Wpis z mikrobloga

#osiwadczenie #gorzkiezale

Wpis nic nie wnoszący, skończyło mi się miejsce w pamiętniczku do szuflady.
Obrazek z kadzidłem, bo zakochałem się dzisiaj w tym aromacie w wodzie zapachowej.

Codzienna tragedia w III aktach

Soundtrack https://www.youtube.com/watch?v=wEmfyyYiXM8

Soundtrack -

Akt I - słonecznie

Patrzę w monitor, popijam kawę. Ciepła jest najlepsza, patrząc w przeskakujące znaki na monitorze delektuje się jej zapachem. Biorę łyk i odstawiam jęcząc pod nosem, znowu nie poszło tak jak planowałem.
Pracuję tu już prawie trzy miesiące. Zmieniłem zawód na zupełnie coś innego, teraz to klikanie w telefony i komputery. Akurat tydzień temu skończyły się większe projekty więc dostałem zgodę z góry na pracę w ramach swojego rozwoju. Czytaj ludzie naokoło i tak są zajęci jak zwykle, ale ja dla odmiany ostatnie kilka dni spędzam na przekopywanie poradników i konfiguracji dziwnych rzeczy z jeszcze dziwniejszym skutkami. I nawet jestem z siebie zadowolony. Kończy mi się okres próbny, ale nie mam obaw co do przedłużenia umowy. Dobrze dogaduję się praktycznie z każdym, poświęcam się pracy i staram się z siebie jak najwięcej. Nie przychodzi mi to z trudem, ja po prostu lubię robić rzeczy dobrze.

Akt II - powiew wiatru

Odbieram telefon od przełożonego. Równy człowiek, widać, że mu zależy i musi lubić swoją pracę. Pochwalił mnie z góry do dołu. PMom u których w projektach pracowałem odpowiada moja praca, on też zastrzeżeń nie widzi. Wypytał mnie o moje zdanie, problemy które widziałem podczas pracy i tak dalej. Niby HRowy standard, ale faktycznie ciągnął temat jakby mu zależało poznać moje zdanie. I na tym dobre się skończyło, bo dodał, że jeśli chodzi o podwyżkę to obecnie nie ma szans i w zasadzie to "cholerawiekiedy". Takie zarządzenie idzie z góry, nikt nie dostał od pół roku bo itakdalej. Nie powiem, trochę się wkurzyłem. Na początek wiele nie dostałem, poszedłem też z myślą - popracuję to będzie więcej. Nie mając doświadczenia w branży też nie mogłem wybrzydzać, takie uroki zmiany sektora. Szczerze liczyłem, że przestanę żyć jak student, człowiek wynajmie coś sam a nie pół życia na pokojach jak student. No nic, powiedziałem, że jestem zawiedziony ale jednocześnie jego rozumiem, nie on decyduje. Wtedy zagrałem asekuracyjnie, taki jestem. Skończyliśmy tego wieczora u znajomego na planszówkach, fajnie spędzone reszta dnia

Finał - kołysze. znowu.

Ostatni dzień przed weekendem w biurze. Przychodzę jak zwykle prawie pierwszy, zalewam herbatę i siadam przed komputerem. Spokój i cisza zakłócana szumem aut za oknem. Zaczynają się schodzić ludzie, dzisiaj bez szefowej biura atmosfera jest jeszcze luźniejsza niż zwykle. Swojego dłubania do przodu specjalnie nie popchnąłem, jakoś tak nie ma presji ani nastroju. Wyjątkowo wiele biadolenia dzisiaj. Oczywiście na rządy i nierządy wszelakie, wiele osób ma firmy a nasze prawo potrafi dać w kość. Mnie też to nie buduje. Każdy zdaje się odliczać minuty do końca. W międzyczasie przypominam sobie, że miałem się umówić z moim kumplem na piwo. Znajomy od przedszkola do końca liceum. Na kilka lat studiów nasze drogi się rozeszły, ale teraz przez kilka tygodni cieszyłem się, że mieszkamy w tym samym mieście i możemy praktycznie zawsze wyskoczyć na piwo czy pograć na konsoli. Podczas studiów poznał dziewczynę, są razem i chyba im razem dobrze. Też fajna osoba, czuję, że mielibyśmy wspólny język. Podobne gusta i spojrzenie na świat. Żałować mogę tylko, że w takim charakterze ją poznałem. No nie ważne, dziewczyna kumpla to dziewczyna kumpla, nie ma nawet mowy o odbijaniu. Wiadomość wysłana, ale przez kilka godzin cisza. Zwykle odpisywał.
Wychodzę z biura, wieje. Miało być znowu ładnie, cały czas tęsknię na portugalskim słońcem i pogodą. Ostatnie kilka tygodni dało mi posmak tamtego klimatu. Po drodze odbieram paczkę, w mieszkaniu jem na szybko obiad. Wychodzę, akurat mam ochotę się przejść do galerii, zrobić zakupy. Zabieram odtwarzacz z muzyką i zupełnie nietypowo odpalam ścieżkę dźwiękową z NFS Undeground. Get low i inne czarne hity, rozpiera mnie energia. W sklepie sprawdzam telefon, jest wiadomość od znajomego. Długa.
On właśnie skończył magisterkę z anglistyki. Jego brat siedzi kilka lat na wyspach, leci do niego. Niedługo, nie został pewnie nawet miesiąc. Dzisiaj wyprowadza się z miasta, wraca na ten czas do rodzinnego domu.
Niby takie nic, wiem. Żadna tragedia, ale mnie chwyciło. Tak po prostu, jak uderzenie obuchem. Ale jak?
Może dlatego, że ja sam nadal uciekam. Uciekałem i nie wiem jak długo jeszcze będę. Pytanie gdzie, pytanie przed czym.
Wiecznie niecierpliwy i głodny nowych wrażeń i doświadczeń. Sam gubiący się na tym, że to często do niczego nie prowadzi. Spróbować, żeby spróbować. Później pewnie i tak zapomnieć ale przeżyć tę chwilę z nowym. Dostarczyć do mózgu ten narkotyk, tę cząsteczkę jak dziecko poznające świat. Jak człowiek na LSD.
I tak, sam chciałem wyjechać. Chciałem, ja nadal chcę, żyję marzeniem. Pragnieniem z jednej strony tak realnym a z drugiej tak odległym. Plan był zostać tu jeszcze z rok, ogarnąć się i zdobyć doświadczenia w dokładnie tej branży, tym zawodzie. Pracy która da mi zatrudnienie we większości cywilizacji znając angielski. A jak dobrze pójdzie to i może z czasem zdalnie, będę leżał na bali popijając wodę kokosową pod palmą klikając w komputery.

A plan na dzisiaj? Zaraz zrobię trening, nadal napompowany emocjami dam z siebie wszystko i jeszcze więcej. Później ruszę na starówkę. Sam, jak zwykle sam. Zaszyję się w koncie jakiegoś ciemnego pubu i będę sączył piwo. Emocje zaczną powoli opadać a ja zdawać sobie sprawę jak bardzo bez sensu to wszystko jest. Tak nihilistycznie, zanurzając się głębiej ciemną otchłań.
szczesliwa_patelnia - #osiwadczenie #gorzkiezale

Wpis nic nie wnoszący, skończyło ...

źródło: comment_xMH7HnRras0eIyCer54wlBDGP4Iw7IB2.jpg

Pobierz