Wpis z mikrobloga

Kurde Mirki, jaką akcję miałem.

Wczoraj zasnąłem dosyć wcześnie, bo zmęczony byłem jak ksiądz po kolędzie i to był błąd, bo w środku nocy przebudziłem się nagle i niespodziewanie. Pomimo prób odpłynięcia w krainę marzeń sennych moje starania okazały się daremne, a rzeczywistość trzymała się mnie jak opryszczka #!$%@?. W końcu znudzony staraniami wstałem, aby napić się chłodnej odświeżającej wody i pijąc tak ten pyszny napój stanąłem przy oknie z widokiem na sąsiedni blok. Cyferblat zegara wskazywał 3:27, więc wszystkie światła w bloku naprzeciwko były zgaszone, oprócz jednego. Środkowa klatka, drugie piętro, mieszkanie po lewej. Nie musiałem nawet liczyć. Wiedziałem, ponieważ mieszkał tam mój stary kumpel z dzieciństwa. Ostatnio rzadko się widywaliśmy zajęci swoimi rodzinami, pracą, całym tym dorosłym szajsem, który ni stąd ni zowąd wyrósł nam jak kurzajka na stopie bywalca łaźni miejskiej dla Cyganów.

No i stoję, i patrzę w to okno i w pewnym momencie dostrzegam kartę naklejoną właśnie na nim, i z ciekawości biegnę po lornetkę, robię zoom x10, i odczytuję z pewnymi problemami ale z całą pewnością. „POMÓŻ MI”. O #!$%@?, momentalnie oblewa mnie zimny pot. Cały się trzęsę z nerwów, ale zakładam na siebie spodnie dresowe i biegnę po schodach jak szalony, przecinam podwórko, to pole minowe z psich gówien ułożonych pewnie w jakiś tajemny psi szyfr i wbiegam na drugie piętro środkowej klatki i wchodzę do mieszkania po lewej odważniej niż babcie do tramwaju numer 10 na Biskupinie.

O dziwo w mieszkaniu panuje kompletna cisza, cisza jakiej nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Słyszę własne serce, bije jak oszalałe, jakby chciało mnie ostrzec i zatrzymać w pół kroku. Gdy zbliżam się do drzwi owego pokoju jestem już #!$%@?ą sumą wszystkich lęków, ale naciskam na klamkę i... okazuje się, że pokój jest pusty. Rozglądam się dookoła, ale wszystko wydaje się być na swoim miejscu, tylko ani Andrzeja, ani jego rodziny nie ma. Mieszkanie jest puste jak lista grzechów papieża.

Wtedy przypadkiem zerkam na swoje okno przez okno Andrzeja i widzę zapalone światło i kartkę. Kartkę naklejoną na szybę. #!$%@? to się nie dzieje, szybko więc przykładam do oczu lornetkę, której zapomniałem zdjąć z szyi w pośpiechu i odczytuję napis na kartce, który mówi „PRZEPRASZAM PRZYJACIELU, WYBACZ, ONI KAZALI MI TO ZROBIĆ”.

Czuję, że ziemia się pode mną zapada, ale ja jak w transie, wybiegam z mieszkania kolegi, ponownie przecinam podwórko, wbiegam do swojego mieszkania i nagle czuję, że mdleję. Czy to ze strachu, czy z emocji? Nie wiem. Nie wiem też ile to moje omdlenie trwało, ale gdy odzyskuję świadomość to okazuje się, że jak gdyby nigdy nic leżę w łóżku obok mojej żony. Wstaję więc wyczerpany i idę po szklankę wody.

Czy sen może być tak realistyczny?

Nie miałem nawet sił, żeby o tym myśleć. Chciałem jedynie się napić i pijąc tak ten pyszny napój stanąłem przy oknie z widokiem na sąsiedni blok. Cyferblat zegara wskazywał 3:27, więc wszystkie światła w bloku naprzeciwko były zgaszone, oprócz jednego. Środkowa klatka, drugie piętro, mieszkanie po lewej.

#coolstory #pasta #creepystory #feels #wroclaw
  • 18