Aktywne Wpisy
Pierre_Nietzsche +400
Twórczość S.Kinga?
-hehe to główny bohater, jest pisarzem/artystą tak jak ja
-se mieszka w dupogrzmotach małych W STANIE MAINE, gdzie wszyscy są p--------i wieśniakami, oprócz głównego bohatera i jego rodzinki/pszyjaciół
-każdy p------y wieśniak jest ważny, więc musimy czytać przez 50 stron o traumie dżona korniszona z dzieciństwa, kiedy był świadkiem jak jego pradziadek utonął w gnojówce po pijaku
-uuuuu uuuuu zaraz się stanie coś strasznego, a nie, jeszcze 30 stron opisu jak dwa stare pierdziele kupujo
-hehe to główny bohater, jest pisarzem/artystą tak jak ja
-se mieszka w dupogrzmotach małych W STANIE MAINE, gdzie wszyscy są p--------i wieśniakami, oprócz głównego bohatera i jego rodzinki/pszyjaciół
-każdy p------y wieśniak jest ważny, więc musimy czytać przez 50 stron o traumie dżona korniszona z dzieciństwa, kiedy był świadkiem jak jego pradziadek utonął w gnojówce po pijaku
-uuuuu uuuuu zaraz się stanie coś strasznego, a nie, jeszcze 30 stron opisu jak dwa stare pierdziele kupujo
dabi +182
przezyjmy to wspólnie jeszcze raz, jak swiat sobie dał splunąc w twarz przez zydowsko-chinski wirusik
#covid19 #covid #heheszki #dziendobry
#covid19 #covid #heheszki #dziendobry
Takie #feels mnie naszły, że w sumie to miałem w życiu ostro p--------e i jakoś mimo tego chyba wyszedłem na ludzi...
Może dostanę ze dwa plusy...
Na wykopie konto mam prawie od 3 lat duża część z was mnie kojarzy bo prowadziłem własny tag który zebrał kilkudziesięciu obserwujących, ale teraz nie mam czasu na to... zajmuję się życiem.
Jeżeli ktoś przeczyta do końca to mu gratuluję. Nie było mi łatwo to pisać, ale konkluzja jest taka, żeby się nie poddawać, przeć do przodu bo ciężką pracą można cokolwiek osiągnąć i owszem start w życie jest bardzo ważny, ale zbyt dobry start nie zawsze jest zaletą.
Zaczynając od początku...
Rodzice byli ze sobą bardzo długo zanim ja pojawiłem się na świecie, ale mam wrażenie, że nie trzymała ich ze sobą miłość tylko przyjaźń, dobrze się ze sobą bawili, miło im było razem spędzać ze sobą czas a gdy ja się pojawiłem to zaczęło się wszystko powoli sypać. Ojciec nie udźwignął ciężaru ojcostwa, cały czas imprezował i tak na prawdę nie mam nawet żadnego zdjęcia z ojcem jak byłem mały za to mam ich kilkadziesiąt z mamą. W wyniku imprez spłodził mi siostrę przyrodnią i to już był ten moment kiedy rodzice się rozwiedli.
Mama rzuciła studia czym bardzo mocno zawiodła moich dziadków którzy zerwali z nią kontakt na kilka lat a dziadkowie ze strony ojca w ogóle zerwali z nami kontakt biorąc jakby stronę mojego ojca. Pamiętam, że jakiś czas mieszkałem z mamą w jakimś obskurnym budynku z wieloma innymi samotnymi matkami w małym pokoju z aneksem kuchennym a później w kilku mieszkaniach. Dziś wiem, że ten mały pokoik to było coś w rodzaju przytułku a mieszkania były wynajmowane... w ciągu dziesięciu lat gdy miałem 5-15 lat przeprowadzaliśmy się kilkanaście razy.
Pamiętam jak kilka razy z mieszkania zaczynały znikać różne rzeczy jak telewizor czy magnetowid. Nie było też zbyt kolorowo z jedzeniem. Pamiętam, że często mama udawała, że nie jest głodna, abym ja zjadł więcej. Pamiętam jak chodziliśmy wieczorami na ogródki działkowe zbierać jabłka czy inne rzeczy z których mi później robiła mus który dodawała do naleśników. Wszystko w atmosferze zabawy, jak byłem starszy to już wiedziałem o co chodzi... swoją drogą bardzo szybko wydoroślałem...
W szkole nikt nigdy mnie nie lubił kiedyś nauczycielka prowadziła lekcję na której stwierdziła, że rodziny gdzie rodzice są rozwiedzeni to rodziny patologiczne... jestem więc patologią, często mi wytykano ubrania z łatami. Raz na dzień ojca przyszedł mojego "kolegi" tata, i całej klasie przyniósł jakieś lizaki (chyba chupa chups) powiedziałem, że ma super tatę a on na to "a ty wcale nie masz". W tym czasie mój ojciec miał córkę w tej samej szkole w której ja się uczyłem, czasami go widziałem, ale raczej nie pamiętam, abyśmy rozmawiali. Dziś wiem, że nigdy nie zapłacił ani złotówki na moje alimenty a mama była zbyt dumna, aby go o cokolwiek prosić.
Pamiętam, że często chodziłem w tych samych butach latem i zimą, zimą zakładałem dwie, trzy skarpetki, na to woreczek fotiowy, aby nie przemokła mi stopa i na to dopiero buty. Pamiętam jak obsesyjnie wciskałem folię wgłąb buta, tuż przed szkołą, aby nikt nie zauważył i nie wyśmiał mnie znowu a na w-f często nie ćwiczyłem bo skarpety miałem połatane a tenisówek na zmianę nie miałem... zdarzało się, że tenisówki na lato to były moje jedyne buty na lato. Nigdy nie jeździłem na wycieczki... starałem się o nich nie wspominać w domu, aby mama nie zaciskała pasa, aby mi sprawić przyjemność...
Z książkami nie było problemu bo te można dostać często w dobrym stanie w antykwariatach czy jakichś giełdach przed szkołą, ale pamiętam, że był problem z zestawami ćwiczeń... nauczyciele chyba z dziką przyjemnością wypominali mi, że mam już wypełnione (choć zamazane korektorem) ćwiczenia więc nie postawią mi oceny bo miałem ŁATWIEJ.
W szkole pojawiły się obiady. Miałem obiady opłacane socjalnie, ale obiady były wydawane na kartki i pamiętam, że normalne były drukowane na kolorowym papierze, różowym, żółtym, niebieskim a socjalne zawsze były białe. Czasami nauczyciele puszczali mnie na obiad wcześniej, chyba tylko po to, abym wstydził się mniej.
Wstyd... to uczucie pamiętam najlepiej ze szkoły... ciągły, nieustający wstyd. Wstyd bo miałem za małe lub za duże ubrania, Wstyd bo spodnie sięgały mi przed kostkę lub fałdowały się w pasie i podwijałem je w kostkach, Wstyd bo sam sobie naprawiałem nitką dziurawe buty, dziurawy plecak, dziurawą kurtkę. Raz gdy znalazłem na chodniku zimową czapkę (do dziś ją pamiętam Chicago Bulls z logiem byka na czole) to następnego dnia mi ją ukradli bo "nie pasowała do mnie".
Bardzo szybko, bo w wieku 16 lat poszedłem do pracy. Wiedziałem, że mama nigdy nie kupi mi niczego markowego bo nie było nas na to stać a ja też miałem już dość tego jak chodziła po sąsiadach prosząc o 50zł bo brakuje do końca miesiąca więc po szkole chodziłem roznosić ulotki na klatkach schodowych, albo zatrudniłem się jako pomoc kuchenna przy zmywaniu naczyń w restauracji, później pracowałem tam przy rozwożeniu pizzy.
Uczyłem się nieźle... niestety nie mogłem pójść do tej szkoły której chciałem a musiałem wybrać najbliższą bo idąc tam gdzie bym chciał musiałbym codziennie spędzać na dojazdach około 2 godzin a mojej mamy nie było stać, aby opłacać mi kolejowy bilet miesięczny a przy takim czasie dojazdu nie mógłbym już pracować... licząc same dojazdy do szkoły + dojazdy do pracy każdego dnia traciłbym 3-4 godziny. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
W moje 18 urodziny mama skontaktowała się ze swoimi rodzicami (i moimi dziadkami), nawiązaliśmy kontakt i pogodzili się ze sobą. Dla mnie to byli obcy ludzie... nadal trochę tacy są.
Po liceum, kilka dni po maturze mając 18 lat pojechałem do Anglii mając tysiąc 300 funtów w kieszeni. Mieszkałem w Anglii, ale również w Belgii, razem nie było mnie w Polsce ponad 2 lata. W tym czasie odbiłem się od dna, wyrobiłem się trochę, zdobyłem fach w rękach w kilku branżach, zdobyłem kapitał na założenie firmy. Będąc w Anglii poznałem kilka kobiet dla których nie liczyło się to skąd jestem, kim jestem tylko jaki jestem więc wyszedłem z przegrywu. Było ciężko, zdarzyło się, że mając całą wypłatę z 2 tygodni w ręku ktoś mnie okradł, zdarzyło się, że polak u którego pracowałem na budowie nie wypłacił mi pensji przez 3 tygodnie, zdarzyło się, że przez miesiąc byłem bezdomny bo nie miałem na mieszkanie, ale wiedziałem, że nie wrócę do Polski.
W końcu wróciłem...
Moja mama dostała wreszcie bardzo dobrą pracę. Mieszkając u dziadków w ich domu oszczędziła pieniądze a ja założyłem firmę w Polsce którą od kilku lat prowadzę.
Po roku gdy prowadziłem firmę razem z mamą postanowiliśmy, że kupimy coś wspólnie, wspólne mieszkanie. Za gotówkę. Nie koniecznie nowe, nie koniecznie duże, ale żeby było nasze.
Mieszkamy więc od kilku lat w 2 pokojowym mieszkaniu, ona ma swój pokój, ja mam swój pokój. Przez te kilka lat poznawałem "kilka" dziewczyn z niektórymi z nich postanowiłem coś wynająć, wyprowadzałem się z naszego mieszkania (z mamą) i postanawiałem zamieszkać z dziewczyną więc nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu... normalna rzecz, że dwoje ludzi chce ze sobą mieszkać.
Ostatnio poznałem dziewczynę... 28 lat, prywatne, renomowane i bardzo drogie liceum w stolicy, rodzice lekarze prowadzący własną praktykę, tatuś kupił nowy samochód, studiowała i nie skończyła studiów na wymarzonej uczelni gdzie rodzice kupili jej mieszkanie (przecież akademik to dla hołoty a nie dla szlachty) które teraz stoi puste. Zapytałem się dlaczego nie wynajmie? Nie ma na to głowy... i ona mówi, że ma ciężko w życiu bo rodzice każą jej się uczyć przypominając, że sami żyć wiecznie nie będą i nie będą jej utrzymywać w nieskończoność.
Ja właśnie kończę licencjat... mając 30 lat. Wcześniej nie było mnie stać, aby studiować dziennie ani nie miałem na to czasu. Teraz gdy robię 3-4 duże projekty w roku co pozwala mi żyć na poziomie mogę sobie na to pozwolić
Usłyszałem jednak od niej, że według niej jestem MAMINSYNKIEM... coś we mnie umarło... nie utrzymuję z nią już kontaktu...
Ostatnio Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej skontaktował się ze mną w sprawie mojego ojca... został menelem. Imprezowanie weszło mu w nawyk zbyt mocno i drugiej szansy na rodzinę również nie wykorzystał a MOPS chciał ustalić czy jestem w stanie płacić alimenty na niego... wystarczyło na szczęście powiedzieć, że to on ma wobec mnie długi za kilkanaście lat niepłaconych alimentów oraz drugą rodzinę która powinna być nim bardziej zainteresowana bo ja nie pamiętam go w moim życiu.
Śmiało mogę powiedzieć, że przeżyłem w życiu więcej niż nie jedna osoba w moim wieku.
Z takich rzeczy które do dziś mocno weszły mi w nawyk.
Zawsze mam przy sobie jakieś pieniądze... praktycznie nie używam rozliczeń elektronicznych. 90% tego co rozliczam robię gotówką, w domu trzymam dużo gotówki, zdarza mi się mieć przy sobie wypłatę z 1-2 miesięcy. Walczę również z kompulsywnym objadaniem się, jedzeniem na zapas, często w sytuacjach stresowych po prostu w--------m jak świnia. Często mam przy sobie jakieś batony, czipsy czy nawet zwykły chleb. Mam też tak, że kupuję za dużo jedzenia, wkładam do lodówki i później wyjmuję... jogurty z roku 2015, 2016, 2017 bo już nie mam miejsca na te z 2018 których i tak pewnie nie zjem.
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok