Wpis z mikrobloga

Gildia Debili

Część 1

Ehh, moje życie to jakiś #!$%@? żart, ale od początku. Nazywam się Anonus i jestem Berserkerem z #!$%@? Norski. Dokładnie to jestem z Bauty- najbiedniejszej dzielnicy biedy, nędzy i rozpaczy. Mimo tak #!$%@? okolicy to miałem farta i moi rodzice mieli całkiem pokaźny biznes i tak naprawdę to oni spowodowali, że ta okolica nie przypomina dżungli z dzikusami. Jak na Berserkera jestem nie aż tak umięśniony jak rówieśnicy, ale potrafię przynajmniej czytać i pisać co daje mi poziom inteligencji wyższy niż 90% Norski. Sielanka dalej trwała dopóki nie nadeszła Burza Chaosu. Tak #!$%@? BURZA CHAOSU. Innymi słowy wielka #!$%@? nad #!$%@? się stała z udziałem Bogów Chaousu, a na moim zadupiu to postanowili naprawdę zrobić dżunglę.. i przy okazji wymordować moich rodziców i ich okraść. No fajni sąsiedzi. Wcześniej to błagali moich starszych by dali im coś do jedzenia lub spłacić jeden z ich długów i zawsze #!$%@? im pomagali, a teraz się tak odpłacili. Sam musiałem z resztkami #!$%@?ć jak najszybciej, bo inaczej podzieliłbym los mojej familli. Na jakiś czas przygarnął mnie Baldred kapitan pewnego okrętu, a ponieważ miałem wtedy 12 lat, to wyjścia nie miałem. Harowałem dla tego #!$%@? 7 lat, na szczęście nie musiałem mu armaty polerować tylko robiła to jedna z naszych niewolnic, którą kapitan się „zaopiekował”. Jak skończyłem 19 lat i dostaliśmy się do portu, to mój kochany kapitan Baldred mnie #!$%@?ł z okrętu, bo „tylko miejsca nie potrzebnie zajmujesz”, co z tego, że byłem najciężej pracującym marynarzem na jego statku. Zabrałem manatki i zacząłem szukać jakiegoś towarzystwa, by stworzyć gildię lub do niej dołączyć. I tak poznałem swoich towarzyszy: elfice Anie, czarnoksiężnika Sigric’a, Krasnoluda Norana, człowieka Gawina i jeszcze towarzyszył nam Miszcz świetliko-podobne coś co latało koło nas i zapamiętywał nasze staty, pomagał nam czasami z geolokalizacją i od czasu do czasu dawał nam jakieś spoko tymczasowe upgrade’y. Nazwałem go Miszcz na cześć jednego z marynarzy Baldreda, który wyjątkowo mnie #!$%@?ł, a ten świetlik miał podobnie irytujący głos. Tak wyglądał skład gildii, do której należałem.. czyli najbardziej upośledzonej i najbardziej debilnej gildii jaka istniała na tym świecie, ale może zacznijmy od tego jak ich spotkałem. Szedłem sobie jedną ze ścieżek prowadzącą na południe. Po drodze zobaczyłem karczmę, a byłem głodny, więc zajrzałem tam. Spytałem się barmana o wolne miejsce i wskazał na stoik trzyosobowy, na którym siedzieli moi przyszli kompanii. Dosiadłem się i zapytałem się o ich imiona. Jeden z ich się odezwał „Jam jest Sigric- jeden z najlepszych czarnoksiężników jakiego mogłeś spotkać.”, ta jasne. Po chwili przedstawił się drugi „Jestem Gawin i przeważnie jestem łucznikiem”. Po krótkiej rozmowie dostrzegłem list gończy: „Poszukiwany Gorus. Potężny czarnoksiężnik poszukiwany za listę zbrodni, której nie chciało nam się pisać. Nagroda: 10000 złotych monet” w tym momencie nasza trójka pomyślała o tym samym. Jeden z osób przebywających w tej karczmie widząc to co chcemy zrobić przestrzegał nas „Ten #!$%@? jest mocny, możecie tam zginąć.”, ale mieliśmy to w dupie. Na liście widniał jeszcze portret poszukiwanego: Postarzały dziad z wielką brodą, siwymi włosami za uszami, bo większość jego głowy była łysa i był ubrany w skórzaną pelerynę. Po najedzeniu się ruszyliśmy szukać go. Postanowiliśmy, że będziemy szli drogą przebiegającą przy karczmie. Wyszliśmy z karczmy i postanowiliśmy ruszyć na południe. Podążaliśmy wzdłuż drogi obmyślając jak go złapać. Już wtedy poznałem te złe strony moich kompanów, które będą się w kółko przewijać: Sigric niby ma większe staty w inteligencji, bo poza czytaniem i pisaniem umie jeszcze umie tworzyć zaklęcia, ale to nie przeszkadza w byciu największym debilem na tej planecie. Gawin z wyglądu natomiast był aż podejrzanie mało męski, do tego dorzućmy zamiłowanie do wszelakiej przyrody, co będzie również powodem do niektórych przykrości. Wtem nasze rozmyślanie przerwał dźwięk wozu, którym był wozem strażników. Panikując Gawin i Sigric skoczyli w krzaki, a ja nie wiedząc co robić zrobiłem to samo. Niestety za krzaka można było ujrzeć moją nogę i mnie złapali. Zaczęli mnie przeszukiwać i przepytywać kim jestem, co tu robie, czy z kimś jestem itd. Przedstawiłem się opowiedziałem, że wyruszam na południe i niczego innego nie chcę i zapewniałem, że nie jestem z nikim, by nie robić przypału tamtej dwójce, bo podobno coś ostatnio #!$%@? i mają na pieńku ze strażą. Niestety te dałny poruszyli się i odebrali nam broń torbę z naszym ekwipunkiem rzucili koło nas, zawiązali nam ręce i mieliśmy się udać do karczmy gdzie znajduje się tam okoliczne więzienie. Tak, więc sobie jeździmy powili, podkreślę to słowo POWOLI, ponieważ strażnikom nie spieszyło się za bardzo i poruszali się nieco szybciej od spacerującego człowieka. Popatrzyłem w między czasie na tych idiotów, z którymi jechałem i się kulturalnie ich zapytałem „CZEMU #!$%@? SIĘ RUSZALIŚCIE?!”. Na to pytanie odpowiedział Gawin, bo mózg Sigric’a jeszcze nie ogarnął gdzie się znajduje. „Siedzieliśmy cicho i nagle Sigric chciał przetestować nowe zaklęcie co by lepiej w ciemnościach widział. Niestety zaklęcia mu się pochrzaniły i stworzył karalucha. Chciałem go zabić, ale nie trafiłem w Sigrica przez co się wzdrygnął, stąd to poruszenie.” Nie wiedziałem, że da się tak bardzo pomylić zaklęcie widzenia w ciemności ze stworzeniem karalucha, bo te zaklęcia są zupełnie od siebie różne, co tym bardziej on jako czarnoksiężnik powinien wiedzieć. Po krótkiej wymianie bluzgów Sigric przybliżył się do mnie i szepnął „W torbie miałem scyzoryk, możemy przeciąć liny, odzyskać bronie i #!$%@?ć.”. To chyba była najmądrzejsza rzecz jaką od niego w życiu usłyszałem. Niestety ręce zawiązane, więc doradzili mi bym to zrobił stopami, a innego wyjścia nie było to też tak zrobiłem. Wziąłem torbę Sigrica i za pomocą stóp próbowałem wyjąć ten #!$%@? scyzoryk. Pytałem się Sigrica o cechy szczególne bym łatwiej go odnalazł. „Miał przyczepiony sznurek” odrzekł. Po chwili poszukiwań znalazłem sznurek, złapałem go i zacząłem wyciągać. Niestety w życiu mam #!$%@? pecha i zamiast scyzoryka wyjąłem śpiwór. „Nosz ja #!$%@? Anonus!” krzyknął Sigric przywołując tym samym strażnika, który sprawdzał co z nami. Widząc to jak próbowałem grzebać w torbie Sigirc’a strażnik związał mi nogi. Pomyślałem, że go nastraszę, bo przez oko przechodzi niewielka blizna, ale tylko się zaśmiał „Morda cieciu, walczyłem z typami większymi od ciebie.”. Za karę ten #!$%@? włożył mi knebel w usta. Dojechaliśmy do karczmy. Sigrica i Gawina wyprowadzili, a mnie dosłownie wzięli, bo co chwila na głupi ryj się wywalałem. Co się tam działo opowiem wam później…

#pasta #warhammer #rpg
  • 1