Wpis z mikrobloga

Ok, bajkę już sobie opowiedzieliśmy. W tym odcinku będzie nieco poważniej, bo nie poprzestaniemy na samej historii, ale spróbujemy zobaczyć skąd może się ona wywodzić, czemu jest taka jaka jest i jakie są jej związki z rzeczywistością i innymi opowieściami. Spróbujemy to dobre słowo, bo łatwo można uznać, że cały ten tok myślowy jest grubymi nićmi szyty. Przynajmniej będzie ciekawie.

Pierwsza kwestia- zwyczaj rytualnego królobójstwa dla obszaru na którym dzieje się akcja jest potwierdzony w źródłach. Wspomina o nim na przykład Diodor Sycylijski, grecki historyk, który przez kilka lat swojego życia przebywał w Egipcie. Jego relacja dotyczy ziem znanych jako Meroe leżących w bezpośrednim sąsiedztwie Napaty. Według niej, król otrzymywał wiadomość od kapłanów i w asyście możnych stawiał się na egzekucję.

Diodor odnotował jednak, że zwyczaj ten jest w odwrocie i podawał przykład Ergamenesa. Władca ten odebrał helleńskie wychowanie i zamiast poddać się wyrokowi bogów, zaatakował główną świątynię i wyciął zgromadzonych w niej kapłanów. Diodor tworzył w I wieku przed narodzeniem Chrystusa.

Frobenius, który jako pierwszy Europejczyk spisał tę legendę zauważa, że bardzo przypomina ona Baśnie z tysiąca i jednej nocy. Myślę, że każdy zna tę historię, ale jeśli nie to na szybko przypomnę. Opowiada ona o losach Szecherezady, która poślubiła sułtana praktykującego osobliwy zwyczaj mordowania swoich żon zaraz po nocy poślubnej. Był to efekt traumy jaką przeżył po tym jak zdradziła go kobieta.

Szecherezada wiedząc, że jeśli dojdzie do zbliżenia to ją także czeka śmierć, zaczęła opowiadać sułtanowi legendy. Ten początkowo nie chciał słuchać, ale w końcu historie niesamowicie go wciągnęły. Z czasem zakochał się w małżonce co uwolniło go od szaleństwa. W ten sposób Szecherezada ocaliła nie tylko siebie, ale także wiele kobiet, które po jej śmierci poślubiłby szalony sułtan

W naszej historii widzimy bardzo podobny motyw- wykorzystanie fascynujących historii żeby uniknąć śmierci. Oczywiście są i różnice- na przykład tutaj to król jest zagrożony, a nie zagraża. Podobieństw jest jednak więcej i tak na przykład w obydwu przypadkach to kobieta jest autorem misternego planu, a w fabułę wpleciona jest miłość, która niesie kres zabijaniu .

Z tego powodu często sądzi się, że obydwie historie mają “wspólnego przodka” czyli wywodzą się z tej samej tradycji, która z czasem rozwinęła się w kilka innych. Na podobnej zasadzie jak wszystkie języki słowiańskie najprawdopodobniej pochodzą od języka proto-słowiańskiego.

Jeśli chodzi o Tysiąc i jedną noc, to zazwyczaj przyjmuje się, że większość zawartych w niej historii uformowała się w znanym nam kształcie między VIII a XIV wiekiem. Okres ten słynie nie tylko z tego, że ukształtowało się w nim wiele historii, ale także dlatego, że ugruntowało się wówczas wiele zwyczajów dotyczących opowiadania i opiewania bohaterskich czynów i tragicznych zdarzeń. Działo się to zarówno na dworach europejskich jak i arabskich, perskich oraz indyjskich.

Sądzi się, że wersja którą usłyszał Frobenius wykrystalizowała się ostatecznie w okolicach X wieku. Oczywiście nie znaczy to, że nie czerpała ze starszych tradycji i historycznych wydarzeń o których już wspomnieliśmy (rdzeń historii może być o wiele starszy), ale sposób w jaki się ją opowiada (np. język), schematy myślowe oraz opisywane otoczenie przywodzą na myśl właśnie tamte czasu.

Że to aż tysiąc lat i przez ten czas nie ma opcji żeby ktoś czegoś nie zmienił? No cóż, i tak i nie. Ryzyko zmian zawsze istnieje, ale zazwyczaj są one bardzo powierzchowne. Ponadto badania nad przekazami ustnymi pokazują, że w kulturach oralnych (albo chociaż z przewagą tego typu przekazów) przywiązuje się bardzo dużą wagę do tego żeby powtórzyć zasłyszaną historię w ten sam sposób.

Zresztą nie robi tego byle chmyz bo istnieją zawodowi opowiadacze, których honorem jest wierne przekazywanie historii będących w obiegu. Ludzie pracujący nad tym tematem i badający opowiadaczy są pod ogromnym wrażeniem ich zdolności zapamiętywanie. Pamiętają oni tysiące opowieści co do najdrobniejszego detalu.

Idźmy do źródła i weźmy cytat z braci Grimm: „Każdy kto wierzy, że tradycje łatwo ulegają zafałszowaniu i są niedbale przekazywane, a co za tym idzie nie są w stanie przetrwać w tej samej formie przez dłuższy okres czasu powinien posłuchać z jaką pieczołowitością i dbałością o szczegóły są one opowiadane; żadna część nie zmienia się przy powtarzaniu, a każdy błąd jest korygowany natychmiast po tym jak zostanie zauważony”.

Skąd jednak wyrastają korzenie tej tradycji o której mowa? Ustaliliśmy już, że ma ona wiele wspólnego z historiami Tysiąca i jednej nocy. Tę z kolei zwyczajowo przypisuje się Persom, a jej upowszechnienie miało z kolei być zasługą Arabów. Frobenius uważa jednak, że nie jest to do końca prawda i rdzeń historii nie pochodzi wcale z Persji a z południa Półwyspu Arabskiego, które identyfikuje z miejscem pochodzenia Farlimasa.

Południe Półwyspu było znane starożytnym jako Arabia Felix czyli Arabia Szczęśliwa. Na tle całej reszty regionu był to bardzo bogaty i wysoko rozwinięty cywilizacyjnie obszar, w którym krzyżowały się szlaki handlowe między wschodem Afryki, Persją, krainami Morza Śródziemnego i Indii. Materiał jaki zebrał tam Frobenius stał się podstawą takich wniosków. Fakt, że mieszkańcy południowych wybrzeży byli swego czasu wziętymi kupcami i żeglarzami przemawia na korzyć tej hipotezy.

Różnice między wersjami legendy tłumaczy się zazwyczaj tym, że arabskie opowieści były z biegiem czasu niejako „tłumaczone” na język i okoliczności zrozumiałe dla ludności Nubii i Persji. Jeśli chodzi o nubijską wersję to wspominany już Diodor tłumaczy skąd mógł wziąć się motyw królobójstwa. Frazer (autor Złotej Gałęzi) idzie nawet dalej i twierdzi, że zwyczaj rytualnych zabójstw królów utrzymał się bardzo długo wśród Szylluków, ludu zamieszkującego nieco dalej na południe od terenów o których mowa w legendzie.

Ich zwyczaje były bardzo podobne do opisanych w legendzie. Kapłani pełnili rolę pośredników między bogami i ludźmi, ale ich wola nie była odczytywana na podstawie znaków na niebie, tylko zwyczaju. Według tradycji zaś król miał panować siedem lat chyba, że bogowie dali znać wcześniej, że utracił ich łaskę. Znakiem takim mógł być nieurodzaj, negatywne zjawiska pogodowe, przegrana wojna, pomór zwierząt hodowlanych, choroby etc.

Gdy nadchodził czas kapłani zjawiali się u króla i jego otoczenia i obwieszczali mu wolę bogów. Osoba króla była uważana za świętą i jedynie nieliczni mogli go oglądać. Z tego też powodu król był „aresztowany” przez grupę najwyższych wielmożów i to oni prowadzili go na miejsce ofiary.

Rytuał mógł się odbyć tylko między pierwszą a ostatnią fazą księżyca, gdy noce były najciemniejsze. Króla składano w ofierze pod koniec pory suchej, przed pierwszymi deszczami i zasiewami. Wyrok wykonywał arystokrata cieszący się największym szacunkiem. Władca był duszony. Śmierci króla nie można było publicznie ogłaszać ani opłakiwać.

Razem z królem zabijano i chowano dziewicę (stąd prawdopodobnie westalka w legendzie). Gdy ciała zgniły, odkopywano kości i zawijano je w byczą skórę. Rok po egzekucji powoływano nowego króla i na jego „koronacji” (bardziej pasowałoby namaszczenie na króla, ale tak jest czytelniej) zabijano w ofierze setkę bydła.

Skąd jednak wziął się ten osobliwy zwyczaj? Zdaniem Campbella wcale nie jest on osobliwy tylko uniwersalny i widać go w wielu innych mitologiach tyle, że z czasem przybierał on inne, bardziej symboliczne formy. Traf chciał, że wśród ludów zamieszkujących sąsiedztwo Rogu Afryki przetrwał w starszej formie na tyle długo żeby zostać przekazanym w ustnej relacji.

Z pracy Duarte Barbosy noszącej tytuł „Opisanie wybrzeży Wschodniej Afryki i Malabaru” wiemy, że bardzo podobny zwyczaj istniał na opisywanych przez niego terenach. W Malabarze, według relacji Barbosy sprawa wyglądała tak: panowanie króla wyznaczało położenie Jupitera względem konstelacji zodiakalnych. Zazwyczaj było to około 12 lat.

Gdy Jupiter znalazł się w określonym położeniu nadchodził czas na ofiarę. Król był rytualnie kąpany w zbiorniku i udawał się w do świątyni na piechotę. Po oddaniu czci bóstwom wychodził ze świątyni i był stawiany na platformie i prowadzony wśród tłumu. Tłum zaś ciął go nożami, starając się odkroić kawałki ciała. Gdy mdlał z upływu krwi, podrzynano mu gardło.

Zdaniem Frobeniusa rytuały te są związane z archetypiczną historią śmiercią i zmartwychwstaniem bóstwa. Motyw ten występuje w mitach wielu kultur: skandynawski Baldr, mezoamerykański Quetzalcoatl, japoński Izanami, egipski Ozyrys czy grecki Dionizos.

U zarania dziejów królowie byli utożsamiani z bogami. Wiara w to, w różnych formach, przetrwała aż do starożytności. Motyw znany z tych mitów przewidywał śmierć, zejście do świata podziemnego i odrodzenie, często dzięki interwencji Wielkiej Bogini (znanej różnie w różnych kulturach). Stąd prawdopodobnie w znanych nam wersjach legend tak dużą rolę odgrywa kobieta.

Zdaniem uczonych opowiadających się za tą teorią, krwawy rytuał zaczął się z biegiem czasu„cywilizować”, a śmierć i upokorzenie bóstwa zaczęto przedstawiać coraz bardziej symbolicznie. Zdaniem Campbella i Frobeniusa to właśnie ta archetypiczna historia leży u podstaw zarówno Baśni tysiąca i jednej nocy jaki i opowieści o upadku Napaty.

#andrzejotysiacutwarzy #mitologia #bajki #religia #historia #legendy #zainteresowania #gruparatowaniapoziomu

Link do opowieści

Wizerunek Quetzalcoatla
Pobierz niedoszly_andrzej - Ok, bajkę już sobie opowiedzieliśmy. W tym odcinku będzie nieco p...
źródło: comment_hfEt2BBIcBJkcAl2tj9PoOtZ3B0HJ6qY.jpg
  • 8