Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Czuję, że, cytując Perfect - przechlapałem swój czas, najlepszy czas.
Gdy byłem gówniakiem, nie chciało mi się uczyć. Rodzice nie potrafili mnie zagonić do nauki. Pokrzyczeli po wywiadówkach, ale ogólnie robiłem co chciałem.
W podbazie były czerwone paski, mówili mi, że jestem zdolny, że będą ze mnie ludzie. Ale w gimbazie już mocno od***o. Zacząłem się staczać. Leciałem na dwójach-trójach, a w szkole średniej zaczął się konkretny festiwal spier**a.
Wagary (potrafiłem nawet przez miesiąc nie chodzić do szkoły, dzień w dzień wagarując). Gnębiono mnie w techbazie, skąd uciekłem do innej. Tam, strzał w stopę - nie ten kierunek, więc zmieniłem szkołę 3 raz, aż wylądowałem w jakiejś licbazie dla dorosłych, którą skończyłem dopiero na 22 lvl, ale bez matury. Ogólnie o szkole średniej nie lubię wspominać. To był dla mnie koszmar. Kiedyś byłem w miarę otwartą osobą, miałem przyjaciół. W średniej wszystko się #!$%@?ło. Stałem się spier
*ą, która bała się ludzi.

Znajomi skończyli już licencjat, teraz robią magisterkę, a ja? Słysząc pytanie "Co studiujesz?/Co skończyłeś?" czuję się jak gówno, gorszy sort człowieka. Może to głupie, bo niektórzy niby studiują, ale są to jakieś gówno kierunki, obserwuję to ostatnio spotykając się z różowymi, ale one przynajmniej coś studiują. Wykształcenie jest ważne i zrozumienie tego zajęło mi zdecydowanie za dużo czasu.

Zazdroszczę znajomym, nawet tym studiującym gówno kierunki. Zazdroszczę im studenckiego życia. Imprez, spotkanych ludzi, zawartych przyjaźni, związków, seksów na studiach itd. Gdy oni to wszystko mieli, ja piwniczyłem. Zje
m ostatnie 3-4 lata obijając się, praktycznie nie wychodząc do ludzi. Nie byłem z żadnym różowym od prawie 6 lat.
Po przeprowadzce zacząłem spotykać się z ludźmi. Konkretnie z różowymi. Kumpli nie mam, jakoś wolę kobiece towarzystwo.
Mam współlokatorów, z jedną z nich się dosyć blisko trzymam. Latem podjąłem decyzję, chyba najmądrzejszą w życiu, o przeprowadzce do innego miasta i zostawienia tego wszystkiego. Mieszkam w większym mieście. Od pewnego czasu spotykam się z kilkoma różowymi.
Dzięki tym spotkaniom, codziennym rozmowom, wyćwiczyłem nieco swoje social skille, które w ostatnich latach zanikły od siedzenia w piwnicy.
Nie mam problemu z rozmową z różowym na żywo, czy nawet przez głupi telefon, co kiedyś stanowiło niebywały czelendż. Z obcymi też pogadam jak, np. ostatnio z fryzjerką. Krótka gadka, ale kiedyś siedziałem te 20-30 min w fotelu w milczeniu.

Czasem sprowadzę jakiś różowy pasek do siebie, czasem wpadnę na noc do jakiegoś. Ale seksów z tego nie ma, bo nadal jeszcze w tej sferze objawia się moje spier
****e. Prawakiem nie jestem, ale lata bez kobiety robią swoje. Choć mam nadzieję, że niedługo w tej kwestii też się coś u mnie zmieni. Już i tak poczyniłem ostatnio postępy. Jestem dużo pewniejszy siebie.
Mam też różową-kumpelę, której mogę się zwierzyć z różnych spraw, a ona mnie. Brakowało mi kogoś takiego. I to w sumie ona wpłynęła na mnie. To dzięki niej zacząłem tyle myśleć o przyszłości, bo widzę jak ambitna i pewna siebie jest to osoba i chciałbym się zmienić, żeby też taki być.

Ogólnie, trochę późno się z tym wszystkim obudziłem. Bo w tym roku wbiję już 24 lvl
Mam zamiar w tym roku poprawić maturę, konkretnie dwa przedmioty, ale za późno się z tym obudziłem składając deklarację w ostatniej chwili i w tym roku trudno będzie mi pewnie wyciągnąć jakiś dobry wynik, żeby pójść wreszcie na studia. Bo niby co tu mogę zrobić w miesiąc? Niewiele, matura już w maju.
Jeżeli się nie uda, będę próbował za rok. Tylko tym razem podejdę do tego poważniej - korepetycje i regularna nauka, a nie liczenie na cud w ostatniej chwili.

Co do studiów, tu też nagle w ostatnim czasie zamarzyło mi się pójście na prawo. Nie wiem skąd. Po prostu, postanowiłem, że to jest coś, czego chciałbym spróbować.
Tylko tu znów pojawia się problem - zaczynając prawo na 24/25 lvl, skończę je dopiero ~30 lvl. Dochodzi 3,5 roku aplikacji i tak naprawdę samodzielną pracę w zawodzie mógłbym zacząć dopiero ~33 lvl. Pojawiają się wątpliwości, czy to ma sens?
Bez aplikacji po prawie pewnie też znajdę gdzieś pracę. Jest to taki kierunek, że zawsze gdzieś się zahaczę, ale sam fakt, że ukończę go dopiero w tym wieku jakoś mnie... lekko zniechęca. Poza tym boom na prawo też jest ogromny.

Chciałem się wyżalić. Liczę, że komuś chciało się to przeczytać i wyrazi swoje zdanie, jakieś opinie.

#feels #gorzkiezale #studia #studbaza #przegryw #wyjsciezprzegrywu #zwiazki #rozowepaski

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
  • 32
  • Odpowiedz
@malyiduzy: Nie opłaca się już przez zalew pajeetów i psów po bootcampach. Te słynne 15k możecie sobie między bajki wsadzić, tak naprawdę rozpoczynając karierę w 2018r. może dociągniecie do średniej krajowej (tylko w Polszy-A, po latach zapieprzania i wyrzeczeń - trzeba się cały czas doszkalać).
No chyba, że ktoś posiada inne znaczące umiejętności, a język programowania jest dla niego tylko narzędziem, ale realnie istnieje garstka takich ludzi (np. topowe kuce
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: U mnie sytuacja wygląda tak: Zawsze byłam dzieckiem z najlepszymi ocenami. Matura świetne wyniki. Dostałam się na wymarzone studia. Skończyłam z super ocenami. Teraz wykonuję zawód o którym marzyłam od dziecka. Lubię swoją pracę i dobrze zarabiam. Ale co z tego? Nie mam życia poza tym. Cały etat plus milion nadgodzin. Odkąd pracuję nie brałam nawet chorobowego. Po dwóch latach w końcu w te wakacje będę mieć tydzień urlopu...
  • Odpowiedz
To ja tylko powiem, że prawo to niekoniecznie dobry wybór. Dużo nauki, z czym po takiej przerwie będzie ci ciężko, do tego wcale nie ma takiego eldorado po ukończeniu. Na aplikacjach jest mało miejsc, ciężko się dostać, bez aplikacji to jakbyś nic nie skończył. Nawet jak zrobisz aplikację w sądzie / kancelarii ciężko się złapać. Lepiej znajdź inny kierunek.
  • Odpowiedz