – do Was – kieruję ten list.

Jak wiadomo, kościół katolicki ma swoją strategię, określającą, co znaczy „kościół”. Zmienia ją w zależności od tego, jak mu wygodniej – czasem to ogół wszystkich wiernych (tak mówi teologia), czasem warstwa hierarchów (tego wymaga sprawowanie władzy). A zatem: kiedy trzeba przejąć majątek, wymusić na posłach ustawę, przejmują hierarchowie, decydują hierarchowie. „Kościół jest za zaostrzeniem ustawy aborcyjnej” – mówią, choć przecież ogół wiernych w Polsce jest przeciwko temu. A kiedy dochodzi do ujawnienia skandalów pedofilskich, mówią: „To zrobił jakiś ksiądz, a nie kościół; kościół to ogół wiernych!”.

Was jednak, wiernych, obowiązuje, jak sądzę, teologia, nie doraźna polityka. Moi znajomi i przyjaciele katolicy! Jesteście ludźmi, jak mówiłem, przyzwoitymi. Odbyłem z Wami dziesiątki rozmów i za każdym razem słyszałem mniej więcej to samo. Zapewnialiście mnie, że nie akceptujecie kościelnej homofobii, ukrywania księży pedofilów, siania nienawiści; wstydziliście się brunatnych fojermarszy na Jasnej Górze – w najświętszym ponoć miejscu polskiego katolicyzmu – wstydziliście się oburzających, nieludzkich kazań księży i biskupów. Nie mam powodu, by wątpić w prawdziwość Waszego wstydu i żalu. I dziękuję Wam za to, bo są to rzeczy ważne i niepomijalne.

Równocześnie jednak myślę o tej scenie z „Trzech billboardów za Ebbing, Missouri”, którą od paru dni ludzie zaczęli powszechnie wklejać (ku oburzeniu wielu wierzących zresztą). Frances McDormand zwraca się tam do księdza i porównuje go do członka gangów z Los Angeles i mówi, że nawet jeśli ksiądz siedzi sobie na pięterku, czyta Biblię i ćmi fajeczkę, a jego kolega gdzieś indziej gwałci ministranta, to i on jest temu winien.

Mam problem z tą sceną – odpowiedzialność zbiorowa zawsze bowiem prowadzi do wypaczeń, jeśli ma się wiązać z odpowiedzialnością karną. Ale niekoniecznie, kiedy mówimy o kwestiach etyki i subtelniejszej odpowiedzialności.

Powszechnie i systemowo Dziś wiemy z coraz większej liczby źródeł, że kościół katolicki dokonywał tuszowania przestępstw pedofilii w sposób powszechny i systemowy. Powszechny, to znaczy, że działo się to w wielu miejscach, a nie tylko w jednej czy dwóch parafiach, niechby i diecezjach, które trafiły w ręce złych ludzi. I systemowy, co znaczy, że obowiązywały tu ustalone reguły. Nie tylko tajna instrukcja „Crimen sollicitationis”, ale też pewien modus operandi, stały dla wszystkich dotychczas przebadanych miejsc (i dobrze podsumowany w siedmiu punktach przez amerykańsko-izraelską artystkę i prawniczkę Ephrat Livni):

Używać zawsze eufemizmów: nie „gwałt”, tylko „niestosowne kontakty”. Nie prowadzić śledztwa rękami fachowców, tylko innych duchownych. Dla pozorów wysyłać oskarżonych księży do kościelnych centrów psychologicznych i tam ich „diagnozować”, czy są pedofilami, głównie na podstawie nieweryfikowanych zeznań sprawców, a nie tego, czy faktycznie dopuścili się molestowania dziecka. Jeśli ksiądz zostaje przeniesiony, nigdy nie wyjaśniać wiernym powodów lub podawać fałszywe, np. „urlop zdrowotny”. Nawet jeśli ksiądz gwałci dzieci, nadal dawać mu dach nad głową i pieniądze na życie, choćby miało to mu pomóc w popełnianiu kolejnych gwałtów. Jeśli społeczność się na nim pozna, nie usuwać go ze stanu duchownego, tylko przenieść gdzie indziej, gdzie nikt nie będzie wiedział, że wykorzystuje dzieci. Wreszcie za żadne skarby nie mówić policji. Choć to przestępstwo, nigdy nie traktować go w ten sposób, tylko „prać we własnym domu”. Wiemy – choćby z reportaży Justyny Kopińskiej i Marcina Kąckiego, ale również z publicznych wypowiedzi hierarchów – że zasady te, przynajmniej częściowo, wprowadzane były również w Polsce, w Waszej bezpośredniej wspólnocie (może zresztą i wszystkie, tego jeszcze nie wiemy, bo kościół w Polsce się nie oczyścił).

Kościół, czyli Wy Ale tu na chwilę się zatrzymajmy. Cóż to znaczy, że kościół ukrywał przestępstwa, przenosił księży, nie informował policji? Że umożliwiał popełnianie kolejnych przestępstw, że pchał w ręce tych samych gwałcicieli kolejne ofiary. Co znaczy, że robił to KOŚCIÓŁ?

Jako niewierzący nie mogę traktować teologii katolickiej jako wykładni, ale Wy – możecie i, jak rozumiem, nawet powinniście. Jeśli kościół tuszuje zbrodnie, to Wy je tuszujecie. Bo to Wy jesteście kościołem. Nie biskup czy kardynał taki czy śmaki, ale Wy. Wszyscy. Co wynika, paradoksalnie, nie z filmowego monologu, ale z samej esencji Waszej wiary. To Wasz kościół, Wasza wspólnota i, niestety, Wasza wina.

Co mógłby zrobić polski kościół katolicki, gdyby chciał faktycznie, nie pozornie, zmyć swoje winy? Na początek to, co zrobiono w Irlandii, Australii, diecezjach w USA: powołać komisję z przedstawicielami osób świeckich (w tym ofiar), dziennikarzami, i siłami fachowymi (policja, prokuratorzy, historycy), na której czele mogłaby dla większej przejrzystości – jak w Holandii – stanąć osoba innego wyznania. Komisja taka z jednej strony działałaby w oparciu o dotychczas zgromadzone przez kościół archiwa, a z drugiej – zwróciłaby się z apelem do ofiar o składanie zeznań, co pozwoliłoby rozpoznać skalę problemu. Następny krok to masowe przekazanie zgromadzonych spraw do rozpoznania organom ścigania i sądów. A także deklaracja, że kościół wypłaci ofiarom odszkodowania – i wypłacanie tychże. Wreszcie: pozbawienie honorowych funkcji i – za pośrednictwem Watykanu – godności biskupiej i kardynalskiej tych hierarchów, którzy tuszowali sprawy, oskarżali i zastraszali ofiary, przenosili pedofilów do kolejnych parafii, gdzie mogli wykorzystywać kolejne dzieci.

Czy kiedykolwiek do tego dojdzie? To zależy od Was.

Stanąć po stronie słabych i skrzywdzonych Pozwólcie teraz bowiem, że powrócę się do Was i tych naszych rozmów, w których wyrażaliście swój – powtórzę – szczery żal i wstyd (za który raz jeszcze dziękuję) za to, jak Wasza wspólnota krzywdzi wielu Waszych współobywateli.

Wielu z Was zadawałem to samo pytanie: no dobrze, jesteście przeciw, wstydzicie się, zgoda. Ale co z tym robicie dalej? Czy Wasze słowa ograniczają się do rozmów ze mną i z innymi i do fejsowych statusów, czy faktycznie coś robicie w ramach swojej wspólnoty? Parafii, dekanatu, diecezji, wreszcie kościoła polskiego i powszechnego?

Ile razy Was o to pytałem! Czy ktokolwiek z Was napisał list do biskupa? Skrzyknął swoich bliskich, innych wiernych z parafii i wyraził publicznie oburzenie na ręce proboszcza, dziekana, episkopatu? Jesteście laikatem, jesteście kościołem, gdzie ten wspólny głos? Czy choćby raz zrezygnowaliście z tej wygody, jaką daje kładzenie uszu po sobie? Powiedzieliście cokolwiek choćby w czasie dorocznej wizyty duszpasterskiej, kolędy? To jest wprost Wasz obowiązek, wynikający z katechizmu: Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadacie, przysługuje Wam prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra kościoła.

Ale zawsze słyszałem to samo. Ani razu ani jedna osoba nie powiedziała mi, że kiedykolwiek, choćby raz, że rozmawiała z księżmi o grzechach kościoła, że mówiła o nich na forum parafii czy diecezji.

Dziś pewna pani, czytelniczka „Lali”, kiedy ją o to zapytałem, obruszyła się, że kolęda to nie czas na takie demonstracje, że byłoby to złamanie praw gościnności i z pewnością moja babcia mnie tego nauczyła. Otóż nie, moja babcia nauczyła mnie czegoś wręcz przeciwnego – kiedy w czasie wojny, już po zamknięciu gett, we wsi pojawił się nowy ksiądz i przyszedł z wizytą, żeby się przedstawić, po czym zaczął wygłaszać jakieś antysemickie komentarze, to najpierw został za to objechany, a potem go wyproszono z domu i zakazano mu się tam więcej pokazywać (zaproszenie dostał dopiero, kiedy przeżył radykalną przemianę). Tego mnie nauczono: opowiedzenie się po stronie słabych i krzywdzonych jest stokroć ważniejsze niż jakiekolwiek konwenanse.

Nie lękajcie się Apeluję zatem do Waszych sumień. Nie dlatego, że zamierzam Was upominać z jakiejś pozycji moralnej wyższości. Nie. Apeluję do nich, ponieważ wierzę, że je macie. I że jesteście ludźmi prawymi.

Zróbcie coś.

Zorganizujcie się. Protestujcie przeciwko grzechom Waszej wspólnoty: pedofilii, sianiu kłamstw i nienawiści, homofobii, ksenofobii. Piszcie listy do proboszczów, dziekanów, biskupów, papieża. Kiedy ksiądz przyjdzie po kolędzie, przyjmijcie błogosławieństwo, bo błogosławi Was bóg, w którego wierzycie, a nie funkcjonariusz – ale potem odważnie powiedzcie funkcjonariuszowi to, co mówicie mnie w prywatnych rozmowach. Bo to jest również jego i Wasza wina, bo wszyscy należycie do kościoła. A kiedy wyciągnie rękę po kopertę, powiedzcie, że dopóki kościół nie rozliczy się z pedofilii, będziecie przekazywali te pieniądze na jej ofiary. I róbcie to. Nie bójcie się go. Nie lękajcie się. Na sądzie, w który wierzycie, nie będziecie sądzeni za to, czy proboszcz się na was nie dąsał, ale za to, czy broniliście krzywdzonych.

Pamiętajcie, że zgodnie z Waszą religią – i to w niej jest dla mnie, niewierzącego, najpiękniejsze – każde dobro i każda krzywda, wyrządzane bliźniemu, są wyrządzane bezpośrednio bogu. Zatem kiedy ksiądz gwałci bezbronne dziecko, gwałci Jezusa Chrystusa. Kiedy biskup kryje przestępcę i pozwala mu gwałcić kolejną ofiarę – pozwala, by ten ksiądz zgwałcił Jezusa Chrystusa po raz kolejny. Kiedy oskarża niewinnie ofiarę i zniesławia ją przed społecznością, w której ta ofiara żyje, tak że ta musi się stamtąd wyprowadzić – zniesławia i szykanuje Jezusa Chrystusa. Bo cokolwiek czyni jednemu z tych najmniejszych, jemu czyni. To właśnie Jezus powiedział w swoim ostatnim kazaniu w Świątyni Jerozolimskiej. Zanim został zamordowany na polecenie duchownych.


Źródło: http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,23829830,jacek-dehnel-do-przyjaciol-katolikow.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Warszawa_Wyborcza

Autor postanowił przekazać wynagrodzenie za niniejszy artykuł na wsparcie wyjazdu Jakuba Lendziona i Katarzyny Bierzanowskiej do siedziby ONZ. Jakub Lendzion planuje w siedzibie organizacji opowiedzieć o szkodliwości terapii konwersyjnej w Polsce, reklamowanej jako "leczenie homoseksualizmu".

#religia #wiara #kosciol #katolicyzm #ateizm #gimboateizm #dehnel #cytatywielkichludzi #pedofilia #pedofilewiary #babyshoesremember
  • 2
@Tom_Ja: Cholera, jaka demagogia występuje w tym artykule.

Kiedy ksiądz przyjdzie po kolędzie, przyjmijcie błogosławieństwo, bo błogosławi Was bóg, w którego wierzycie, a nie funkcjonariusz; ale potem odważnie powiedzcie funkcjonariuszowi to, co mówicie mnie w prywatnych rozmowach. A kiedy wyciągnie rękę po kopertę, powiedzcie, że dopóki kościół nie rozliczy się z pedofilii, będziecie przekazywali te pieniądze na jej ofiary.


Istnieje tutaj jakieś dziwne założenie, że jestem (albo przynajmniej powinienem) nieufnie nastawiony