Wpis z mikrobloga

Dużo rozmyślałem na temat praw na Marsie. No wiem, głupi temat do rozmyślań, ale mam od cholery wolnego czasu. Jest pakt międzynarodowy, głoszący, że żadne państwo nie może sobie rościć praw do tego, co nie jest na Ziemi. Inny pakt głosi, że jeśli nie jesteś na terytorium jakiegoś kraju, obowiązuje prawo morskie. Tak więc Mars to „wody międzynarodowe”. NASA to amerykańska niemilitarna organizacja. Hab jest jej własnością. Zatem gdy jestem w Habie, obowiązuje mnie amerykańskie prawo. Jak tylko z niego wyjdę, trafiam na „wody międzynarodowe”. Gdy wsiądę do łazika, to znowu jestem pod amerykańską jurysdykcją. Teraz fajna część: w końcu dotrę do Schiaparellego i zarekwiruję lądownik Aresa 4. Nikt nie dał mi na to wyraźnego pozwolenia i nie mogą tego zrobić, aż będę na pokładzie i włączę system łączności. Po tym, jak wedrę się na pokład Aresa 4, przed tym, nim porozmawiam z NASA, bez pozwolenia przejmę kontrolę nad jednostką znajdującą się na „wodach międzynarodowych”. To uczyni mnie piratem! Kosmicznym piratem!


Kurde, czy ta nowa książka Andyego Weira też jest tak dobra pod względem humoru?

#czytajzwykopem #marsjanin #piratujo
  • 1
@Jencus: Wypowiem się, bo dziś skończyłem ją czytać ;)
Nie, nie jest aż tak dobra. I pod względem humoru i ogólnie jako powieść. To znaczy, solidna pozycja, dla fanów hard SF będzie spoko, ale raczej nie spodziewałbym się sukcesu jak w przypadku "Marsjanina". Humor taki, że można się parę razy uśmiechnąć, ale Jazz (główna bohaterka "Artemis") to nie to samo, co Mark Watney.