#ballroomeyoukoso - no i koniec. Jako, że po ostatnim odcinku robię już tylko recenzję a nie podsumowanie - to w krótkich żołnierskich słowach powiem o epizodzie nr 24 tyle: r-------i tym odcinkiem system. Absolutnie fenomenalny finał. Od początku do ogłoszenia wyników trzymał w napięciu i o ile wynik był raczej do przewidzenia, to nie mam nic tutaj do zarzucenia, bo droga do niego była nad wyraz przyjemna.
KRÓTKA RECENZJA/PODSUMOWANIE (BEZ SPOILERÓW)
Przechodząc już do recenzji - na początku muszę zaznaczyć pewne rzeczy, które pozwolą pewnie lepiej zrozumieć dlaczego tak bardzo mnie to anime kupiło. Po pierwsze, nie lubię anime sportowych, poza Haikyuu reszta wybitnie mnie denerwowała. Zwykle kończyło się na kilku odcinkach, po czym porzucałem będąc znudzony, rozczarowany lub zwyczajnie wkurzony rozwojem akcji. Szczególnie mnie cholernie irytuje, że w większości tego typu produkcji do sportu podchodzi się jak do battle shounena, gdzie poszczególni bohaterowie dysponują tajnymi ruchami, dziwacznymi technikami mającymi ich wyróżniać, a często i wręcz nadnaturalnymi mocami. Tak mnie to niezmiernie wkurza, że nie jestem w stanie tego oglądać po prostu. Drugą sprawą jest traktowanie rywali nie jak postaci, ale jak bossów do pokonania, szczególnie to było odczuwalne w Kuroko no Basket, gdzie od początku miałeś grupkę z "Cudownego pokolenia", niemal półbogów koszykarskich, do tego zaprezentowanych niemal jak villaini z innych mang/anime typu shounen. Taka dehumanizacja ich powoduje, że kompletnie mnie oni nie interesują. Rozumiem, że zamysłem twórców zwykle jest to, żeby przez właśnie takie ich ukazanie wzmocnić ich charakter, ale dla mnie działa to w zupełnie inną stronę i sprawia, że są płascy, jednowymiarowi - po prostu stają się kolejnymi stopniami, które protagonista/protagoniści po prostu muszą przeskoczyć. Sprowadza ich to właśnie do poziomu przeszkody i niczego więcej...
...i tutaj właśnie przechodzimy do największej zalety Ballroom e Youkoso, czy Haikyuu, gdzie zarówno bohaterowie jak i rywale to tylko i aż sportowcy. Ludzie, często z talentem uzupełnianym ciężką harówką, ale wciąż ludzie podatni na kontuzję, w żaden sposób wszechmocni, często popełniający błędy i mający swoje własne problemy oraz demony, z którymi trzeba się zmierzyć. Fajnie patrzeć na ich zmagania, gdy w animowanej postaci widzisz człowieka, a nie bossa do pokonania. W takim wypadku bezpośrednie pojedynki nabierają całkowicie innego wymiaru i stają się o wiele, wiele bardziej intrygujące oraz wciągające. Szczególnie w przypadkach, gdy protagoniści na równi walczą z nimi jak i z samymi sobą.
Właśnie bohaterami oraz ich problemami i wyzwaniami jakie stawia im życie stoi Ballroom e Youkoso. Głównym bohaterem jest Fujita Tatara, chłopak, który kończy właśnie japoński odpowiednik gimnazjum i zastanawia się co dalej robić ze swoim życiem, a to przypomina u niego bardziej wegetację bez celu. Nie ma jakiejś pasji, czy planów na przyszłość, jest totalnym przeciętniakiem, ale wszystko zmienia się gdy trafia na Kaname Sengoku - jaśniejącą gwiazdę japońskiego tańca towarzyskiego, a ten nieco wymusza na bohaterze spróbowanie tego sportu w jego studio. Okazuje się, że właśnie to może być czymś, co będzie nadawać sens w życiu Tatary, a także pozwoli mu przełamać pewną traumę z dzieciństwa. I ta droga jest absolutnie fantastyczna, główny bohater nie dysponuje jakimś niewyobrażalnym talentem, czy ukrytymi zdolnościami - nadrabia to determinacją i czystą miłością jaką obdarzył ten sport. W trakcie jego zmagań często jego umiejętności są weryfikowane przez rzeczywistość, co pozwala nam oglądać jego frustrację, radość, chęć bycia coraz lepszym, estymę jaką darzy innych tancerzy. Szczególnie jego rozwój pod względem charakteru jest podkreślany w drugiej części sezonu, gdy poznaje nową partnerkę, a konflikty ich temperamentów i często koślawe próby docierania się, zaczynają stanowić oś całej historii. Właściwie to muszę tutaj pochwalić wszystkich bohaterów: nieco aroganckiego i pewnego siebie Sengoku, będącego pierwszym mentorem głównego bohatera, stoickiego Kiyoharu - utalentowanego młodego tancerza, rodzeństwo/parę taneczną Akagi i Mako Gaju - ci znów wciągają Fujitę w pewien spór między sobą, a w późniejszych odcinkach poznajemy coraz to nowe intrygujące postacie z wyraźnymi charakterami i ciekawą przeszłością, czy też własnymi demonami, co nadaje jeszcze więcej dynamiki tej opowieści. Naprawdę niezwykle przyjemnie śledziło się losy tych wszystkich bohaterów i żal mi się z nimi teraz rozstawać.
Niewiele też mogę zarzucić tutaj anime od strony wizualnej. Projekty postaci to są jedne z najlepszych jakie mogłem oglądać w ostatnich latach, znakomicie ich sylwetka, a przede wszystkim ostre rysy i długie szyje (te początkowo były przedmiotem żartów) - wpasowywały się w charakter sportu oraz podkreślały jak bardzo oparty jest na skomplikowanych ruchach i postawach. Do tego często pozwalano sobie na mocne wyginane i rozciąganie bohaterów dla jeszcze większego efektu. Animacja też stanowi jedną z największych zalet, co prawda - jest tutaj sporo still shotów, na które niektórzy mogą narzekać, ale biorąc pod uwagę to jaki sport tutaj ukazano (wymagający często ukazania więcej niż jednego bohatera na raz w scenie dynamicznego ruchu) oraz jak część scen prezentowała się w oryginale (czyli mnóstwo wewnętrznych monologów postaci w trakcie tańca) - nie dało się ich uniknąć, chociaż nie uważam żeby było więcej takich ujęć niż w innych anime sportowych. Natomiast kiedy już trzeba było błyszczeć, to wręcz walono reflektorami po oczach, bo sceny tańca były absolutnie fantastyczne - do tego często stosowano wręcz art-houseowe zagrania aby podkreślić zaangażowanie bohaterów w to co właśnie robią i podkreślić targające nimi uczucia oraz piękno jakie ich w nich otacza. Oprócz tego sceny komediowe nie bały się korzystać ze słodkiej przesady w ekspresji i naprawdę śmieszyły. Będąc już przy ekspresji właśnie - to cała mowa ciała postaci, ich twarze i emocje jakie się na nich malowały były wykonane wręcz perfekcyjnie. Ludzie z Production I.G. nadali im tyle życia w momentach radości, smutku, gniewu i rozczarowania, że jak dla mnie to top tier tego typu animacji. Dużo ciepłych słów muszę także skierować do reżyserii poszczególnych odcinków oraz montażu - świetnie bawiono się przejściami między ujęciami, czy scenami, a tempo jakie utrzymywała seria było na stałym, dość wysokim ale przyjemnym poziomie. Mieliśmy odcinki zarówno wypchane emocjami jak i te dające nieco wytchnienia, ale każdy z nich oferował coś ciekawego i żaden nie był nudny, czy niepotrzebny.
Nie może zabraknąć też pochwał dla oprawy muzycznej. Yuuki Hayashi, czyli ekspert od wysokooktanowej muzyki do shounenów tym razem dostarczył bardziej subtelny soundtrack, ale ponownie jego robota jest znakomita. Już wrzucałem tutaj moje ulubione pozycje z OST, ale całość trzymała równy wysoki poziom znakomicie wpasowując się w akcję, a i bardzo przyjemnie się tego słucha poza anime. Aktorzy głosowi także nie zawiedli, co prawda nikt nie powalił mnie na kolana, ale każdy wykonał kawał świetnej gry aktorskiej przy wcielaniu się w swoje postacie, przy żadnej nie miałem uczucia, że głos nie pasuje, czy też, że kompletnie interpretacja postaci się kłóci w wydźwiękiem sceny. Co do openingów - no pierwszy mnie nie porwał, o ile muzycznie był naprawdę fajny, to jednak od strony wizualnej był strasznie nudny i mało pomysłowy, natomiast drugi dostarczył już i od strony muzycznej i od strony animacji (chociaż uważam, że dla widzów anime only - mógł zdradzać za dużo). Oba endingi były natomiast bardzo przyjemne.
Na koniec jedyne co mogę jeszcze powiedzieć, to że polecam Ballroom e Youkoso z całego serca jako jedno z niewielu anime tego typu jakie mnie tak porwało. Oprócz tego to również jedna z najlepszych pozycji jakie zaoferowano nam w tym roku i uważam, że to duża strata jeżeli ktoś przegapił. Gorąco zachęcam także do sięgnięcia po mangę, która zawiera trochę scen, których anime się pozbyło dla utrzymania tempa opowieści - nie są to jakieś ważne, ale ich istnienie to pretekst aby jeszcze trochę dłużej pozostać z tymi postaciami. Przy czym trzeba jeszcze dodać, że anime wyprzedziło mangę w swoim ostatnim odcinku ze względu na problemy zdrowotne autorki, która ma wrócić z nowymi rozdziałami dopiero w przyszłym roku.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że w przyszłości doczekamy się kolejnego sezonu.
KRÓTKA RECENZJA/PODSUMOWANIE (BEZ SPOILERÓW)
Przechodząc już do recenzji - na początku muszę zaznaczyć pewne rzeczy, które pozwolą pewnie lepiej zrozumieć dlaczego tak bardzo mnie to anime kupiło. Po pierwsze, nie lubię anime sportowych, poza Haikyuu reszta wybitnie mnie denerwowała. Zwykle kończyło się na kilku odcinkach, po czym porzucałem będąc znudzony, rozczarowany lub zwyczajnie wkurzony rozwojem akcji. Szczególnie mnie cholernie irytuje, że w większości tego typu produkcji do sportu podchodzi się jak do battle shounena, gdzie poszczególni bohaterowie dysponują tajnymi ruchami, dziwacznymi technikami mającymi ich wyróżniać, a często i wręcz nadnaturalnymi mocami. Tak mnie to niezmiernie wkurza, że nie jestem w stanie tego oglądać po prostu. Drugą sprawą jest traktowanie rywali nie jak postaci, ale jak bossów do pokonania, szczególnie to było odczuwalne w Kuroko no Basket, gdzie od początku miałeś grupkę z "Cudownego pokolenia", niemal półbogów koszykarskich, do tego zaprezentowanych niemal jak villaini z innych mang/anime typu shounen. Taka dehumanizacja ich powoduje, że kompletnie mnie oni nie interesują. Rozumiem, że zamysłem twórców zwykle jest to, żeby przez właśnie takie ich ukazanie wzmocnić ich charakter, ale dla mnie działa to w zupełnie inną stronę i sprawia, że są płascy, jednowymiarowi - po prostu stają się kolejnymi stopniami, które protagonista/protagoniści po prostu muszą przeskoczyć. Sprowadza ich to właśnie do poziomu przeszkody i niczego więcej...
...i tutaj właśnie przechodzimy do największej zalety Ballroom e Youkoso, czy Haikyuu, gdzie zarówno bohaterowie jak i rywale to tylko i aż sportowcy. Ludzie, często z talentem uzupełnianym ciężką harówką, ale wciąż ludzie podatni na kontuzję, w żaden sposób wszechmocni, często popełniający błędy i mający swoje własne problemy oraz demony, z którymi trzeba się zmierzyć. Fajnie patrzeć na ich zmagania, gdy w animowanej postaci widzisz człowieka, a nie bossa do pokonania. W takim wypadku bezpośrednie pojedynki nabierają całkowicie innego wymiaru i stają się o wiele, wiele bardziej intrygujące oraz wciągające. Szczególnie w przypadkach, gdy protagoniści na równi walczą z nimi jak i z samymi sobą.
Właśnie bohaterami oraz ich problemami i wyzwaniami jakie stawia im życie stoi Ballroom e Youkoso. Głównym bohaterem jest Fujita Tatara, chłopak, który kończy właśnie japoński odpowiednik gimnazjum i zastanawia się co dalej robić ze swoim życiem, a to przypomina u niego bardziej wegetację bez celu. Nie ma jakiejś pasji, czy planów na przyszłość, jest totalnym przeciętniakiem, ale wszystko zmienia się gdy trafia na Kaname Sengoku - jaśniejącą gwiazdę japońskiego tańca towarzyskiego, a ten nieco wymusza na bohaterze spróbowanie tego sportu w jego studio. Okazuje się, że właśnie to może być czymś, co będzie nadawać sens w życiu Tatary, a także pozwoli mu przełamać pewną traumę z dzieciństwa. I ta droga jest absolutnie fantastyczna, główny bohater nie dysponuje jakimś niewyobrażalnym talentem, czy ukrytymi zdolnościami - nadrabia to determinacją i czystą miłością jaką obdarzył ten sport. W trakcie jego zmagań często jego umiejętności są weryfikowane przez rzeczywistość, co pozwala nam oglądać jego frustrację, radość, chęć bycia coraz lepszym, estymę jaką darzy innych tancerzy. Szczególnie jego rozwój pod względem charakteru jest podkreślany w drugiej części sezonu, gdy poznaje nową partnerkę, a konflikty ich temperamentów i często koślawe próby docierania się, zaczynają stanowić oś całej historii. Właściwie to muszę tutaj pochwalić wszystkich bohaterów: nieco aroganckiego i pewnego siebie Sengoku, będącego pierwszym mentorem głównego bohatera, stoickiego Kiyoharu - utalentowanego młodego tancerza, rodzeństwo/parę taneczną Akagi i Mako Gaju - ci znów wciągają Fujitę w pewien spór między sobą, a w późniejszych odcinkach poznajemy coraz to nowe intrygujące postacie z wyraźnymi charakterami i ciekawą przeszłością, czy też własnymi demonami, co nadaje jeszcze więcej dynamiki tej opowieści. Naprawdę niezwykle przyjemnie śledziło się losy tych wszystkich bohaterów i żal mi się z nimi teraz rozstawać.
Niewiele też mogę zarzucić tutaj anime od strony wizualnej. Projekty postaci to są jedne z najlepszych jakie mogłem oglądać w ostatnich latach, znakomicie ich sylwetka, a przede wszystkim ostre rysy i długie szyje (te początkowo były przedmiotem żartów) - wpasowywały się w charakter sportu oraz podkreślały jak bardzo oparty jest na skomplikowanych ruchach i postawach. Do tego często pozwalano sobie na mocne wyginane i rozciąganie bohaterów dla jeszcze większego efektu. Animacja też stanowi jedną z największych zalet, co prawda - jest tutaj sporo still shotów, na które niektórzy mogą narzekać, ale biorąc pod uwagę to jaki sport tutaj ukazano (wymagający często ukazania więcej niż jednego bohatera na raz w scenie dynamicznego ruchu) oraz jak część scen prezentowała się w oryginale (czyli mnóstwo wewnętrznych monologów postaci w trakcie tańca) - nie dało się ich uniknąć, chociaż nie uważam żeby było więcej takich ujęć niż w innych anime sportowych. Natomiast kiedy już trzeba było błyszczeć, to wręcz walono reflektorami po oczach, bo sceny tańca były absolutnie fantastyczne - do tego często stosowano wręcz art-houseowe zagrania aby podkreślić zaangażowanie bohaterów w to co właśnie robią i podkreślić targające nimi uczucia oraz piękno jakie ich w nich otacza. Oprócz tego sceny komediowe nie bały się korzystać ze słodkiej przesady w ekspresji i naprawdę śmieszyły. Będąc już przy ekspresji właśnie - to cała mowa ciała postaci, ich twarze i emocje jakie się na nich malowały były wykonane wręcz perfekcyjnie. Ludzie z Production I.G. nadali im tyle życia w momentach radości, smutku, gniewu i rozczarowania, że jak dla mnie to top tier tego typu animacji. Dużo ciepłych słów muszę także skierować do reżyserii poszczególnych odcinków oraz montażu - świetnie bawiono się przejściami między ujęciami, czy scenami, a tempo jakie utrzymywała seria było na stałym, dość wysokim ale przyjemnym poziomie. Mieliśmy odcinki zarówno wypchane emocjami jak i te dające nieco wytchnienia, ale każdy z nich oferował coś ciekawego i żaden nie był nudny, czy niepotrzebny.
Nie może zabraknąć też pochwał dla oprawy muzycznej. Yuuki Hayashi, czyli ekspert od wysokooktanowej muzyki do shounenów tym razem dostarczył bardziej subtelny soundtrack, ale ponownie jego robota jest znakomita. Już wrzucałem tutaj moje ulubione pozycje z OST, ale całość trzymała równy wysoki poziom znakomicie wpasowując się w akcję, a i bardzo przyjemnie się tego słucha poza anime. Aktorzy głosowi także nie zawiedli, co prawda nikt nie powalił mnie na kolana, ale każdy wykonał kawał świetnej gry aktorskiej przy wcielaniu się w swoje postacie, przy żadnej nie miałem uczucia, że głos nie pasuje, czy też, że kompletnie interpretacja postaci się kłóci w wydźwiękiem sceny. Co do openingów - no pierwszy mnie nie porwał, o ile muzycznie był naprawdę fajny, to jednak od strony wizualnej był strasznie nudny i mało pomysłowy, natomiast drugi dostarczył już i od strony muzycznej i od strony animacji (chociaż uważam, że dla widzów anime only - mógł zdradzać za dużo). Oba endingi były natomiast bardzo przyjemne.
Na koniec jedyne co mogę jeszcze powiedzieć, to że polecam Ballroom e Youkoso z całego serca jako jedno z niewielu anime tego typu jakie mnie tak porwało. Oprócz tego to również jedna z najlepszych pozycji jakie zaoferowano nam w tym roku i uważam, że to duża strata jeżeli ktoś przegapił. Gorąco zachęcam także do sięgnięcia po mangę, która zawiera trochę scen, których anime się pozbyło dla utrzymania tempa opowieści - nie są to jakieś ważne, ale ich istnienie to pretekst aby jeszcze trochę dłużej pozostać z tymi postaciami. Przy czym trzeba jeszcze dodać, że anime wyprzedziło mangę w swoim ostatnim odcinku ze względu na problemy zdrowotne autorki, która ma wrócić z nowymi rozdziałami dopiero w przyszłym roku.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że w przyszłości doczekamy się kolejnego sezonu.
#anime #jaqqubizarrecontent