Wpis z mikrobloga

Mirki, dzisiaj mija tydzień odkąd podjąłem decyzję, że zrywam z MJ i tej decyzji się trzymam i w tym trwam. Nie potrzebuję plusów na pocieszenie itp.
Może kogoś to zainteresuje, może komuś to też otworzy oczy. W każdym razie liczę na dobre rady i słowo.

To strasznie dziwne uczucie uświadomić sobie, że pewna używka, mimo młodego wieku bo 29 level here, jest z Tobą przez połowę żywota. Aż mnie to wzdryga jak o tym myślę.

Lęk przed deklaracjami/postanowieniami powodował, że zawsze na takie zdarzenie mówiłem „przerwa” i gdzieś wyobrażałem sobie, że po 2 tygodniach albo miesiącu ją zakończę i postaram się nie wracać do starego nawyku czyli codziennego palenia i uda się to wszystko ograniczyć. Teraz chyba dojrzałem do tego żeby stwierdzić, że mam z tym ogromny problem a takie podejście może u niektórych działa ale jestem przekonany, że nic by to nie zmieniło co najwyżej po prostu nie paliłbym przez wyznaczony czas. Pora spojrzeć na tę sprawę jak najbardziej poważnie i potraktować to jak inne nałogi typu alkoholizm, narkomania i inne uzależnienia – czyli bez taryfy ulgowej. Alkoholikiem jest się przez całe życie i teraz wiem, że tak samo jak ten jeden kielonek jest w stanie nawrócić całą chorobę tak wiem, że jak za pół roku zapalę jointa to jest ryzyko, że w niedługim czasie znowu będę notorycznie palić. Jestem dobrze zmotywowany i nastawiony żeby tego w życiu więcej nie spróbować bo już chyba odkryłem swoją słabość. Nigdy sobie tego nie wyobrażałem a teraz czuję, że jestem na to gotowy.

Najgorsze w tej używce jest to, że w żaden sposób nie wykluczała mnie ze społeczeństwa, nie wiązała rąk, nie przeszkadzała mi w pracy, regularnych treningach i w wielu czynnościach. Ciężko dostrzec w ten sposób powagę sytuację kiedy nie drżą Ci ręce, nie masz problemów z dogadywaniem się z ludźmi, nie zawalasz pracy, nie masz takich problemów jak w przypadku alkoholu i innych narkotyków. Najlepiej jest ją porównać do leków przeciwbólowych. Niby nie widać tego na zewnątrz, nie wpływa to znacząco na funkcjonowanie a jednak gasi emocje, działa na system nerwowy i niby nic a jednak nie można się z tym rozstać.

Moja decyzja zbiegła się w czasie niestety z dziewczyną dla której palenie wiąże się z traumą po poprzednim związku i reaguje na to jak diabeł na wodę święconą. I mimo, że zgadzamy się w tej kwestii to niestety czas a właściwie świeżość tej sprawy niepozwala jej na to, żeby kontynuować naszą relacje. Chyba się najzwyczajniej nie wyrobiłem ze zmianą po swojej stronie vs jej zaufanie. Ona się tego po prostu boi i ja ją rozumiem. Szczerze to strasznie boli bo wiem, że straciłem coś na czym mi zaczęło bardzo zależeć po krótkim czasie. To taka przestroga dla Was, że możecie spotkać kogoś komu kategorycznie się nie podoba uzależnienie od MJ i traktuje to na równi z alkoholem, heroiną itp. – bo w sumie czemu to traktować jako coś bardziej błahego. Bardzo bolesna nauczka no ale nauka nie pójdzie w las.

Przyznam, że powyższa sytuacja lekko mówiąc nie pomaga ale jest swego rodzaju motywacją, to doskonały motor do zmian i żałuję, że nie zdążyłem podjąć jakiś kroków odpowiednio wcześniej tak aby może rezultat tej znajomości był inny. Cała sytuacja sprawia, że mimo, że jest ciężej niż kiedykolwiek bo jakby nie patrzeć moją głowę zajmują dwa problemy to jestem zły i wściekły na MJ jak nigdy. Pluję sobie w brodę, że coś się przez to #!$%@?ło. Kiedyś starałbym się łagodzić swoje stanowisko, że to nie takie złe jak nie jest nadużywane, że wystarczy, że to ograniczę w jakimś stopniu i wszystko będzie git. Teraz to #!$%@?ę i nie chce mieć z tym już nigdy nic wspólnego.

Przez tydzień w mojej głowie sporo się poukładało i musiało zajść wiele zmian w świadomości. Z dnia na dzień miałem inne wnioski, co raz bardziej zdecydowane stanowisko na względem siebie i do tej pory takie zjawisko nie występowała w ramach „przerwy” więc jestem dobrej myśli. Opowiedziałem o tej sytuacji nawet mamie z którą nigdy na te tematy nie rozmawiałem. Wiedziała, że palę ale nie wiedziała jak często i trochę się tego tylko domyślała i jedyne co mówiła to żebym nie przesadzał. Nigdy nie czułem się tak wolny i oczyszczony. W jednej chwili okazuje się, że nie mam przed nią żadnej tajemnicy. Bardzo dobrze się otworzyć i nie mieć nic do ukrycia.

Wiem, że zacząłem własną terapię. Zastanawiałem się czy iść do jakiejś poradni ale chciałbym ten problem rozwiązać samodzielnie, nie chce się zdawać na pomoc innych bo może mnie to tylko zmiękczyć, zresztą nie czułbym się komfortowo w takiej grupie. Słowo odwyk i pójście na niego powoduje u mnie straszny wstyd i lęk. Może tak jest ciężej ale chce osiągnąć to sam. Wiem, że dzięki szczerości mam wsparcie u innych ludzi w razie potrzeby im się wygadam.

Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca to dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że przyda się Wam moje doświadczenie. Mam przy okazji pytanie, czy macie jakieś porady? Czy możecie polecić coś, jakieś suplementy które pomagają w zasypianiu i jakości snu – przyznam, że to jest najgorsze. Nigdy nie należałem do tych którym się łatwo zasypia a MJ eliminowała ten problem. Teraz zarówno ciężko mi zasnąć jak i sen jest lekki i niespokojny. Wszelkie leki nasenne odpadają bo podziękuję za uciekanie z deszczu pod rynnę. Jakieś konkretne witaminy? Jakieś zioła? (sic!). Coś co poprawia nastrój w tym smutnym jak #!$%@? jesiennym świecie?

#marihuana #detoks dodaje #psychologia bo chciałbym żeby ktoś rzucił dobrą radą.
reksiuwielki - Mirki, dzisiaj mija tydzień odkąd podjąłem decyzję, że zrywam z MJ i t...
  • 6
  • Odpowiedz
@Soulmyr: a co pomiędzy? masz ochotę zapalić i czekasz aż minie właściwy czas i będziesz mógł znowu zapalić czy tak wynika ze statystyk i cię nie ciągnie?

Ja uważam już w tym momencie, że to jest za często. Jeśli ciężko sobie to wyobrazić poszukaj analogii. Czy picie raz na 2-3 jest ok? moim zdaniem nie. Do niczego nie przekonuje bo do właściwych wniosków trzeba dojść samemu.

Najbardziej mnie przekonała analogia, że
  • Odpowiedz