Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Poprzednie wpisy
Ponownie chciałem odezwać się dopiero za kilka dni, ale wasze zainteresowanie przewyższyło moje oczekiwania. Najbardziej motywują mnie rozmowy między wami i wymiana poglądów na przedstawioną sprawę, jednocześnie ciekawią mnie przemyślenia względem mnie, niektóre oceny dają mi do myślenia. Przy okazji, mam ostatni wolny wieczór przez następny tydzień, więc prawdopodobnie nie uda mi się nic napisać. Zaczynam o 20:42, ciekaw jestem ile mi to zajmie.

Najważniejsza jest wytrwałosć.

Mam część rodziny w małym miasteczku, niedaleko mojego rodzinnego, odrobinę większego. W związku z tym, gdy byłem jeszcze łebkiem często tam jeździłem w dni wolne. Wraz z dorastaniem moje kuzynostwo zaczęło zabierać mnie ze sobą na osiedle, poznałem tam wtedy całą masę dzieciaków. Graliśmy w kapsle (te pokemonowe, prawilne), chowanego, baba jaga patrzy, w palanta... Ehh, wybaczcie. Nostalgłem... Poznałem tam wówczas starszą od siebie dziewczynę. Kiedyś w jakiejś książce natrafiłem na opis budowy ciała jakiejś dziewczynki, która miała być wysoka, chuda i giętka niczym wierzbowa witka. Taka była właśnie Kacha. Miała w sobie coś niezwykłego, jakąś ogromną energię, biegała z chłopakami, grała z nami w gałę, wiecznie miała podrapane kolana i buzię. Przez kilka lat Kacha była moim najlepszym kumplem.

Lata mijały, wszyscy dorastaliśmy i zmienialiśmy się. Rodzice tej dziewczyny zauważyli, że ma ona zbyt wiele w sobie niespożytej energii i zaczęli wysyłać ją na wszystkie możliwe zajęcia. Ona ukochała sobie taniec. Kończyłem wtedy podstawówkę i standardowo na część wakacji pojechałem do tego miasteczka. Zawsze wszędzie chodziliśmy naszą paczką, ale zauważyliśmy też, że z Kachą najlepiej nam we dwoje. Mieliśmy wspólne tematy, zainteresowania, podobny gust muzyczny, zaczęliśmy trochę odcinać się od grupy, wyszukiwaliśmy miejsc, w których mogliśmy być sami. Pamiętam, że zaczęła mi się bardziej zwierzać. Opowiadała mi o jakimś chłopaku (starszym), który jej się podoba w jej gimnazjum i pytała mnie o różne rady. Ja uświadomiłem sobie wtedy, że przecież faktycznie ona jest dziewczyną, do tego starszą ode mnie. I wiecie co? (Nie wiecie), przestraszyłem się, że nie będziemy się mogli przyjaźnić, bo będzie się z kimś dogadywać lepiej niż ze mną. Wakacje się skończyły, ona faktycznie z kimś się spotykała.

Problem mnie trafił standardowo. Nie wiem nawet kiedy. Był jakiś dłuższy czas wolnego, a ja zacząłem zauważać w niej pewne cechy "kobiece", już nie była chuda i giętka. Poruszała się już zupełnie inaczej. Nadal była wysportowana, do tańca doszły jeszcze inne rzeczy, biegała, ćwiczyła, była w szkole sportowej. Przestała nosić chłopięce ubrania i kolory. To była chwila. Gdzieś podczas rozmowy, zagapiliśmy się na siebie. To był pierwszy raz kiedy zaparło mi dech w takim stopniu. Długie, jasne włosy, zielone oczy i te piegi... Miałem Zielonooką Śmierć. Trafiłem do jakiegoś okropnego miejsca w swoim umyśle, w którym byłem całkowicie bezradny. Specjalnie zacząłem przeciągać nasze spotkania do późnych godzin (choć ona musiała być w domu o określonej porze). Trwało to kilka dni. Z jednej strony nic się między nami nie zmieniło, z drugiej wszystko było zupełnie obce i zupełnie od nowa.

Nigdy nie miałem problemu z dziewczynami, często z kolegami z osiedla chodziło się "podrywać" dziewczyny z osiedla obok, pierwszy raz się całowałem mając osiem lat, z siostrą kumpla. (Nigdy mu się nie przyznałem) Teraz po prostu było inaczej. Czułem się jakbym nigdy tak naprawdę nie żył, aż do tej chwili. Pamiętam, że starsi koledzy powiedzieli mi, że nie wolno pytać dziewczyny niczego w stylu "chcesz ze mną chodzić?", powiedzieli, że to musi wyjść samo. Trzymałem się tej rady niczym żelaznego prawa. Złamania tej zasady bałem się jak łagru. Więc pewnego dnia, gdy wracaliśmy po prostu złapałem ją za rękę. Nie uciekła ode mnie.

Przez pierwsze dziesięć minut.

Właściwie cała ta moja rozpacz trwała kilka miesięcy. Zachowywałem się strasznie paskudnie, bo próbowałem działać na emocjach, robiłem jak każdy przegryw (nie taguję już, wystarczy mi taki zasięg jaki mam), czyli zrywałem kilka razy kontakt całkowicie, skoro nie mogłem mieć wszystkiego. W pewnym momencie Kacha miała dość więc się zgodziła. W środku miałem szał.

Nie chciałem jeździć już do tej mieściny, zmieniłem trochę przyjaciół, poznałem dziewczynę, życie toczyło się dalej. Z czasem, odzyskałem kontakt z Kachą, nie taki dobry, ale nadal bardzo życzliwy. Potem Kacha znalazła swoją druga połówkę i straciliśmy jakoś czas na rozmowy.

Tu się zaczyna tak naprawdę historia, którą chciałbym wam opowiedzieć. (21:33)

Tylko nie bardzo wiem od czego zacząć. Hmm... Lata minęły, wszyscy dorośliśmy i zmieniliśmy się. Zaczęliśmy studia. Miałem już swój bagaż doświadczeń, potrafiłem już (21:37 ( ͡ ͜ʖ ͡)) korzystać ze swojej zdolności. Stałem się samodzielny i samowystarczalny, na pierwszym roku znalazłem swoją pierwszą pracę i szybko zaczęło mi być wygodnie. Ponieważ potrafię się skupiać na długo i cieżko pracować, to miałem dobre oceny, stypendium, dużo czasu spędzałem na rozwijaniu umiejętności IT i przy tym miałem też czas na marnowanie tego czasu. Paradoks prawda? Ale nigdy nie spotkaliście się, z takim twierdzeniem, że jeśli wszystko macie uporządkowane i zaplanowane każde dni, to jak się ma wolne, to potrafi się zrobić o wiele więcej?

Wtedy odezwała się ona. Wiedziała, że umiem w komputer i chciała jakiejś tam rady. Tylko, że ta rozmowa się przeciągnęła... O jakieś osiem godzin. Spróbujcie streścić staremu przyjacielowi jakieś pięć lat swojego życia, w czasie jakiś ogromnych zmian, a jeszcze wypytaj go o jego! Rozmowa toczyła się bardzo ciekawie, zainteresowała mnie sobą. Coś się we mnie poruszyło. Miałem taką paskudną ochotę przeżywać z nią te wszystkie zmiany i uczestniczyć w jej sukcesach i porażkach... W pewnym momencie postanowiłem udowodnić sobie, że dawne niepowodzenie to nie była jednak moja wina. Całą swoją uwagę, energię i czas zacząłem poświęcać na plan idealny. To miał być podryw stulecia, manipulacja nad wszystkie inne. Wszystko od tej pory musiało być zaplanowane i doskonałe. A Kacha, miała swoją drugą połówkę.

Pierwszą zasadą jaką wprowadziłem, było pokazanie się od zupełnie innych stron niż ona sądzi. Zmieniłem wszystko w sobie co mogła pamiętać od ostatniego czasu. Pomijam względy fizyczne, miałem o wiele gorszy brzuch wtedy niż teraz, ale nie było ze mną źle. Jednocześnie wiedziałem, że będę miał narzuconych wiele stereotypów z racji zawodu. To wszystko musiałem wykluczyć. Czyli ma mnie poznać od nowa, uwierzyć w to. Ja kreuję wszystko czego o mnie się dowie. Badałem ją długo, z początku rozmawialiśmy tylko przez internet. Sprawdzałem jakie ma marzenia, czego się boi, czego pragnie, co ją kręci, wykorzystywałem też rzeczy, które opowiadała mi wcześniej, z czasów naszej przyjaźni. Raczej była zwykłą dziewczyną w swych marzeniach i planach.

Po poznaniu jej pragnień i chęci zacząłem budować swój charakter idealnie dopasowany. Oczywiście, nie tak, że jeśli ona chciała chłopaka, który lubi różowy, to ja nosiłem różowy. Ja byłem o wiele poziomów wyżej. Jeśli bym się dostosował pod nią, to byłbym przeciwieństwem jej pragnień. Ja budowałem jej pragnienie. Chciałem być romantyczny, tajemniczy, spontaniczny, otwarty na świat, nieuchwytny, otoczony przyjaciółmi, skrajnie przewyższający ją wiedzą i intelektem, chciałem być najlepszym mężczyzną jakiego spotkała, ale jednocześnie pozwalałem jej to odkrywać przypadkiem. "No, wyjeżdżam z przyjaciółmi do Norwegii na kilka dni, nie mówiłem ci? Ah wybacz, tyle załatwiania, ale postaram się napisać jak znajdę internet". I pyk, szybki wyjazd i parę fotek z Oslo. "Nie mogę teraz rozmawiać, bo mamy próbę przed koncertem. Oh, nie mówiłem ci? Nooo, mały projekt, gram trochę na gitarze". Co z tego, ze to koncert za kilka browarów w knajpie znajomego. Gram? Gram. Przy okazji pisałem ładne piosenki, które oczywiście chciała czytać. Uderzałem w nią tym, pytałem o jej plany, zainteresowania. I tak nie było źle, bo ona ciągle tańczyła i zaczęła współpracować jakoś amatorsko z teatrem, ale jej połówka... Zrozumcie. Ten chłopak pewnie nie był zły, po prostu był normalny, pewnie miły, dobry, z ambicjami na poziomie wszystkich innych, bez cienia paskudztwa w charakterze jaki siedzi we mnie. Ja potrafiłem zmotywować się do wszystkiego, zbudować prawdziwą wizję siebie z tych wyobrażeń. Chciało mi się ćwiczyć, uczyć i robić wszystko inne, szukać na siebie pomysłów, stawałem się lepszy psychicznie i fizycznie przez miesiące i ciągle trzymałem się tego planu. Uzależniałem ją od siebie, budowałem w niej skrajne uczucia, wszystko miało się jej kojarzyć ze mną. Pewne idee i całe konstrukty myślowe miały należeć do mnie. Udawało się to. Już nie mogła się zadowolić wycieczką nad morze lub w góry, teraz pragnęła zobaczyć klify, teraz chciała zobaczyć sztorm na oceanie nocą... Antagonizowałem ją względem wszystkiego co zwyczajne, jeśli mogłem zaoferować jej więcej. Nawet kłótnie i jej fochy, były z zaplanowanym zakończeniem...

Nasz kontakt wyewoluował. Nie było innej możliwości. Znów rozmawialiśmy bardzo dużo, czasem dzwoniliśmy do siebie. Tak bardzo ciekawą wizję roztoczyłem przed jej oczami, że to z jej strony wychodził najczęściej kontakt. Była trochę roztargniona, chciała być uczciwa wobec swojego chłopaka i prawdopodobnie mówiła mu wiele. No i faktycznie nigdy po naszym "rozstaniu" się nie spotkaliśmy. Zresztą na przyszłe spotkanie miałem również pomysł, bo została moja nieuchwytność.

W końcu nadszedł odpowiedni weekend. Budowałem powoli taką wizję, że będę w jej miasteczku, z jakiegoś powodu, a że ona będzie to wiedziałem już od dawna, miała zaplanowaną jakąś rodzinną imprezę, czy coś. Wątpię by pamiętała, że ja to wiem. Zresztą nieważne. Delektowałem się jej strachem i ciekawością. Niemal czułem to przez telefon. Oczywiście nie miałem, żadnego planu się tam zjawiać. Jestem przecież nieuchwytny prawda? Do tego nie ma lepszej przyprawy niż sam głód. Złapać za rączkę, każdy głupi potrafi, tylko jaką masz pewność, że nie zostaniesz puszczony? No jedyna pewność, to samemu dać się złapać, bo to ty wtedy puszczasz lub nie. W pewnym sensie zabezpieczyłem się przed tym ryzykiem. To ona mogła się nie zgodzić, to ona mogła powiedzieć "Spotkajmy się, ale mam tylko chwilę".

Zaangażowałem się wtedy w kilka... angażujących spraw (nie, nie miałem różowej na boku, to byłoby niewykonalne), więc mogłem spokojnie skupić się na czymś innym, a Kachę trochę odsunąć. Wiedziałem, że tak wytworzona więź to przetrwa, a na pewnym etapie trzeba trochę się odsunąć. Mówiłem o tym w poprzednim wpisie. To ja chce być w jej oczach ofiarą, to ona musi poczuć, że to ona się stara, nie ja. Ja jestem poziom wyżej, ja to po prostu kontroluję. Jestem wytrwały i każdy krok mam przemyślany.

Po jakimś czasie, ja mimochodem wspominam, że będę w rodzinnych stronach i temat urywam, wplotłem to tylko w jakiś bardziej interesujący wątek. Wiem, że ona to zapamiętuje. Nie wiem skąd, tak podpowiada mi instynkt. To moja złota zarzutka. Poza tym, dziewczyna jest bystra.

Tego dnia dostaję smsa w stylu "Hej, będę teraz częściej w domu, bo mam więcej wolnego po sesji. Daj znać jakbyś był w pobliżu, może w końcu się spotkamy i pogadamy jak przyjaciele, jak kiedyś?". Pamiętam te słowo "przyjaciele". To blef. Ona teraz nie jest pewna. Może liczy, że powiem coś innego, zdenerwuję się jak kiedyś, wyłożę karty na stół. Może to przypadek, może tak było stylistycznie ładniej, nie wiem, ale wiem, że to blef. Odpisuję twierdząco i umawiamy się.

(22:43) Pierwszy raz nie mam żadnego planu w głowie. Stawiam na improwizację. Już nie jestem swoją wizją. Teraz jestem po prostu sobą, stworzyłem się niejako od nowa, znam się już dobrze. To nie jest żadna gra ani kłamstwo. Teraz jestem tajemniczy, romantyczny, otwarty na świat, nieuchwytny, inteligentny, pewny siebie ale też szarmancki, tylko wszystko w równowadze. Panuję nad wszystkim. Idę.

Po raz kolejny zaparło mi dech. To był najpiękniejszy widok na świecie (a widziałem już trochę świata). Zrobiła się jeszcze piękniejsza. Miała trochę ciemniejsze włosy i krótsze, zdawały się podkreślać jej duże zielone oczy, uśmiech idealny, piegi tylko ukryła pod makijażem (co za strata!), a jej ciało... Każdy jej krok zdawał mi się rozmywać przed oczami, jej śmiech, bijąca od niej delikatna kobiecość, chciałbym opisywać wszystko na raz i na każdym szczególe skupiać się osobno, a nie wiem jak opisać, to co zobaczyłem. Dzisiaj, tak jak wtedy jestem wobec tego bezradny.

Chodziliśmy po tym miasteczku do późna. Ludzie już dawno tam wymarli, było cicho i spokojnie. Odwiedziliśmy wszystkie stare miejsca wspominajac dawne dzieje... I wiecie co?

Jest własnie 22:56. Pisze to już ponad dwie godziny, a jeszcze czeka mnie wołanie wszystkich. Zostawiam was tu. Mam kilka angażujących spraw. Dokończę wam innym razem. Jestem przecież tajemniczy, prawda?

PS. Wymyśliłem tag autorski. #vireenocturne ma to dla mnie pewne znaczenie.

PPS. Wołam was wszystkich ręcznie wyciągając wasze nicki, nie wiem, czy zależy mi na zbyt dużej popularności. Trochę się jej obawiam, niektóre historie, są dość unikalne. Do tego szanuję wasz poświęcony czas przy czytaniu tego. Pozdrawiam. (Jest 23:32)


@LeVentLeCri: @Belzee: @zolwixx: @Meph1k: @glonstar: @Rush_Hassan: @Annaroth: @iEarth: @przeWIN: @karmelove_lody: @Kaplanka: @ArekW: @Canova: @temokkor: @aseeon_: @CzystaMaestria: @PanDarcy: @Wykrok: @SpokojnyPan: @wiem_wszystko: @volodia: @viljuska: @rozawaq: @kiciek: @trv61866: @Mesosfet: @ChamskoCytuje: @Ineedtochillout: @radeju: @Lord_Stannis: @ruok: @nomad609: @hemikalik: @gaimans_death:

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla maturzystów
  • 22
@radeju: bycie "kameleonem" w pracy to coś zupełnie innego, niż w życiu prywatnym XD a ja przez cały czas o życiu poza pracą mówię. ale to wiadomo każdy ma swoją opinię i każdy może inaczej oceniać to co autor wpisu chciał nam przekazać. nie chodzi o to, by się kłócić. my sobie po prostu dyskutujemy ^^
@rozawaq: jestem oaza spokoju moja droga :> zauważ ze OP napisał że przy przyjaciołach jest naturalny. Dla mnie fajna merytoryczna dysputa i tylko zaznaczałem że jestem z OPem