Wpis z mikrobloga

#wenezuela #anarchianadzis #geopolityka #ekonomia

Witam, w czeluściach internetów dokopałem się do relacji człowieka który umilił sobie życie pobytem w wenezueli. Tekst jak dla mnie bardzo ciekawy, ale wklejam go tu z paru powodów.
1. Oto jak działa komunizm/socjalizm w TERAŹNIEJSZYM wydaniu.
2. Oto jak działa społeczność bez wpływu rządu - czyli anarchia - i przeczytajcie sobie dokładnie czy ludziom podoba sie w tej anarchii życ. Nieraz czytałem wykopków postulujących "anarcho-kapitalizm" i uważam ich za takich samych idiotów jak komunistów. W tej relacji stajecie się naocznymi świadkami państwa, które nie sprawuje kontroli nad swoimi obywatelami. Czyli anarchia w czystym wydaniu.

To takie przemyślenia odemnie. Poniżej tekst:

Wróciłem z Wenezueli. Niestety, muszę się podleczyć, bo ten klimat i mikroflora i mikrofauna nie służą ludziom z Europy, a przynajmniej mi. Muszę odpocząć i zebrać myśli. Jakbym wrócił z przyszłości - niestety tej chmurnej. Źle mówię - jakbym wrócił z kilku wersji przyszłości, bo tam w Wenezueli, nieraz o kilka dzielnic dalej, albo o kilka kilometrów dalej w interiorze, jakby były obok siebie inne światy. Bardzo krótko byłem w stolicy, tam jest w miarę porządek [za wyjątkiem zadym manifestacji, a tam kilka sił naraz robi swoje w mętnej wodzie], dużo służb mundurowych, w miarę kontrolowane dostawy zaopatrzenia i w miarę stabilna sytuacja. W interiorze to już zupełna samowolka. Kraj na ropie, a pierwsze co, to tyle unieruchomionych samochodów. Możecie zapomnieć o filmach typu Mad Max i "post-apo" - zwyczajnie, nie ma benzyny i koniec, zostają jakieś przyczepki, do których montują koło z przodu i dorabiają chomąta dla osiołków i mułów. Zostają rowery z przyczepkami, a nieraz widziałem zwykłe rowery obładowane nie do uwierzenia i prowadzone na piechotę. Byłem u franciszkanów, których zresztą [jeżeli dobrze zrozumiałem] wezwano do Wenezueli na misję z poprzedniej placówki w Kolumbii. Awaryjnie, dla utrzymania placówki, sporej obszarowo jak na europejskie miary, sprowadzono ich, bo Wenezuela to katastrofa cywilizacyjna. Muszę to wszystko poukładać, ale wniosek jest taki: jak ludzie się zorganizują lokalnie, to dadzą sobie radę. Bez pieniędzy, byle każdy coś robił do wspólnej gospodarki. Nie komuna, ale jakieś ludzkie uzgodnienie: "ty to, a ja to" i dogadanie się. Jak problem, to padre rozsądza, a najpierw wszystko wypytuje i rozpoznaje w czym problem i jak tu pogodzić. Ja byłem w cywilizowanym "światku", ale opowiadali mi tacy, co to się wyrwali z enklaw, gdzie zwyczajnie mafia rządzi. Wiecie jaka jest różnica między takimi światami? - strach dniem i nocą. I stłamszeni ludzie, którzy na widok tych z bronią błyskawicznie chowają się. I jeszcze jedno - pierwsze co tych uciekinierów najbardziej uderzało, jak wchodzili do enklawy misji, to, że dzieci się bawiły i śmiały. Najważniejsza jest żywność, uprawianie gdzie się da. Utkwił mi w pamięci obrazek takiej odnogi rzeczki, cały szereg ludzi z wędkami, obok nich kucały dzieci i znosiły robaki, czy jakieś owady na przynętę, a dalej był rządek takich, którzy do uda w wodzie stali nieruchomo i łowili na sieciowe podbieraki, jak ryba podpłynęła. Jak to robili i jak przynęcali nie wiem, ale robili. Gdzie indziej cała osada łowiła ryby na sieci, jakieś łódki z czego się dało, nawet styropianu obklejonego na zbiorniku i pościąganego chyba pasami od samochodów. Nawet w wannie obłożonej pociętymi oponami. Mnóstwo, mnóstwo różnych samoróbek do wszystkiego, do praktycznego życia. Ciekawe, że podobno są miejsca, gdzie lokalnie zakładają ogniwa fotowoltaiczne i mają łączność na walkie-talkie. Dużo rzeczy z drewna, ale nawet plastik wykorzystany pomysłowo, cięty i gięty nad ogniem. Mój pierwszy wniosek już tam na miejscu: co innego mówić racjonalnie, że trzeba się organizować oddolnie, robić zapasy rolowane żywności - a zupełnie co innego to zobaczyć. Myślę, że taki pobyt w misyjnej placówce, a potem pobyt w enklawie jakichś "macho" byłby najlepsza odtrutką dla otumanionych z wypranymi mózgami na ideologiczną pianę na ustach i tę całą nowomowę nienawiści i na stek zwykłych, bezczelnie wpieranych kłamstw przeciw tzw. "katolom". Jako dziennikarz byłem jeden dzień w enklawie "ludzi pod bronią" i dwa dni w jakiejś sekciarskiej enklawie, której przywódca kazał się mianować "Mistrzem" [pytanie czego?]. Ludzie tam byli bardzo małomówni, a jak mówili, to tylko chwalili szefa... To podobno i tak "ludzkie" enklawy, bo są takie, że mafia traktuje ludzi jak niewolników, tam owszem i samochody w konwojach [najczęściej Toyoty] i dużo towaru przepływa [także narkotyków], ale ludzie... Tam drogi obstawione uzbrojonymi na wjazdach, zapory z samochodów, te samochody powkopywane, żeby jakaś ciężarówka z lemieszem ich nie odgarnęła. Podobno są dwie opcje rządzenia - albo "szef" publicznie rozwala tego, co mu podpadł, albo wszystko niby cacy, szef niby ojciec swego małego narodu, tylko rano znajdują trupa. Taka refleksja: chrześcijaństwo, a szczególnie katolicyzm to WYBÓR sposobu życia, a nie jakaś etykietka raz nadana. Do misyjnej placówki ściągają ludzie, którzy najpierw "odginają się" po przeżytym piekle, potem włączają się do życia społeczności, w czym kto potrafi, a dołączenie do Mszy Świętych następuje naturalnie, nikt tam nikogo nie nawraca na siłę. Zwyczajnie, ludzie chcą być razem, słuchać słów Chrystusa, słów mających charyzmę ponad tą ludzką nędzą, takich słów, które dają im siłę i zwyczajną ludzką godność i sens życia. Zresztą, jak się gromadzą przed mszą i po mszy, to jest to naturalne spotkanie towarzyskie i takie podsumowanie i omawianie, co tam nowego? itd. Na mszy też ogłoszenia, nieraz podobno śmieszne w swojej prozaiczności, że ludzie leżą ze śmiechu, przeważnie, że trzeba temu czy tamtemu pomóc, czy coś zrobić, a księża i misjonarze to bez przerwy chodzą i doglądają praktycznie życie i mniejsze i większe problemy swoich "owieczek", przy czym każdy ma całą "świtę" gromadę dzieci dokoła, które posyła, żeby kogoś sprowadziły, np. felczera, albo, żeby kowal [bo to się odrodziło], coś tam zrobił wg rysunku. Ludzie żyją razem, tego się nie da przekazać, jak ktoś w tym nie był. Ja przywiozłem transport leków, ze mną było dwóch z "ochotniczej ochrony", uzbrojonych, bo jeden etap drogi do placówki był nieciekawy. Smartfonów i laptopów w użyciu nie ma, a wiadomości "ze świata", znaczy spoza enklawy, to zaraz na koniec mszy ogłasza jeden taki "porządkowy", dawny żołnierz, który zorganizował ochronę, a do mszy służy jako ministrant. Powtarzam: żywność w zapasach rolowanych na dwa lata, własna chałupa, własne ogniwa i solary [bo my żyjemy w znacznie zimniejszej strefie], własna ziemia, coś do transportu z przyczepką, zorganizowanie się oddolne - to podstawa, wtedy najgorszy kryzys można przeżyć i to po ludzku. I bez pieniędzy, fakt, ze nieraz to uciążliwe, ale daje się rozwiązać. Tam ludzie czuli swoją wartość z tego, że ten ryb nałowił, tamten łóżko zrobił, rower naprawił, matka ubranie zacerowała, obiad zrobiła, dzieciaki nakarmione. I życie ciężkie, ale jakoś bez pospiechu, bez tego gonienia w piętkę. Jakiś dziadek pomaga nauczycielowi, jak jest przerwa, to organizuje je do pomocy starym. Za "zapłatę" idą opowieści, chyba jakieś bajki - dzieciaki słuchają z zapartym tchem. Ktoś inny uciekł ze stolicy, chyba z teatru [teraz sezon jest słaby dla aktorów], to czyta analfabetom różne książki na głos. Poszedł do padre, ten go poprosił, żeby raczej Dostojewskiego nie czytał, ale bardziej Tolkiena i Lewisa [np. Opowieści z Narni] czy np. doktora Doolitle. Czyli - to dla krytyków - niby cenzura, owszem TAK, ale w sumie nikt go z tym nie kontroluje, a ten też woli, żeby czytelnicy [dzieci i starzy] mieli "doładowane akumulatory". W sumie - tam wszystko jest naprawdę i realne, wszystko ciężko przychodzi, ale też ludzie się tym bardziej cieszą i w ogóle cieszą się każdym kolejnym dniem, soba nawzajem i tym co mają. Przynajmniej w tamtej misji. Jak mi powiedział ojciec A., że "tu ludzie czują cały czas, że mają tuż nad sobą słońce, niebo, księżyc i gwiazdy - i to cały czas w dzień i w nocy". Jak wykuruję się i odpocznę i zbiorę myśli - napiszę więcej, także na zaległe tematy. Parę rzeczy pod moją nieobecność [byłem praktycznie odcięty od świata] się "wykluło", ale to też później, zresztą na wszystko potrzebny jest dystans. Szachownica
  • 18
Nieraz czytałem wykopków postulujących "anarcho-kapitalizm" i uważam ich za takich samych idiotów jak komunistów.


@sage_Slav: Przecież Wenezuela to zaprzeczenie akapu.

Oto jak działa społeczność bez wpływu rządu

Tak działa społeczność przez wpływ rządu.* Gdyby ludzie próbowali się bardziej samo-organizować i gromadzić bogactwo, Wenezuelski rząd natychmiast by się pojawił, by wszystko wyrównać, bo jak to mówi ich prezydent: "szczęście i zrównoważony rozwój to jedno, ale to, czego świat potrzebuje naprawdę to
@mihaubiauek: W poprzedniej fazie państwa była faza komunizmu. Obecnie to państwo upadło i tam gdzie rząd nie ma wpływu zaistniała anarchia.
Komunizm pozostał już tylko w stolicy i może w większych ośrodkach urbanstycznych, w reszcie kraju panuje anarchia.

Uważasz, że samozwańcze bandy hersztów to komunizm? Nie - to powstało z komunizmu, bo komunizm zniszczył to państwo, ale obecnie to nie jest komuna - to anarchia. w naczystszej postaci.
Obecnie to państwo upadło i tam gdzie rząd nie ma wpływu zaistniała anarchia.

@sage_Slav: To prawda, z tym warunkiem, że to anarchia bez możliwości pójścia w górę. Największą siłą militarną nadal dysponuje Maduro i gdyby wyczuł łatwy pieniądz, natychmiast by po niego wyruszył, tak jak to robił z wszystkim innym - czysta desperacja.

Problem mam w tym, że ich obecny stan życia zwalasz na anarchię (gdy ta jest dla nich jedynym
@mihaubiauek: hm rzeczywiście bieda wynika bezposrednio z komunizmu. Teraz społecznośc organizuje sie grupki anarchistyczne i już nawet pomijając biede mają tam nieciekawie. W sensie anarchia zapewnia dziury po władzy siłą i brutalnością. O to mi chodziło, że tym ludziom bez różnicy czy to komuna czy anarchizm - oba systemy są dla jednostki wykańczające.

Maduro obecnie to taki najsilniejszy herszt spośród anarchistycznych band z jako taka legislacją do pełnienia władzy.
@sage_Slav akap to nie jest każde doprowadzone państwo do ruiny gdzie rząd upadł tak nisko i doprowadzil do takiej biedy, że juz dalej nie pociągnie. nazywanie akapem wenezueli albo somalii to kompletne niezrozumienie pojęć albo celowa dezinformacja.

akap masz wtedy jak kazdy moze produkować co chce i sprzedawac komu chce. w Wenezueli nie masz takiej sytuacji
@sage_Slav xd co to za logika? nigdy nie zaistniał więc nie moze zaistnieć hahahaha.

poza tym przyznajesz jak rozumiem, ze caly Twoj powyższy wywód o akapie w Wenezueli jest z dupy
@K_R_S: częsciowo tak. Koleżanka @mihaubiauek: wytkneła mi błąd logistyczny, bo oskarżałem poniekąd akap o poziom zamożności tych ludzi. Ale ot nie zmienia faktu, że bieda biedą, obecnie w miejscach gdzie nikt nie sprawuje władzy sprawe przejeły miejscowe rzezimieszki - i tak samo byłoby w akapie. Ci ludzie stali się poniekąd niewolnikami albo płacą haracz. Więc akap to tylko prymitywna forma państwa. Obecnie płacimy haracz w formie podatków i nikt nie
@sage_Slav akap to żadna prymitywna forma państwa. akap to sytuacja w której nikt nie ma monopolu na narzucanie ci czegokolwiek przymusem (dokładne przeciwieństwo komunizmu, gdzie wszystko co wyprodukujesz swoja praca musisz oddać). moze towarzyszyc decentralizacji nawet najbardziej rozwiniętych krajów (np. poprzez dopuszczenie secesji jednostki) . dlatego zrowynywanie go do 'prymitywnego' państwa jest co najmniej nie na miejscu względem wielu światłych ludzi, którzy koncepcje te opracowali, rozwijali i objaśniali
@K_R_S: komunizm też był opracowywany i rozwijany przez wielu światłych ludzi... AKAP to skrajność tak samo jak komunizm i nie ma szans istnienia w takiej formie w jakiej uważasz. akap (w twoim wyobrażeniu) będzie musiało posiadac wojsko, szpitale, policje, sądy? Od tego wszystkeigo beda odciągane opłaty więc i tak bedziesz musiał płacić podatki. Jak nie bedziesz miał wojska to wpadnie tu banda rusków i grabi wszystko cożes zdołał wyprobdukować a dodatkowo
@sage_Slav: filmik niżej widziałeś? krótkie wprowadzenie D. Friedmanna o tym co piszesz wyżej o wojsku, polisji itd.
A propos, Szwajcarzy nie mają państwowej służby zdrowia i dobrze żyją. Co więcej badna rusków wpada tu tak czy siak i grabi wszystko cożeś i gwałci córkę.
W skrócie: fakt, że coś przestaje być monopolistyczne i scentralizowane nie oznacza że przestanie istnieć.

To nie społeczność istnieje dla państwa - to państwo istnieje dla społeczności...
KRS - @sage_Slav: filmik niżej widziałeś? krótkie wprowadzenie D. Friedmanna o tym co...
@sage_Slav: dokładnie. Były okupowane, co powodowało, ze administracja była zewnętrzna, armia zresztą też więc nie było potrzeby zbierania podatków na armię albo urzędasów. Przepisów związanych z handlem też nie było. Idealny przykład tego, o czym rozmawiamy.
@K_R_S: filmiku nie widzialem obejrzę jak wroce do domu.
Odnosnie szwajcarii to jest to najdrozszy system medyczny na swiecie. Mam tam paru znajomych i mowili jak tam jest. Np przy wypadkach pierwsze co rbia ludzie to krzycza zeby karetki nie wzywac. Akurat podstawowa opieka medyczna powinna funkcjonowac w mojej ocenie. Takich patologii jest tam wiecej i nie jest wcale kolorowo.
Co do stanu dzisiejszej Polski to jest to skutkiem działania obcych
@sage_Slav: szwajcarska służba zdrowia jest droga dlatego, że jest to jeden z najbogatszych krajów świata (daleko przed USA) i wszystko jest tam po prostu względnie najdroższe. Ale tak czy siak jest tuuuuurbo tańsza niż w innych bogatych krajach, gdzie medycyna sterowana jest centralnie. Patrz na obrazek niżej.

Tutaj masz natomiast opinię z Forbesa, dlaczego to właśnie szwajcarska służba zdrowia jest na świecie najlepsza. Dlatego Twoją opinię "Takich patologii jest tam wiecej
Pobierz KRS - @sage_Slav: szwajcarska służba zdrowia jest droga dlatego, że jest to jeden z n...
źródło: comment_r2JrnWbaTIKm3Xc2QwU4FwJUsMYAh54b.jpg