Wpis z mikrobloga

#trustory #heheszki #pasta #ramen

Wkuwiają mnie już tacy ramenofile-neofici, co #!$%@? cale życie walili chińskie zupki z torebki za 1,99 i ich najbliższy kontakt z japonią to sushi na wynos z sieciówki, a teraz nagle koneserzy ramenów autentycznych.

Pół biedy jak ustawisz się z takim na szybko na mieście. Teraz każda suszania musi mieć jakies pajtany, tonkotsu, szoju i inne glutenowe ustrojstwa, zamówi sobie taki 3 różne po pół porcji i nie truje dupy. Ale nie daj boże kup sobie ramen w jakiejś sieciówce. Nie mówię tu o obiektywnie #!$%@? ramenach z pol-vietów czy innych fancy bistro dla hipsrterskiej swołoczy, ale o normalnych ramenach z makaronem pszennym, co to przyjemnie zimą obalić bez kontemplacji bukietu smakowego. Zaraz się zaczyna:

- hurrr durrr co ty jesz, fastfoodowe siki, #!$%@? mąko, nawet nie alkaliczny, za tyle samo mogłeś mieć ultra-głęboki BUTTER MISO SOFT SHELL SPICY BUFFALO SPINACH RAMEN od KUL KETÓW z makaronem SUN NOODLES prosto z JAPONII, mmm, pacz jakie to dobre, wyliżem jeszcze miskę po zjedzeniu!!!!!!!!!!

Nieważne, że jeszcze 3 lata temu spuszczali się nad tonkotsu z Tekedy czy pajtanem z MODa, bo okazało się, że istnieje coś poniżej 30 zł co nie je***e tłuszczem i nie chce się rzygać po zjedzeniu dwóch.
Prawdziwa jazda zaczyna się przy próbie ustawienia się w jakiejś kanjpie. Lokale z wyborem mniejszym niż 10 gatunków ramenów, a w tym koniecznie szijo, szoju, tonkotsu i pajtan - odpadają. Rzut oka na kartę wystarczy i już trzoda:

- o nie, nie ma hakata ramen z Fukuoki 15 stopni BRIX z bulionem gotowanym 48 godzin na zmieszczonej wodzie na kościach z mangalicy, wychodzimy, co mje tu jakimś guwnem z kukurydzo chco otruć! Nie po to przynosze ze sobo refraktometr i salimetr, żeby mnie tak traktowano!

Koniec końców po sprawdzeniu wszystkich lokali lądujesz w jakiejś spelunie z gównomuzyką, zapachem umarłej świni i wyborem 20 ramenów o #!$%@? nazwach typu "Clear Chicken Habanero Shio Ramen", "Kuro Neko Tantan Magic Ramen" albo o nazwach na zasadzie "w #!$%@? długa nazwa mieszanki tare + nazwa wioski z której pochodzi ramen".

- pacz, jaki to je zajebisty lokal, to je wybór, mmm, jedyny w Polszy tsukemen z grubym makaronem alkalicznym, na tare z suszonych krewetek sezonowanych 2 tygodnie w otwartych garnkach, podawane w podgrzewanej misce, tak mówił Kohei na blogu, boże jakie to dobre, mmm...

I żłopie jeden z drugim tą zupę o konsystencji guwna, co to do niczego nie podobna. To tyle żali na dziś, gorzej jak spotka się dwóch takich januszy koneserów ramenu i #!$%@? całe spotkanie, ale to juz temat na inną opowieć, jak chcecie to napiszę...
  • 4