Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich po długiej przerwie, która niestety jeszcze troszeczkę potrwa, aczkolwiek nie dłużej niż do końca lipca bieżącego roku (oby!). Dzisiejszy odcinek nie jest bowiem częścią głównej serii, a raczej czymś pisanym obok, tak jak ten poświęcony Mandejczykom. Temat ma nieco wspólnego z tym, o czym traktuje główna seria, ale jest inny. Będą nim mianowicie książki. Niekoniecznie jednak chodzi o książki tak jak dzisiaj je rozumiemy - to znaczy papierowe strony w oprawce. Będzie bowiem mowa o piśmiennictwie starożytnym, które było często utrwalane było w formie papirusowego zwoju. Z biegiem czasu jednak zaczął wypierać go pergamin, wywodzący się ze starożytnego regionu znanego jako Pergamon.

Nie o szczegóły techniczne tu jednak chodzi, a to, w jakim stopniu piśmiennictwo starożytne dotrwało do naszych czasów. Kto nie spał na lekcjach ten wie, że powstawały wówczas całe biblioteki. Najsłynniejsza, ta w Aleksandrii, miała mieścić około 550 000 woluminów. Pergamońska, zdaniem Plutarcha, dochodziła do 200 000. Nie mamy dobrych informacji o liczbach z Aten, ale wiemy, że miasto filozofów miało przynajmniej trzy takie instytucje: Ptolemaion, Bibliotekę Hadriana i Bibliotekę Pantainosa. Mniej znane biblioteki mieściły się poza tym na przykład na Rodos czy w Antiochii. Większość dzieł spisywana była po grecku (zwłaszcza prace na temat nauk wszelakich, czyli filozofii w starożytnym tego słowa rozumieniu). Część prac pisana była po łacinie (głównie akty prawne, kodeksy i te dotyczące administracji), syriacku czy w którymś z języków irańskich.

Ile z tych dzieł przetrwało dziejowe zawirowania? Jest to bardzo dobre pytanie, ale nie mamy tutaj miejsca żeby na nie odpowiedzieć w sposób kompleksowy. Szacunki są bardzo różne - niektórzy posuwają się wręcz do twierdzenia, że przetrwał zaledwie 1% dzieł starożytnych. Uczeni są generalnie bardziej ostrożni w ocenach oraz pełni rezerwy co do metod takich wyliczeń, ale powszechnie przyjmuje się, że przetrwało raczej mniej niż więcej. Czemu tak się stało? No cóż, historia nie lubi nudy, w związku z czym jest pełna wojen, podbojów, łupiestwa zwycięskich armii, pożarów, powodzi, tumultów i im podobnych. Wszystko to. to w dużym skrócie - rzeczy, które raczej nie sprzyjają konserwacji papirusu i pergaminu.

Swoją cegiełkę do niszczenia dziedzictwa poprzednich wieków dorzucili także niektórzy chrześcijanie, żyjący na pograniczu epok. No i, wybaczcie przydługawy wstęp, tym się zajmiemy w tym miniodcinku. Jakieś uwagi na ten temat pojawiały się często przy okazji gównoburz pod tagiem #naukowcywiary i zainspirowało mnie to żeby trochę bliżej przyjrzeć się tematowi. Palenie, niszczenie czy cenzurowanie książek przez chrześcijan można podzielić na dwie kategorie. Pierwszą określiłbym mianem “państwowej”, drugą zaś “spontanicznej”. W tej pierwszej mieszczą się przypadki niszczenia dzieł literackich z rozkazu rządzących, często inspirowanych przez wyznanie osoby odpowiedzialnej lub kościoły, a do drugiej zakwalifikowałbym te, w których chrześcijańskie tumulty “brały sprawy we własne ręce”. My skupimy się na tej pierwszej kategorii, bo nie chce napisać tutaj grzmota na 18 stron A4.

Niszczenie książek i/lub cenzura nie były chrześcijańskimi wynalazkami, a państwo rzymskie miało w tej dziedzinie długie tradycje. Źródła wskazują na przykład, że niszczenie pism miało miejsce w II wieku przed Chrystusem, przy próbach złamania Bachanaliów. Sami chrześcijanie w czasach prześladowań Dioklecjana mieli okazję doświadczyć niszczenia pism przez Rzymian. Przykładem mogą być wydarzenia z Nikomedii z 303 roku, gdzie na mocy rozporządzeń cesarza zniszczono miejsce spotkań chrześcijan i wszystkie znalezione tam pisma. Zdarzały się też przypadki palenia ksiąg chrześcijańskich razem z ich posiadaczami (dodajmy, że jeszcze żywymi). Bardzo podobnie traktowano inne “wywrotowe” grupy, takie jak na przykład Manichejczycy. Zoroastryjska Księga Arta Wirafa zaświadcza, że i Hellenom sztuka palenia zwojów nie była obca (aczkolwiek dewastacja Persepolis to dość kontrowersyjny temat i generalnie historycy sprzeczają się czy było to celowe niszczenie perskiego dziedzictwa kulturowego, czy zwykłe łupiestwo połączone z wandalizmem).

Wraz z rozprzestrzenieniem się chrześcijaństwa i zdobywaniem przez nie (czyli w sumie przez kościoły, które rościły sobie prawo do jego definiowania i reprezentowania) wpływów w państwie rzymskim, część chrześcijan przejęła te niechlubne metody. Czytelnicy #niedoszlahistoria pamiętają zapewne, że chrześcijanie mieli bardzo różne podejście do pogańskiego dziedzictwa. Byli wśród nich tacy, którzy totalnie odrzucali osiągnięcia pogańskiej filozofii, kultury i idee religijne obecne w pogańskich społecznościach. Inni byli bardziej zniuansowani i twierdzili, że pewne rzeczy są jak najbardziej godne uwagi i nie sprzeczne z nauczaniem chrześcijańskim (jakkolwiek je definiowali). Często odwoływali się oni do idei o pierwotnym objawieniu, według którego Bóg ukazał niepełne prawdy różnym ludom, aby utorować drogę swojemu przyjściu na świat. Chodziło nie tylko o dziedzictwo żydowskie, ale także o intelektualne osiągnięcia pogańskiego antyku.

Pewne postawy i poglądy były jednak wspólne. Może nie dla wszystkich, ale na pewno dla znaczącej liczby chrześcijan. Ważnym elementem religii pogańskich była magia. Trzeba tu zaznaczyć, że mówimy o czasach i społeczeństwach, w których rozdział spraw religijnych i niereligijnych w zasadzie nie istniał i taki sposób myślenia był praktycznie nieobecny. Magia czy wiara w nadprzyrodzone nie ograniczały się do świątyń, życia prywatnego czy wspólnotowego. Były one całą mocą obecne w życiu publicznym czy umysłowym i odciskały swoje piętno na filozofii. To rodziło poważne problemy, bo dla większości chrześcijan magia była czymś złym i nie do przyjęcia z definicji. Dodatkowo, wraz z postępującym definiowaniem ortodoksji i adaptacją chrześcijaństwa w tej interpretacji jako oficjalnej ideologii państwa rzymskiego, bardzo mocno kurczył się zakres tematów, na które można było swobodnie dyskutować. Dla niektórych problemem stawała się nie tylko magia czy wróżby, ale jakikolwiek inny światopogląd. Oczywiście nie ma tu mowy o cenzurze czy prześladowaniu w stylu bliższych nam totalitaryzmów. Ponadto trzeba by dodać, że radykałowie nie zawsze mieli największy posłuch.

Przyjrzymy się tutaj wydarzeniom i prawu zebranemu w kodeksach późnej starożytności, wymierzonym w publikacje i osoby głoszące “nieprawomyślne opinie”. Na dzień dobry idą procesy czarowników, do jakich doszło podczas panowania Walensa. Rzecz zaczęła się w Antiochii w 372 roku. Podstawą było prawo uchwalone w 370 roku zakazujące nauczania i uprawiania astrologii pod groźbą kary śmierci. Procesy w Antiochii były najprawdopodobniej reakcją Walensa na działania wróżbitów, którzy próbowali przewidzieć jego przyszłość i to, kto go zastąpi. Miał więc podwójny motyw - jako chrześcijanin był przeciwny czarom i wróżbom, jako cesarz nie życzył sobie, aby ktoś mieszał się w jego panowanie. Według Ammianusa Marcellinusa, większość ofiar stanowili filozofowie. Wszyscy oni zostali poddani torturom (standardowa procedura), a niektórzy spaleni żywcem. Wśród nich znajdował się Maksymus, nauczyciel Juliana Apostaty, który jak się przypuszcza, odegrał sporą rolę w kształtowaniu się poglądów religijnych ostatniego (neo)pogańskiego cesarza Rzymu.

Nie tylko ludzie ucierpieli w trakcie procesów - zarekwirowano i zniszczono książki, jakie posiadali oskarżeni. Ammianus donosi, że większość z nich dotyczyło tak zwanych sztuk wyzwolonych i sztuki. Dodaje też, że samo posiadanie dzieł jakie mieli domniemani “konspiratorzy” wystarczyło, by zostać zakwalifikowanym do ich grona. Potwierdzają to pisma Jana Chryzostoma, relacjonującego historię człowieka, który nie chcąc wpaść w sidła obławy wrzucił posiadaną przez siebie księgę do rzeki. Została ona jednak odnaleziona, a on sam skazany na śmierć. Dzięki zeznaniom torturowanych udało się znaleźć poszlaki prowadzące do innych uczestników domniemanego spisku czarowników - tym razem już nie tylko w Antiochii. Polowanie na “konspiratorów” miało miejsce na terenie całego rzymskiego Wschodu. Ze szczególną pieczołowitością przeglądano literackie kolekcje oskarżonych. Ammianus pisze, że z uwagi na to, że posiadanie pewnych dzieł (niekoniecznie stricte “magicznych”) groziło torturami, ludzie posuwali się do niszczenia ksiąg i zwojów, jakie posiadali.

Hermiasz Sozomen żyjący w V wieku pisał, że czasy panowania Walensa, to okres, w którym “zginęli wszyscy helleńscy filozofowie”. Nie należy jednak brać jego słów dosłownie - jego dzieło jest znane z triumfalizmu, próby ukazania wielkiego zwycięstwa jego Kościoła nad wszelkimi możliwymi rywalami i przedstawieniu ich w jak najgorszym świetle. Co do relacji Ammianusa czy Zosimosa (o której nie wspomniałem, ale jest ona utrzymana w bardzo podobnym tonie), to również należy być ostrożnym. Obydwaj mogli “nieco” podkoloryzować zarzuty i przerysowywać postawę Walensa, jako że sami byli poganami, a Ammianus dodatkowo obwiniał cesarza o katastrofalną sytuację polityczną, jaka doprowadziła do klęski Rzymian pod Adrianopolem.

Rohmann uważa, że akcja wymierzona w domniemaną konspirację faktycznie zakończyła się zniszczeniem dzieł antycznych twórców oraz śmiercią wielu wykształconych obywateli imperium (co ciekawe: byli wśród nich także chrześcijanie). Przywołuje na przykład wzmianki o działającym na Wschodzie prokonsulu Festusie, dość odważnie szafującym wyrokami śmierci. Z drugiej strony twierdzi, że opisy Zosimosa i Ammianusa (oraz innych pogańskich autorów) mogą być mocno przesadzone. Relacje te składają się jednak na obraz, który chociaż w części jest prawdziwy - ludzie byli oskarżani o udział w spiskach na podstawie posiadanych przez siebie książek i znaczna część z nich należała do grupy, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, inteligencji. Wielu zginęło, a ich kolekcje literackie zostały zniszczone przez nich samych lub przez oskarżycieli.

Kolejne większe akcje niszczenia książek miały miejsce w czasach Teodozjusza I, który ogłosił ortodoksyjne chrześcijaństwo oficjalną religią państwa, co w konsekwencji mocno ograniczyło spektrum dopuszczalnych poglądów w debacie publicznej. Na początku swojego panowania Teodozjusz zdawał się nie występować przeciwko poganom, ale wg. opinii części historyków zmienił zdanie pod wpływem biskupów takich jak Ambroży z Mediolanu (jest to jednak gorąco debatowana kwestia). W 391 lub 392 roku ogłosił szereg praw wymierzonych w pogan. Zostały wcielone w życie w sposób zorganizowany - w każdym mieście powoływano bowiem zespół ludzi odpowiedzialnych za rozstrzyganie w tego typu sprawach, wielu z nich było wykształconych, co było niezbędne dla właściwej oceny rekwirowanych dzieł pisanych.

Najbardziej ścigano za posiadanie literatury heretyckiej, magicznej i krytykującej chrześcijaństwo.W 386 roku Walentynian II i Teodozjusz zabronili czytania pamfletów antychrześcijańskich pod groźbą kary śmierci. Jedyną nadzieją na ocalenie głowy było wydanie autora jeśli nie był on znany. Obowiązkiem każdego mieszkańca imperium, jeśliby znalazł taką publikację, było jej natychmiastowe zniszczenie i zgłoszenie władzom o zaistniałej sytuacji. Z prawa tego korzystał często Cynegiusz, prefekt pretorianów wschodniej części Imperium, współpracujący z niektórymi biskupami przy niszczeniu pogańskich miejsc kultu. Podobne prawo wydali w 406 cesarze Arkadiusz i Honoriusz, a w 407 roku potwierdzili je, po czym w 409 roku ogłosili, że wszyscy posiadacze nieprawomyślnych ksiąg muszą je oddać w celu zniszczenia i nawrócić się na ortodoksyjne chrześcijaństwo.

O niszczeniu ksiąg w tym okresie donosił także Augustyn z Hippony, aczkolwiek winą za to obarczał lokalny kler, a nie rzymskie władze. Jest to możliwe, gdyż na mocy wspomnianego prawa z 409 roku, administracja imperialna nadawała im takie uprawnienia. Augustyn na początku swoich wyznań wspominał o tym kilkukrotnie i na tej podstawie sądzi się, że był to tak zwany chleb powszedni. Zwłaszcza na Zachodzie, nie będącym tak schrystianizowanym, jak Wschód. Z drugiej jednak strony wiemy, że tego typu przepisy nie zawsze były wprowadzane w życie tak, jak chcieliby legislatorzy. Lokalna administracja, często gęsto uwikłana w interesy lokalnej społeczności, miała tendencję do tego, żeby na wiele rzeczy patrzeć przez palce. Do tego dochodziła wspomniana niejednorodna postawa chrześcijan wobec różnych elementów “starego świata”. Świadczy o tym choćby częstotliwość ogłaszania edyktów - co jakiś czas odpowiednim organom trzeba było “przypominać” czego życzy sobie cesarz i jego otoczenie, ponieważ nie przestrzegali oni ustanowionych wcześniej praw.

Choć ciężko dokładnie określić na ile prawa te były skuteczne i egzekwowane, to ze źródeł wiemy, że takie akcje zdarzały się co jakiś czas i “astrologowie” byli prześladowani, wypędzani a nawet skazywani na śmierć. Pod tym mianem kryją się, zdaniem Rohmanna, nie tylko magicy i wróżbici, ale także heretycy i ci spośród pogan, którzy narazili się lokalnemu klerowi/wpływowym chrześcijanom. Niszczenie literatury heretyckiej i manichejskiej jest dobrze poświadczone nie tylko w zbiorach praw rzymskich i kanonicznych. Cesarze z dynastii teodozjańskiej nie byli tutaj zbyt oryginalni, bo już w czasach Konstantyna zniszczono dzieła podejrzewane o sprzyjanie arianizmowi oraz prace Porfiriusza. Kontrowersje w ramach chrześcijaństwa sprawiły, że heretyckich dzieł do niszczenia nigdy nie brakowało. Działalność innych kultów i krytyków chrześcijaństwa dokładała materiału.

Kodeks Justyniana, skomponowany do 534 roku, również zawierał przepisy wymierzone w publikacje uznane za sprzeczne z nauczaniem kościoła lub jawnie przeciwko niemu występujące. Justynian poszedł jednak o krok dalej i w 529 roku zabronił poganom (a jakaś część filozofów była jeszcze poganami) i Żydom nauczać oraz pełnić ważne funkcje publiczne. Przepisy z 531 roku zabraniały wręcz nauczania czegokolwiek, co nie było zgodne z przyjętą wówczas definicją ortodoksji. Noethlichs zauważa, że antyczne teksty nadal były studiowane (inaczej przecież nie miałyby szans przetrwać do naszych czasów). Rohmann uważa, że prawo to miało na celu co innego: pozbawić pogańskich filozofów wpływów i pieniędzy z nauczania.

Prawa te, w przeciwieństwie do wielu innych podobnych im przepisów, faktycznie weszły w życie (przynajmniej w jakimś stopniu), o czym zaświadczają na przykład Zosimos i Prokopiusz. Ich zdaniem sprawiły one, że nieortodoksyjni lekarze i uczeni stracili źródło zarobku. Co ciekawe, prawo to było wymierzone tak samo w chrześcijan uznanych za heretyków, jak i pogan. Jego ogłoszenie wiąże się często z zamknięciem tzw. Akademii Platońskiej (w praktyce byli to jednak neoplatonicy działający w Atenach, zmuszeni do zarzucenia nauczania). Wydarzenie to urosło do rangi symbolu końca antycznych tradycji intelektualnych, ale zdaniem współczesnych historyków, mocno na wyrost, ponieważ “Akademia” miała niewiele wspólnego z historyczną Akademią Platońską, a inne “szkoły” pogan lub te, w których poganie nauczali (np. w Antiochii czy Aleksandrii) działały nadal. Hannam, posiłkując się Malanasem (syryjski kronikarz żyjący w VI wieku), uważa, że dekret był wymierzony tylko w neoplatoników z Aten.

Sankcja pragmatyczna z 554 roku głosiła dodatkowo, że annonę, pieniądze za nauczanie przyznawane z budżetów miast, mogli otrzymywać jedynie nauczyciele wyznający ortodoksyjną wersję religii chrześcijańskiej. Przepisy kodeksu podtrzymywały także wcześniejsze prawa zezwalające na przejmowanie majątków osób uznanych (na jakiejkolwiek podstawie) za pogan lub heretyków. Ewentualne publikacje podpadające pod jedną z tych kategorii miały być niszczone. Od czasów Marcjana przestępstwem były też wszelkie dyskusje podważające ortodoksyjne nauczanie (fakt jest jednak taki, że przepis ten był słabo egzekwowany). Tak zwani heretycy mieli jeszcze gorzej niż poganie-innowiercy. Jest to tendencja, która utrzymywała się także w późniejszych czasach.

Jedną z najlepiej opisanych akcji represyjnych przeciwko “heretykom i poganom” z czasów Justyniana była ta z Antiochii. Znamy ją dobrze dzięki “Żywotowi Świętego Symeona”, a postać świętego robi za tło do całej afery. Otóż, zdaniem autora poganie i heretycy byli liczni w mieście i czuli się bardzo pewnie. Tak pewnie, że zniszczyli dzieło sztuki, będące wotem dla Symeona. Jego sponsorem był jeden z nawróconych pogan, który miał zostać uleczony za sprawą świętego. Symeon przepowiedział wówczas, że winni postępku zostaną ukarani, a miasto oczyszczone z grzechu. Według relacji, kilka miesięcy później do Antiochii przybył oficjel zwany Amancjuszem, który szybko zaczął “ciąć heretyków równo z ziemią”.

Wielu znaczących mieszkańców straciło dobytki (część życie). Co ciekawe tekst dość jasno mówi o książkach, które posiadali oskarżeni i skazywani i wskazuje, że były one traktowane jako bardzo szkodliwe i to na nie spada odpowiedzialność za błędne poglądy karanych - zostają one przyrównane do idoli (tj. fałszywych bóstw). Dalej relacja mówi, że książki zostały znalezione, zarekwirowane i zniszczone - dokładnie tak, jak przewidział święty Symeon. Źródło nie mówi dokładnie o jakie księgi chodziło, ale wymienia rodzaje i obok standardowych czarów, wróżb, herezji, pogaństwa etc. na liście są jeszcze “automatycy” czyli zwolennicy epikureizmu.

Epikureizm był szkołą filozofii greckiej, na którą chrześcijanie patrzyli z największą podejrzliwością i wrogością. I ta uwaga nie tyczy się tylko tych odrzucających (lub podchodzących z rezerwą) do dziedzictwa filozofii. Potężnie upraszczając opierała się ona na poglądach, które można opisać jako materializm. Sam Epikur często krytykował różnego rodzaju przekonania o istnieniu sił nadprzyrodzonych, w tym wiarę w bogów. Tego typu poglądy w społeczeństwie, w którym ateizm był karany śmiercią (i nie mam tutaj bynajmniej na myśli tylko chrześcijańskiego Imperium Romanum, ale także pogańskie) sprawiły, że jego zwolennicy byli w konflikcie z wieloma innymi szkołami filozoficznymi. Pojawienie się chrześcijaństwa nie poprawiło ich sytuacji. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że powszechnie przyjmuje się, że w czasach dominacji chrześcijaństwa z epikureizmu i tak niewiele już zostało.

Dokładne ocenienie tego, jaki procent książek, które nie dotrwały do naszych czasów, został zniszczony w wyniku wyżej opisanych akcji i im podobnych, jest niemożliwe. Fakt, że tak mało piśmiennictwa starożytnego przetrwało do dzisiaj powszechnie przypisuje się czynnikom omówionym wcześniej. Niewątpliwie jednak jakaś część dziedzictwa antyku została zniszczona w toku akcji, o których traktuje tekst i im podobnym. Nie chodzi tylko o dzieła religijne, magiczne i astrologiczne. Nie było wówczas ostrych granic (o ile one kiedykolwiek były) między tymi dziedzinami, a sferą świecką - był to jeden z powodów tego, że prace, które dzisiaj ocenilibyśmy jako “naukowe” wpadały do tej samej kategorii, co dzieła, które zakwalifikowalibyśmy jako “magia i ezoteryka”. Istnieje jednak możliwość, że część prac “naukowych” została zniszczona z uwagi na to, że zawierała poglądy niezgodne z tym co było wówczas uznawane za obowiązującą ortodoksję.

Oczywiście opinie na te kwestie wśród samych chrześcijan były zróżnicowane - niektórzy (zwłaszcza ci wywodzący się z warstw wyższych) twierdzili, że jak najbardziej należy zezwalać na debatę, wielość wierzeń i interpretacji. W czasach Justyniana czy Teodozjusza dominujące poglądy i podejście były już jednak inne, przynajmniej na szczytach władzy (bo w samym kościele to już niekoniecznie). Wiązało się to w dużej mierze ze wspomnianą już ideologizacją ortodoksyjnego chrześcijaństwa i początkami czynienia z niego oficjalnej ideologii państwowej. Wielu biskupów przyklasnęło tym pomysłom i dążeniom, a jedyne czym się w tej materii różnili, to która interpretacja powinna być wspierana i przyjęta przez państwo. Zaś zwycięski obóz ortodoksów, który w IV wieku uzyskał przewa
niedoszly_andrzej - Witam wszystkich po długiej przerwie, która niestety jeszcze tros...

źródło: comment_GTwNIAq1No9YeTyvhT6QqARTgwNrumAo.jpg

Pobierz
  • 9