Wpis z mikrobloga

Opowiem wam historię jaka przytrafiła mi się jakieś dwa miesiące temu.

    Lubię określać się mianem pasjonata himalaizmu i wspinaczki wysokogórskiej. Moja pasja jednakże ogranicza się wyłącznie to sporadycznego czytania książek (im więcej zdjęć tym lepiej) i wymądrzania się przed nieliczną grupą znajomych a szczególnie przed tymi którzy o temacie nie mają bladego pojęcia. Kiedy zobaczyłem plakat reklamujący „Targi Górskie”, które odbyć się miały w jednym z kin, od razu zdecydowałem, że muszę się tam pojawić. Targi jak to targi, ogólnie nic ciekawego. Było dużo stoisk między, którymi przechadzałem się z miną eksperta, który to na K2 i Mount Evereście zjadł zęby. Od czasu do czasu brałem w ręce jakieś rękawice czy czekan i kiwałem głową z uznaniem lub dezaprobatą.

 Główną atrakcją była prelekcja Woytka Kurtyki. Pół czasu słuchałem, drugie pół obmyślałem plan w jaki sposób najszybciej zdobyć od niego autograf na wydrukowanym wcześniej zdjęciu, które mógłbym powiesić w reprezentatywnym miejscu w domu i chwalić się przy każdej okazji. Szczęśliwie udało mi się wykiwać frajerów czekających w kolejce i wbić się od boku udając pracownika obsługi.

Później odbyć się miały pokazy przedpremierowe jakiś filmów o snowboardzie. Kompletnie mnie one nie interesowały więc pokręciłem się jeszcze trochę aż doszedłem do namiotu, przed którym stała znudzona hostessa i namawiała do wypróbowania okularów VR. Po ich założeniu ukazywac się miały po kolei wszystkie osiomytysięczniki, a na niektórych pojawić się miało loga sponsora. Osoba która zapamięta na których szczytach widać logo, będzie mogła zakręcić wirtualnym „kołem fortuny”. Główną nagrodą były narty, ponadto wygrać można było czerwoną bandamkę i kupony rabatowe do sklepu.

Kolejka nie było za długa, kiedy podszedłem, do namiotu na seans wszedł właśnie jakiś kompletnie zjarany dziwak w dreadach. Wparował do namiotu, podśpiewując „Na szczycie góry hehehe wszyscy spotkamy się hehehe”. Bezpośrednio przedemną stał jedynie jakiś tłusty, na oko 40 letni lamus w pomiętym swetrze. Pokaz, jak poinformowała hostessa, przed tym zanim zniknęła z dredziarzem w namiocie trwać miał 10 minut. Stanąłem grzecznie za lamusem i czekałem. Wtedy kątem oko zobaczyłem przestąpującego z nogi na nogę długowłosego chudzielca, który wyglądał jakby zaraz miało mu się stać coś złego. Całą twarz miał czerwoną a oczy były nienaturalnie wytrzeszczone. Przyglądnąłem mu się dokładniej i rozpoznałem w nim kolesia z którym chodziłem do szkoły średniej. Niejaki Maciej, zwany przez wszystkich Maciusiem. Stulej jakich mało, gnoili i dokuczali mu nawet nauczyciele. Sam, z czego nie jestem dumny, byłem jednym z głównych jego opraców. Poczułem ukłucie wstydu, zmieniłem się znacznie od tamtego okresu. Przez głowę przemnęła mi myśl, żeby do niego podejść, wytłumaczyć się, może i przeprosić. Jednak jedyne na co było mnie stać to pokiwanie ręką, uśmiech i powitanie „Cześć Maciej”. Maciuś spojrzał na mnie i wycedził przez zęby:

„Nie jestem Maciej... jestem Michał”.

Myślę sobie #!$%@?, chyba tak spraliśmy Maciusiowi psychikę w liceum, że zmienił imię, może i nawet całą tożsamość. Przyglądnąłem mu  się dokładniej, ubrany był w jakies potargane gacie, glany i w luźną koszulkę z nadrukiem czaszki jednorożca.

„No Maciej, Maciuś. Przeciez wiem, że to ty. Nie wygłupiaj się, chodziliśmy razem do 15stki przy Muzeum Narodowym”

„Jestem Michał, znany piosenkarz, powinieneś to wiedzieć gnoju...”

#!$%@?łem się trochę. Mimo to, że było mi wstyd, za dokuczanie mu w przeszłości dalej był dla mnie leszczem i ciężko mi było przyjmować od niego obelgi. Wziąłem głęboki oddech i mówię:

„Maciek, wiesz no, przepraszam za to w liceum, mam nadzieje, że nie masz mi za złe, yyyy, nie wiedziałem, że interesujesz się górami...”

„Jestem Michał Szpak parobku, najbardziej znany polski pieśniarz. W dupie mam góry, sram na nie generalnie. Muszę zdobyć czerwoną bandamkę, która idealnie pasować będzie do mojego outfitu na gale, rozumiesz kmiocie? Bez niej moja stylówa do niczego się nie nadaje! A ta #!$%@? w namiocie nie chce mi jej dać, rozumiesz? Każe mi oglądać #!$%@? góry i kręcić jakimś kołem, PA-RA-NO-JA. #!$%@? z kolejki, teraz wchodze ja!”

    Chwilę zajęło mi ogarnięcie o czym Maciuś mówi. Zrozumiełem, że zależy mu na tej czerwonej bandamce, która była nagrodą pocieszenia. Początkowe #!$%@? ustąpiło uczuciu litości dla Maciusia. Biedny chłop oszalał i możliwe, że dołożyłem do tego cegiełkę lub dwie.

Gruby lamus stojący przedemną, przyglądał się z rozbawieniem mojej wymianie zdań z Maciusiem. Zapytałem go więc:

    „Znasz takiego piosenkarza Michała Ptaka? Czy to może ja zwariowałem?”

    „Szpaka, pastuchu! Jestem Michał Szpak i chce bandamkę!” Wyrzucił z siebie przez zaciśnięte, zęby Maciuś

    Lamus powiedział: „Nie znam takiego gościa a tak swoją drogą najlepszym wokalistą jest oczywiście Kazik Staszewski. Tak się składa, że jestem jego tak jakby przyjacielem, znaczy znajomym ale takim lepszym, no w sumie to piłem z nim kiedyś wódkę po koncercie, tak ogólnie ujmując to byłem z nim w jednym namiocie kiedy on pił wódkę i jak Kazik wychodził żeby się odlać to powiedział: Zejdź mi z drogi przyjacielu bo naszczam na ciebie...”

Ja #!$%@?ę, kolejny świr... ale poniekąd potwierdził, że jakiś Szpak nie istnieje a Maciusiowi odbiła szajba. Zacząłem zastawnawiac się co robić. Może jakoś uda mi sie pomóc Maciusiowi i tym samym oczyszcze w jakiś sposób swoje sumienie.  

    „Dobrze Maciek, Michał znaczy, spokojnie. Zadzwonie do lekarza, na pewno zapomniałeś swoich tabletek. Przyjedzie doktor da ci pigułkę i na pewno lepiej sie poczujesz”

    „Ty mnie na prawde nie znasz!? Nie wierzysz mi!? Ja Ci tryglodyto udowodnię! Słuchaj...”

Maciusz odkrząknął  w ściśniętą w pięść dłoń, zanucił dwa razy pod nosem jakąś melodię i zaczął drzeć japę:

    „OOO TELL ME BLACK OR WHITEEEE, WHAT COLOR IS YOUR LIFEEEEEE? OOOOO”

Myslę, sobie ja #!$%@? tego juz za wiele. Wyciągam telefon i wybieram 112.

    „Dzień dobry, prosze przysłac karetkę jest tu taki jeden człowiek, chory....”

Wtem Maciuś rzucił się na mnie z rozczapirzonymi pazurami. Zacisnął dłonie na mojej szyji, wbijając w nią kilkucentymetrowe pazury.

    „Uduszę! Dawać bandamkę podludzie! Eurowizja była sprzedana, za szekle sprzedali moją wygraną. Oświecimski #!$%@? jestem mężczyzną!”

    Gruby lamus dostal ataku smiechu, przez łzy wydusił „Normalnie jak w pogo na Kulcie w 93ecim”. Mi do śmiechu nie było, krew zaczęła ściekać mi po szyji, próbowałem oderwać od siebie tego świra  ale przyczepił sie do mnie jak jakaś #!$%@? pijawka. Nie mając wyboru zacząłem tłuc go pięściami po łbie. Zrobiło się okropne zamieszanie, ludzie wybiegli z sali kinowej. Podbiegli do nas dziennikarze, rozdzieliła nas ochrona. Jakaś wyglądająca na feministkę, krótko ostrzyżona dziennikarka podstawiła Maciusiowi mikrofon pod nos i zapytała:

    „Panie Michale, jak pan odnosi się do tego nieuzasadnionego rasistowsko-homofobicznego ataku na Pana osobę? Czy narodowcy w Polsce pod ówczesną władzą czują się już bezkarni?”

O #!$%@?, czyli to jednak nie był Maciuś a ze mnie zrobić chcą jakiegoś neonazistę.

Michał wyrwał dziennikarce mikrofon i łkając wydusił:

    „W imię miłości i pokoju na świecie, jestem w stanie zapomnieć wyrządone mi krzywdy. Jedynie jako rekompensatę za zakłócenie mojej wenętrznej równowagi, domagam się, DOMAGAM – czerwonej bandamki. Zło zostanie pokonane, światłość zwycięży, sługi księcia ciemności zejdą do podziemi, kiedy w rękach moich spocznie czerwona bandamka!  OOO! TELL ME… ekhm ekhm TELL ME…  BLACK OR WHITEEEE, WHAT COLOR IS YOUR LIFEEEEEE? OOOOO”

    Cały zgromadzony tłum jak jeden mąż zaczął wyć z Michałem Ptakiem, także przytrzymujący mnie ochroniarze. Zwolnili uścisk wznosząc ręce ku niebu akcentując ostatnie akordy refrenu, co pozwoliło mi niezauważonym wydostać się z kręgu. Myślę sobie, #!$%@? jak ten świr coś powie to mnie na miejscu rozszarpią. W co ja się #!$%@? wpakowałem. Nie mogę dać się zgnoić Maciusiowi-Michałkowi. Podbiegłem do opuszczonego namiotu, wziąłem karton z czerwonymi bandamkami i zacząłem pośpiesznie zbliżać się ku wyjściu z kina. Przynajmniej nie dam satysfakcji temu świrowi wystąpienia na gali w czerwonej bandamce. Kiedy przekraczałem drzwi wyjściowe, usłyszałem za plecami wrzask Ptaka. „STRAŻE POJMAĆ GO! Moja ręka i pół królestwa dla tego który przyniesie bandamkę!”

    Pobiegłem tracąc dech w piersiach na pobliski przystanek. Złapałem szczęśliwie odjeżdzający autobus. Spojrzałem przez tylnią szybę w stronę kina i zobaczyłem ludzi #!$%@?ących kijkami i nartami, którzy bezskutenie próbowali dogonić autobus. Całe napięcie momentalnie mnie opuściło, poczułem się bezpiecznie w mknącym autobusie. Chciałem kupić bilet w automacie, jeszcze tego by brakowało, żeby dojechały mnie kanary. Automat biletowy niestety byl zepsuty, więc podszedłem do kierowcy, chcąc kupic bilet bezpośrednio u niego.

„Dzień dobry, czy kupię u Pana normalny bilet 20 minutowy?”

Wtem kierowca się obrócił i ujrzałem jego twarz... nie mogłem uwierzyć. To był Michał Ptak! Ale jak? Przecież to niemożliwe.... Spojrzał mi głębo w oczy, szponiatą dłonią wyciągnął z trzymanego przezemnie pudła czerwoną bandamkę i zasyczał niczym wąż piekielny:

“Try to ask your heart… What color is your life…”

#pasta #heheszki #takniebylo