Wpis z mikrobloga

W dzisiejszym odcinku spróbujemy zrobić sobie małe podsumowanie i przybliżyć życie oraz kształt wczesnych wspólnot chrześcijańskich. Ich badanie nastręcza wiele problemów historykom. Jest to spowodowane przede wszystkim brakiem źródeł i wspominanym już faktem, że na tym etapie chrześcijaństwo było czymś bardzo płynnym i niejednorodnym. Problemy te próbuje się obejść studiując współczesne małe wspólnoty. Oczywiście uczeni zdają sobie sprawę z rozlicznych różnic. W końcu przedmioty badań dzieli jakieś 1900 lat. Nikt nie upiera się, że wyniki takich badań można przenieść w stosunku 1:1. Mogą nam one jednak dać jakieś wyobrażenie i wgląd w życie tamtych wspólnot. No i nie bardzo możemy wybrzydzać, bo za wiele asów w rękawie nie mamy.

Freeman odwołuje się do badań Jamesa Aulta, studiującego baptystów w USA. Przeciętna badana przez niego kongregacja liczyła około 100 członków. Umiejętności organizacyjne i społeczne pastora były kluczowe dla przetrwania danej grupy zaraz obok atmosfery panującej wśród jej członków. Był to efekt ostrej rywalizacji między kongregacjami. Wierni lub poszukujący mieli duży wybór- w każdym miasteczku działało co najmniej kilka. Z tego też powodu kościoły opierały się głównie na strukturze, nazwijmy to, rodowej. Jedna rodzina stawała się członkiem kongregacji, po czym wciągała do niej innych członków rodu- kuzynów, wnuków, rodzeństwo etc.

Aulta postawił tezę, że wspólnoty nie służyły tylko wyrażaniu takich czy innych poglądów religijnych, ale także (a może i przede wszystkim) wzmacnianiu więzi rodzinnych i sąsiedzkich między członkami kongregacji. Nawet te wspólnoty które twierdziły, że opierają się na literalnej interpretacji Biblii pomijały lub nie przywiązywały dużej wagi do niepasujących im fragmentów. Cechą wszystkich wspólnot było tworzenie własnych interpretacji chrześcijaństwa i każda wspólnota (mimo, że korzystały z tej samej wersji Biblii), skupiała swoją uwagę na innych tekstach.

Wspólnoty rozpadały się jeśli dochodziły do takiej liczby wyznawców, że niemożliwym było aby liderzy mogli utrzymywać zażyłe kontakty z każdym z członków. Wzrost liczb sprzyjał również pojawianiu się sporów na tle doktryny, które niemal zawsze były odbiciem personalnych konfliktów i niesnasek. Innymi słowy gra między wspólnotą a wierzeniami była wzajemna- wierzenia kształtowały wspólnotę a wspólnota kształtowała wierzenia.

Nietrudno odnieść to do czasów wczesnochrześcijańskich. Skoro baptyści, korzystający z tego samego zestawu tekstów, potrafili wyciągać krańcowo różne wioski, to co musiało się dziać gdy mówimy o wspólnotach które korzystały z różnych tekstów? Skoro wspólnoty rozpadały się co jakiś czas, rozsadzane konfliktami, pojawianiem się nowych kongregacji, liderów etc. to nie trudno skojarzyć ten fakt z panicznym strachem pierwszych chrześcijan przed “fałszywymi nauczycielami”. Dodajmy do tego fakt, że baptyści badani przez Aulta to przedstawiciele jednej kultury, posługujący się tym samym językiem. Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie- dokładnie na odwrót.

Że były to problemy palące potwierdza tak zwane Didache („Nauczanie Pana do narodów przekazane przez przez 12 Apostołów)”. Dzieło to powstało około 100 roku i było jedną z najwcześniejszych (zachowanych do naszych czasów) prób zdefiniowania wierzeń i sposobów postępowania akceptowalnych w ramach wspólnoty. Problem polega na tym, że inne wspólnoty również podejmowały tego typu próby, tylko, że niekoniecznie dochodziły do takich samych wniosków. To tylko potęgowało zamęt.

Widać jednak pewne cechy wspólne, może nie dla wszystkich, ale dla znacznej części wspólnot. Przez większą cześć I wieku chrześcijaństwo było apokaliptyczną sektą, oczekującą na wypełnienie się zmian zapowiadanych przez Jezusa i podpieranych później nauczaniem liderów. Paruzja nie była czymś co leżało w odległej przyszłości, ale czymś co znajdowała się zaraz za horyzontem i nadchodziło wielkimi krokami. Życie wspólnot było zatem zaprogramowane pod Wielką Zmianę. Wszystko inne nie było istotne, bo zaraz i tak koniec, a słuchanie Jezusa i jego uczniów miało zapewnić znalezienie się w gronie uprzywilejowanych.

Zapowiadany koniec jednak nie nadchodził a z biegiem czasu wspólnoty przestały go
wyglądać. Trzeba było zatem zreformować ich życie, tak aby ich istnienie miało sens w świecie który miał jeszcze przed sobą jakąś przyszłość. Jezus przestał być postrzegany jako zwiastun rychłej Wielkiej
Zmiany. Kim zatem był i po co zrobił to co zrobił? Tutaj górę zaczęło brać podejście Świętego Pawła. Nie wiemy tylko czy liderzy wspólnot o których mowa inspirowali się nim świadomie, czy kimś innym kto doszedł
do podobnych wniosków czy też może sami dokonali tej reinterpretacji.

Jezus stał się Chrystusem, mesjaszem, którego misja była wprawdzie inna niż ta przewidywana przez tradycyjny judaizm, ale nadal była misją zakończoną triumfem i sukcesem. Triumf polegał na odkupieniu
grzechów, przezwyciężeniu śmierci i otworzeniu ludziom drogi do zbawienia. Kogo obchodzi zwycięstwo nad Rzymianami i odbudowa państwa Izrael skoro można dostąpić wiecznego życia? W tej interpretacji triumf Jezusa nie był zwycięstwem w skali ziemskiej, tylko kosmicznej, wywracał do góry nogami planszę na której do tej pory toczyła się gra.

Koniec świata nadejdzie w swoim czasie, ale zanim do niego dojdzie wiele pokoleń będzie żyć i umierać. Nie trzeba jednak czekać na Dni Ostateczne, bo ofiara Chrystusa sprawia, że nagroda stała się dostępna dla każdego. Trzeba tylko przeżyć swoje życie postępując w określony sposób i unikając popełniania czegoś co Żydzi, a za nimi chrześcijanie, nazywali grzechem.

Ta reinterpretacja miała swoje konsekwencje- bo żeby miała sens, należało uznać, że ludzi są grzeszni- inaczej bowiem czego odkupieniem była męczeńska śmierć Jezusa? Wiem, że nie brzmi to szczególnie rewolucyjnie, ale dla pogańskich kultur Rzymu i okolic, nie było to wcale tak oczywiste. Ich religia była bardziej skupiona na czynnościach kultowych i podtrzymywaniu Pax Deorum, stanu w którym bogowie byli przychylni ludziom. Oczywiście ludy te wierzyły, że pewne zachowania są mile widziane a inne nie, ale nie posiadały tak prostej i jasno sformułowanej wykładni jak Żydzi czy później chrześcijanie.

Wyniesienie Chrystusa do roli zbawcy świata i ludzkości rozwiązywało problem braku apokalipsy i wynosiło wspólnoty chrześcijańskie na inny poziom- z żyjących w oczekiwaniu na ostateczny koniec na pogodzonych z koniecznością radzenia sobie z wyzwaniami życia. Ba! Dawało koncepty jak sobie z tymi wyzwaniami radzić. Podejście to jednak rodziło kolejne problemy. Kim zatem jest zbawiający świat Chrystus? I to było nowe zarzewie konfliktów i podziałów.

Skoro Jezus nie był Jedynym Bogiem, to jak wyglądała jego z nim relacja? Był mu równy, podporządkowany czy może wręcz ważniejszy od niego? Podejście do tej kwestii było bardzo różne. Możemy jednak wyróżnić kilka głównych poglądów. Wielu widziało Jezusa jako człowieka, ale posiadającego specjalną relację z Bogiem, na zasadzie jakiegoś superproroka. Inny popularny pogląd mówił, że Jezus był odrębnym bytem, istniejącym na długo przed stworzeniem świata i został posłany jako logos, żeby zmienić świat podług woli Boga.

Niektórzy, jak miejscami autor Jana, posuwali się nawet do twierdzenia, że Jezus jest równy Bogu. Początkowo idea ta wywoływała sprzeciw, szczególnie wśród chrześcijan o żydowskim rodowodzie. To ona
jednak ostatecznie zatriumfowała i stała się częścią dogmatu o Trójcy, przyjętego w IV wieku. Do tego czas dominującym wśród chrześcijan poglądem był tzw. subordynazcjonizm. Występował on w różnych wersjach
i niektóre uznawały boski status Jezusa, ale zawsze stawiały go niżej w stosunku do Ojca. Co ciekawe, do IV wieku, był to pogląd przeważający także w kręgach proto- ortodoksyjnych.

Religijne życie wspólnot chrześcijańskich było skupione na Jezusie, aczkolwiek interpretacje jego roli i natury potrafiły być bardzo różne. Chrześcijanie ogólnie nie mieli łatwo. Oprócz podziałów wewnętrznych mieli także problemy zewnętrzne. Z jednej strony spotykali się z niechęcią ze strony Żydów, zwłaszcza tych o bardziej tradycjonalistycznym podejściu. Wiemy również o prześladowaniach ze strony państwa rzymskiego.

I tak Tacyt donosi o działaniach Nerona z 64 roku i opisuje chrześcijan skazywanych na ukrzyżowanie, zamienianych w żywe pochodnie i wydawanych na żer dzikim zwierzętom. Niektórzy historycy twierdzą jednak, że Neron nie prześladował chrześcijan celowo. Jego zamysłem było po prostu zrzucenie winy za pożar miasta na „obcych”, w tym Żydów, a chrześcijanie oberwali niejako „odłamkiem”, bo Rzymianie brali ich za jakąś judaistyczną sektę. Brak bowiem przekonywujących dowodów na to, że Rzymianie w siódmej dekadzie I wieku odróżniali Żydów od chrześcijan.

Mamy również doniesienia o prześladowaniach za czasów Domicjana w latach 90. I wieku, ale materiał źródłowy jest bardzo szczupły, a na jego podstawie wydaje się, że nie była to wielka, zakrojona na szeroką skalę akcja. Raczej uboczny skutek reform religijnych cesarza, który starał się w ten sposób nieco „odkurzyć” tradycyjną rzymską religię. Źródła chrześcijańskie wskazują raczej, że najważniejszym zmartwieniem wspólnot z tego okresu byli „fałszywi nauczyciele” i niekończące się spory, owocujące rozłamami.

Didache jest dobrym przykładem na to jak wspólnoty próbowały definiować się i wprowadzać rozróżnienia na to co dozwolone i zakazane. Autor, ukazujący się jako uczeń apostołów, mocno opiera się na tradycji żydowskiej tyle, że nieco zmodyfikowanej. Na przykład pisze o konieczności zachowania postów, ale przy innych okazjach niż Żydzi. Większość nakazanych modlitw jest oparta na żydowskich, aczkolwiek prominentne miejsce zajmuje Ojcze Nasz. Podobieństw i zapożyczeń jest tak wiele, że niektórzy badacze twierdzą, że było to dzieło żydowskie, przepisane tak aby uwzględnić potrzeby chrześcijańskiej wspólnoty autora.

I tak aby stać się członkiem wspólnoty konieczny jest chrzest. Ochrzczony ma prawo brać udział w eucharystiach, które są centralną częścią życia społeczności. Aby pozostać jej członkiem należy przestrzegać określonego kodu moralnego. Większość tego kodu, sądząc po liście grzechów, jest wywiedziona z zasad żydowskich. Dzieło podkreśla również, że członkowie wspólnoty powinni szanować jej duchowych przewodników, „kapłanów”. Wspólnoty z czasów napisania Didache jawią się jako o wiele bardziej stabilne i niejako „ustatkowane”, pogodzone ze światem zewnętrznym.

Wiemy już, że oczekiwanie na rychłą apokalipsę wypaliło się. Oczywiście nie znaczy to, że w każdej wspólnocie i w takim samym stopniu, sekty apokaliptyczne istniały nadal i część z nich miała się dobrze. Nowym fundamentem zreformowanych ruchów chrześcijańskich było życie wspólnotowe. Stąd nacisk na miłość bliźniego, zwłaszcza w obrębie wspólnoty i stąd powstanie hierarchii i wysoka pozycja liderów religijnych.

Żeby wspólnota mogła prawidłowo funkcjonować, jej podstawowa komórka, rodzina, musiała być na piedestale. Stąd właśnie nawoływania w listach i innych dziełach z przełomu wieków do niekwestionowania tradycyjnych hierarchii. Żony powinny być posłuszne mężom, dzieci rodzicom, niewolnicy swoim właścicielom. Odpowiedzią na konflikty mogące się pojawić w ramach istniejących hierarchii miały być miłość i szacunek do jakich zobowiązani byli wszyscy członkowie wspólnoty, niezależnie od statusu.

Z tego też powodu szczególny nacisk kładziono na eucharystię. Była ona rytuałem zespalającym rodziny i jednostki we wspólnotę. Był to nie tylko wspólny posiłek, ale także okazja do wspólnego czytania Biblii (wtedy jeszcze tylko Stary Testament), ewangelii, listów apostolskich i innych tekstów uważanych za autorytatywne. Eucharystia nie tylko ugruntowywała wspólnotę, ale jednoczyła ją wokół idei religijnych. Z tego powodu szybko stała się centralnym rytuałem chrześcijaństwa. Branie w niej udziału było wskazane jeśli delikwent chciał umożliwić swojej nieśmiertelnej duszy dostąpienie zbawienia.

Kolejnym dokumentem którzy rzuca nieco światła na życie wspólnot chrześcijańskich z przełomu wieków jest I List Klemensa. Jest datowany na 96 rok i jest dowodem na to, że wspólnoty końca I wieku nie tylko zaczęły się hierarchizować, ale także instytucjonalizować. List jest znany przede wszystkim jako źródło podań o męczeńskiej śmierci Piotra i Pawła w stolicy Cesarstwa. Tradycja katolicka uważa Klemensa za jednego z papieży, ale wiele wskazuje na to, że był on tylko jednym z kilku liderów wspólnot chrześcijańskich zamieszkujących Rzym.

Według współczesnych badań wspólnoty te zachowywały swoją odrębność. Do ich wydzielenia się z judaizmu skupionego wokół synagogi doszło w okolicach 50 roku. Nie znamy szczegółów, ale wydaje się, że to właśnie wtedy miejscowi Żydzi zakazali judeochrześcijanom modlić się w swoich obejściach. Od tamtego momentu większość konwertytów pochodziła z rodzin pogańskich, ale styczność z judeochrześcijanami sprawiała, że orientowali się oni w wierzeniach żydowskich.

W czasach Klemensa wspólnoty rzymskie były mocno zróżnicowane, a część ich członków rekrutowała się z wyższych warstw społecznych. Jakże różna sytuacja od tej z połowy I wieku, kiedy to część chrześcijan sprzedawała się w niewolę, aby za uzyskane w ten sposób pieniądze wesprzeć bardziej potrzebujących współwyznawców. No dobra, ale gdzie ten instytucjonalizm zapytacie? Oczywiście w czasach Klemensa nie było czegoś takiego jak Stolica Apostolska ani papiestwo, ale głównym celem listu było przywołanie do porządku chrześcijan z Koryntu.

W Koryncie, jak wiemy z listu, powstała frakcja która sprzeciwiała się porządkom zaprowadzanym przez prezbiterów (z greckiego presbyteros- starszy). Klemens przedstawia się w liście jako osoba uprawniona do przywołania wspólnoty korynckiej do porządku. Na jakiej podstawie?
Ano, list zaświadcza, że już w tych czasach pojawiły się zaczątki idei zwanej sukcesją apostolską. Sukcesja apostolska zasadzała się na przekonaniu, że niektórzy liderzy pochodzą z linii zapoczątkowanej przez apostołów, a zatem ich autorytet i prawa do rozstrzygania sporów są większe niż w przypadku ich „zwykłych” odpowiedników. Oraz, że ci „zwykli”, jeśli faktycznie mają być tym za kogo się podają, muszą być wyświęceni przez kogoś kto od wywodzi się od apostołów.

List jest interpretowany jako wymowne świadectwo rodzącej się hierarchii i zaczątków kościoła jako instytucji. Wydaje się, że bardzo egalitarny duch pierwszych wspólnot, był powoli zastępowany tradycyjnym dla judaizmu podziałem na zwykłych wiernych, kler i elitę kapłańską. Po 100 roku, na szeroką skalę pojawiają się wzmianki o biskupach jako zwierzchnikach prezbiterów i diakonów. Świadectwem tego są na przykład listy Ignacego Antiocheńskiego. Przedstawiają one biskupa jako ważną osobistość dla członków wspólnot z którymi jest związany.

U Ignacego widać także próby podejmowane przez biskupów w celu zwiększenia kontroli nad wspólnotami. Wspomina o swoich staraniach zmierzających do ewidencjonowania i sprawdzania kandydatów do chrztu, osób uprawnionych do organizowania uczt eucharystycznych, wiernych chcących wziąć ślub etc. Czy można sobie wyobrazić lepszą ochronę biskupiej owczarni przed „fałszywymi nauczycielami”? Wyłania się z tego obraz biskupa jako strażnika właściwych nauk i zasad postępowania. I ten obraz promował Ignacy nie tylko u siebie, ale także w czasie swojego pobytu w Italii, zakończonego męczeńską śmiercią.

No dobrze, ale cały czas mówimy o wspólnotach, biskupach, zmianach, stabilizacji, ale ciągle nie poruszyliśmy najważniejszego tematu- kim byli członkowie tychże grup? Pytanie dobre, ale bardzo trudne, zwłaszcza, że chrześcijaństwo działało na bardzo rozległym terytorium i to, że w jednym miejscu przyciągało wiernych o określonym profilu, nie znaczy, że była to ogólna prawidłowość. Wiemy, że członkowie wspólnot pochodzili z bardzo zróżnicowanych środowisk. W początkowej fazie rekrutowali się oczywiście głównie spośród Żydów. Tradycje i pisma żydowskie grały zresztą dużą rolę w życiu religijnym wielu wspólnot, nawet mimo późniejszych konfliktów ze „starszymi braćmi w wierze”.

Jeśli chodzi o konwertytów z pogaństwa, to przynajmniej na początku, większość z nich wywodziła się z tak zwanych „bogobojnych”. Bogobojni to zbiorcza nazwa ludzi którzy byli sympatykami judaizmu, ale albo nie chcieli przyjąć tej religii albo nie mogli tego zrobić- wśród Żydów popularny był wówczas pogląd, że Żydem nie można stać się przez konwersję, a przynależność do Narodu Wybranego jest dziedziczna. Dopiero później, z biegiem czasu, chrześcijaństwo zaczęło szerzyć się na coraz większą skalę wśród pogan, którzy nie mieli zbyt wiele wspólnego z judaizmem.

Pozyskiwanie konwertytów z pogańskich społeczności było o tyle prostsze, że językiem wspólnot żyjących poza Judeą była greka (w samej Judei również nie brakowało greckojęzycznych kongregacji). Wyjaśnia to również fakt dlaczego chrześcijaństwo szerzyło się głównie na wschodzie Cesarstwa. Chrześcijaństwo z biegiem czasu zaczęło posługiwać się także językiem kultury greckiej- wspominaliśmy już reinterpretację roli Jezusa jako logosu. Dodajmy do tego narodziny z dziewicy, zmartwychwstanie czy deifikację, a obraz rozjaśni nam się jeszcze bardziej.

Jeśli chodzi o podziały klasowe to do wspólnot chrześcijańskich należeli przedstawiciele wszystkich grup społecznych, za wyjątkiem ścisłej elity. Obiegowa opinia mówił o tym, że wcześni chrześcijanie rekrutowali się z niewykształconej biedoty i niewolników. Mit o biedocie wziął się najprawdopodobniej z uwagi jaką zwracali pisarze wczesnochrześcijańscy na pokusy związane z bogactwem. Skoro byli nieufni wobec bogactwa, to znaczy, że wywodzili się z biedoty, prawda? Tyle, że źródła mówią co innego. I to bardzo wczesne źródła.

Już w okresie działalności Pawła mamy wzmianki o wpływowych osobistościach przyjmujących jego nauki-choćby o Sergiuszu Pawle, rzymskim zarządcy Cypru. Ponadto w listach apostoła występują takie osoby jak Lydia, zajmująca się barwieniem kosztownych tkanin czy miejski skarbnik Koryntu, Erastus. Patron autora Ewangelii Łukasza, Teofil, również wydaje się być osobą o wysokim statusie. Do tego dochodzi dużo wzmianek o kupcach i rzemieślnikach (ówczesna „klasa średnia”) z innych dzieł. Nie znaczy to oczywiście, że stanowili oni większość wspólnot- raczej, że były one przekrojem całego społeczeństwa.

Jeśli chodzi o pozycję kobiet to jest to bardziej złożona kwestia. Wszystko wskazuje na to, że historyczny Jezus nie miał problemu z obracaniem się wśród pań. Nawet wśród takich, których reputacja nie była najlepsza. Był wprawdzie zatwardziałym przeciwnikiem rozwodów, ale nic nie wskazuje na to, że potępiał kwestie związane z cielesnością. Jest to późniejsza tendencja i uwidacznia się wśród niektórych liderów. Jej sztandarowym przykładem był Paweł. Pisał on wprawdzie, że w obliczu Chrystusa podział na płcie nie ma większego znaczenia, ale…. Ale w sumie to cielesność jest w jakiś sposób nieczysta i nie do końca miła Bogu. A co ciągnie do rozpusty? Kobiece wdzięki.

Niektórzy doprowadzali ten pogląd do takiej skrajności, że uważali, iż celibat, a nie małżeństwo, powinno być docelowym stanem każdego człowieka. Z jakiegoś powodu część liderów chrześcijańskich zaczęła przypisywać wyższy status ludziom powstrzymującym się od seksu. Pojawiły się nawet ruchy dziewic konsekrowanych (co ciekawe instytucja taka istnieje w KRK do dzisiaj).
Jest to o tyle dziwne, że stoi jawnej sprzeczności z tradycją żydowską z której chrześcijaństwo przecież wyrosło. Dla Żyda nie było nic ważniejszego niż założenie rodziny i spłodzenie potomstwa. Oczywiście powyższe nie znaczy, że chrześcijanie całkowicie odrzucili seks i prokreacje- ale wiele wspólnot zaczęło wynosić czystość i/lub daleko posuniętą wstrzemięźliwość seksualną na piedestał. Część nauk tego nurtu została później zaaprobowana przez rodzącą się ortodoksję.

Kolejną kwestią jest obraz Boga. Z jednej bowiem strony Bóg jest przedstawiany jako miłosierny ojci
niedoszly_andrzej - W dzisiejszym odcinku spróbujemy zrobić sobie małe podsumowanie i...

źródło: comment_pTbCnWd42teWNqM7FEpaEbbbioszAriN.jpg

Pobierz
  • 19
@Walther00: jestem, będzie takie coś jak ruszę ze stroną a mam w planach zrobić to w grudniu. Głównie korzystam z A New History of Early Christianity, Lost Christianites, Christianizing the Roman Empire, ale z czasem lista lektur się rozszerzy, na pewno przy sporach chrystologicznych będzie Jesus Wars, przy misjach wschodnich Church of the East, w Europie Christianization and the Rise of Christian Monarchy, w Afryce Vandals, Romans and Berbers etc.
Jeśli chodzi o pozycję kobiet to jest to bardziej złożona kwestia. Wszystko wskazuje na to, że historyczny Jezus nie miał problemu z obracaniem się wśród pań. Nawet wśród takich, których reputacja nie była najlepsza. Był wprawdzie zatwardziałym przeciwnikiem rozwodów, ale nic nie wskazuje na to, że potępiał kwestie związane z cielesnością.


@niedoszly_andrzej: Czekaj, mówisz że Jezus nie twierdził że jedynym akceptowalnym aktem seksualnym jest współżycie męża i żony?
@TulipanowyPostumentMelodii: nie, mówię, że nic nie wskazuje na to, że Jezus miał jakieś problemy z cielesnością i nawoływał do daleko posunietej wstrzemięźliwości seksualnej.

W przeciwieństwie do wielu późniejszych liderów chrześcijańskich dla których (w skrajnej wersji) nawet małżeństwa powinny stronic od seksu a ludzie generalnie powinni dążyć do życia w celibacie. Mysle, że z kontekstu akapitu jasno to wynika, a nie, że Jezus był rewolucjonista obyczajowym ;).
@niedoszly_andrzej: Aha, w ten sposób. Zapytałem bo po prostu nie do końca byłem pewien w jakim kontekście napisałeś te akapity. Co do tego gloryfikowania czystości i wstrzemięźliwości seksualnej to na pewno duży wpływ miała na to rozwiązłość ludów pogańskich i próba odgraniczenie się od nich grubą kreską. Prostytucja sakralna pogan vs. czystość chrześcijan i życie w nowym duchu.

Co do tego ruchu twierdzącego, że celibat jest lepszy/ważniejszy niż małżeństwo, to wydaje
Co do tego ruchu twierdzącego, że celibat jest lepszy/ważniejszy niż małżeństwo, to wydaje mi się że to musiały być raczej tylko nieliczne, czy skrajne przypadki.


@TulipanowyPostumentMelodii: zależy od okresu, we wczesnym chrześcijaństwie, kiedy nadzieję na Apokalipsę były duże, celibat był mocno propagowany (w końcu co za zwyrol sprowadza na świat potomstwo skoro ten świat się zaraz skończy).

Później bywało różnie, ale na dobre przesądziło dopiero przyjęcie chrześcijaństwa jako oficjalnej religii cesarstwa-