Wpis z mikrobloga

Od kilku tygodni cały świat żyje poprawą sytuacji na Półwyspie Koreańskim. Doszło do spotkania prezydenta Moon Jae-ina i przywódcy KRLD Kim Dzong-una. Zadeklarowali, że zostanie podpisany traktat pokojowy kończący wojnę z lat 1950-1953 (obecnie obowiązuje jedynie zawieszenie broni). Wiele wskazuje na to, iż niebawem - maj, bądź czerwiec - nastąpi spotkanie pomiędzy prezydentem Donaldem Trumpem oraz przywódcą KRLD Kim Dzong-unem. Lubujące się w sensacjach media oraz tzw. "niedzielni geopolitycy" wieszczą rychłe zjednoczenie półwyspu. Tak samo, jak jeszcze rok temu wieszczyli wybuch wojny. Natomiast realia są o wiele bardziej skomplikowane.

Niniejsze rozważania należy rozpocząć od odpowiedzi na pytanie, dlaczego Korea Północna nagle zmieniła swoją politykę wobec RK i USA. Powody są dwa. Po pierwsze, nacisk zewnętrzny stał się nie do zniesienia. Od kilku lat sankcje ekonomiczne wobec KRLD były stale zaostrzane. Co szczególnie istotne w pewnym momencie przyłączyły się do nich Chiny - przypada na nie 90% obrotów handlowych Korei Północnej. Pekin przyłączył się do nacisku na Pyongyang z dwóch generalnych przyczyn. Chińczycy chcą przywołać do porządku "krnąbrnego wasala" - KRLD z bronią atomową stanowi problem także dla Chin. Ponadto Pekin pragnie w ten sposób dać pewien "prezent" administracji Donalda Trumpa przed zbliżającymi się wyborami. Chińczycy liczą, iż prezydent USA mogący się pochwalić międzynarodowym sukcesem przed swymi rodakami będzie tym samym bardziej łagodny podczas negocjacji handlowych (czy faktycznie będzie, to już inna kwestia). Po drugie, Kim Dzong-un ma świadomość, że gróźb atomowych nie można stosować w nieskończoność. Straszenie, które nie jest podparte realnymi krokami w pewnym momencie przestaje kogokolwiek obchodzić. Korea Północna wojny nie rozpocznie, ponieważ ją przegra. Dlatego KRLD musiało zmienić ton.

Od ocieplenia stosunków na półwyspie do zjednoczenia go jest jednak bardzo długa droga. Aby oba państwa koreańskie się zjednoczyły, musiałoby to leżeć w interesie maksymalnej liczby decydentów. Tak nie jest. Jednym podmiotem żywotnie zainteresowanym zjednoczeniem jest Korea Południowa. Republika Korei jest bardzo specyficznym państwem. Mamy tutaj do czynienia z mocarstwem gospodarczym (14 gospodarka świata) oraz potęgą wojskową (wedle SIPRI 10 budżet obronny na świecie). Jednocześnie w wyniku podziału kontynentu Seul nie jest w stanie w pełni rozwinąć swojego mocarstwowego potencjału. Dopiero Korea zjednoczona stałaby się bardzo ważnym graczem w regionie. Natomiast Korea Północna podchodzi do ewentualnego procesu zjednoczenia znacznie ostrożniej. Korea Południowa jest znacznie bogatsza i silniejsza, więc cały proces będzie się odbywał w dużym stopniu pod jej dyktando. Elity KRLD obawiają się o swoją przyszłość po możliwym zjednoczeniu. Korea Południowa skazała swojego przedostatniego autorytarnego przywódcę gen. Chun Doo-hwana na śmierć (zamienioną na dożywocie, a ostatecznie nakazano mu spędzić resztę życia w buddyjskim klasztorze).

Entuzjastami zjednoczenia półwyspu nie są kluczowe dla procesu mocarstwa. Stany Zjednoczone mają do tej ewentualności ambiwalentny stosunek. Z jednej strony Amerykanie chcieliby mieć w tym regionie silnego sojusznika w postaci zjednoczonej Korei. Problem polega na tym, iż wraz z wchłonięciem północy przez południe znika jeden z głównych fundamentów sojuszu Waszyngton-Seul. Trudno jest przewidzieć, jak zachowywać się będzie Korea po unifikacji. Co prawda z USA łączyć ja będzie wciąż sojusz wojskowy, ale już ekonomicznie może ciążyć ku Chinom. Już dziś ChRL jest największym partnerem handlowym Korei Południowej. Od lat trwa zbliżenie pomiędzy Seulem i Pekinem. Korea Południowa partycypuje m.in. w projekcie "Belt&Road" oraz wspierającym go AIIB. Najbardziej naturalną postawą w polityce zagranicznej zjednoczonej Korei będzie pewnie jakaś forma balansowania pomiędzy USA i ChRL. Dlatego Stany Zjednoczone pomimo deklarowania poparcia dla zjednoczenia półwyspu jednocześnie prowadzą i będą nadal prowadzić bardzo ostrożną politykę.

Jeszcze krytyczniej do zjednoczenia półwyspu odnosi się Pekin. Chiny działają w myśl zasady, że "państwo jest tak silne, jak słabych ma sąsiadów". Perspektywa pojawienia się u swojej wschodniej granicy zjednoczonego, silnego, nacjonalistycznego i najpewniej proamerykańskiego państwa koreańskiego jest dla Pekinu bardzo niekorzystna. Sytuacja Chin stałaby się tym bardziej niewygodna, iż na terenie Mandżurii żyje ok. 2 mln społeczność koreańska. Nie zmienia tych faktów nawet znaczne prawdopodobieństwo balansowania zjednoczonej Korei pomiędzy USA i Chinami. Z punktu widzenia Pekinu korzystniejsze jest funkcjonowanie dwóch słabszych państw koreańskich, aniżeli jednego silniejszego. Chiny nie zgodzą się łatwo na zjednoczenie półwyspu.

Podsumowując powyższe rozważania należy wziąć pod uwagę, że sprzeciw Chin, ambiwalentna postawa USA oraz niechęć północy nadal będą utrudniać ewentualną unifikację półwyspu. Jesteśmy dziś świadkami z największym od wielu lat ociepleniem w stosunkach międzykoreańskich. Niemniej (póki co) nie należy nadawać temu wydarzeniu zbyt wielkiego znaczenia.

##!$%@? #gruparatowaniapoziomu #geopolityka