Wpis z mikrobloga

Jeżeli ktoś chce za jednym zamachem, to znaczy w przeciągu jakichś dwóch tygodni i poruszając się w obrębie jednego tylko kraju, spenetrować amazońskie „zielone piekło”, połazić po wysokich górach, posiedzieć pod palmami na bezkresnych plażach Pacyfiku, a na koniec urządzić sobie wyprawę po jednym z najciekawszych archipelagów naszej planety – taki ktoś powinien lecieć właśnie do Ekwadoru. Cejrowski wie, co dobre.

W Ekwadorze poza zmysłami nasycimy również duszę, gdyż każda z wymienionych krain odznacza się specyficzną kulturą, muzyką, zwyczajami i kuchnią. Ba, ludność poszczególnych prowincji różni się także od siebie w sensie socjopsychologicznym, bo przecież inaczej postrzega świat indiański rolnik karczujący w pocie czoła las równikowy, inaczej zamożny Metys z grodzonego osiedla w andyjskiej stolicy, inaczej latynoski mieszkaniec wielkiego portowego miasta, a jeszcze inaczej „kolonista” żyjący na zapomnianej przez Boga, ale nie ewolucję, wysepce w archipelagu Galápagos.

Słyszałem co prawda, że maleńka Gruzja również szczyci się sporym topograficznym i kulturowym zróżnicowaniem, ale pod względem biologicznej różnorodności z Ekwadorem z pewnością przegrywa. Pod względem pogodowym, jak mniemam, też.

Gdy leciałem do Quito, zdawałem sobie oczywiście sprawę z wysokogórskiego położenia stolicy – pamiętałem zresztą dyrektora Marczaka, który w ostatnim tomie przygód Pana Samochodzika mdlał w Bogocie z powodu braku tlenu – lecz w mojej wyobraźni owe 2850 metrów wysokości n.p.m. przegrywało z inną liczbą, 00°14′S. „Toż to równik”, myślałem, „tam z definicji musi być gorąco”. Nie było.

W andyjskich miastach Quito oraz Cuenca [kłęka] panuje wręcz rajska pogoda: 23-25 stopni Celsjusza, stałe lekkie zachmurzenie. Od czasu do czasu przygrzeje słońce i wtedy rzeczywiście czuć na karku, że jesteśmy blisko nieboskłonu i nieopodal równika, ale słońce po najwyżej kilkudziesięciu minutach chowa się łaskawie za jakimś cumulusem. I tak przez 365 dni w roku, tyle tylko, że od października do maja więcej w górach pada.

(Oczywiście, w dżungli i na wybrzeżu sytuacja pogodowa przedstawia się zgoła inaczej. Tam długie spodnie i koszula z długim rękawem przydają się znacznie rzadziej.)

Poczucie geograficznej stabilności wzmaga dzień trwający zawsze tyle samo co noc. Przed szóstą rano jest jeszcze zupełnie ciemno, godzinę później świeci już słońce. Około szóstej po południu słońce spada pionowo za horyzont i o wpół do siódmej mamy noc pełną gębą z gwiazdami zupełnie innymi niż na polskim niebie. Viva el klimat podrównikowy wysokogórski!

Zerknijcie tylko na poniższe zdjęcie. Prosimy nie regulować monitorów. Kombinacja intensywnego błękitu z soczysta zielenią nie jest wynikiem podkręcenia kolorów w programie graficznym. Na równiku na wysokości 3000 metrów nad poziomem morza niebo i trawa naprawdę mają takie właśnie barwy.

#ekwador
cdn.
Pobierz eagleworm - Jeżeli ktoś chce za jednym zamachem, to znaczy w przeciągu jakichś dwóch ...
źródło: comment_dnjXVekRCH5Vjrg37ATZ4CwbG3KwMQ0d.jpg