Wpis z mikrobloga

@maggiesstory: #feels #truestory #originalcontent #pasta #depresja
Mówią, że każdy przełomowy moment powstaje w bólu - a więc jak przełomowy jest ten ostatni czas...
Dla kogoś takiego jak ja, komu ciężko jest pogodzić się z przemijaniem i kto zwraca uwagę na wszelką symbolikę - jakże wymowne jest to, że dokładnie dwa lata temu jechałam do Warszawy na wesele ukochanej cioci, a dwa lata później - czyli jutro, przebędę dokładnie tę samą drogę zmierzając na jej pogrzeb.
Paląc papierosa na ganku schowanym między kolumnami podtrzymującymi daszek nad domem cioci, nie można nie mieć wrażenia, że historia zatacza koło. Pod koniec września 2015 stałam na tym samym ganku, w głowie miałam tylko wyjazd do Stanów, który nie doszedł do skutku. Pierwszy w życiu poważny związek był wtedy tuż, tuż za rogiem. Pierwsza miłość. Wyrwałam się wtedy na chwilę z domowego gwaru weselnych gości, śpiewających między jednym ciastem a drugą pieczenią. Dziś, stojąc w tym samym miejscu uciekłam z tego samego pokoju co wtedy, teraz wypełnionego atmosferą tak gęstą, że aż przygniatającą żebra niczym paraliż senny. Związek, który wtedy miał lada moment zakwitnąć, dziś dogasa w bólu oczekiwania na jego koniec, który nie nastąpił jeszcze tylko dlatego, że oboje boimy się cierpienia, które niesie rozstanie z drugą osobą nie z powodu braku miłości - ale z rozsądku, z rażących różnic na fundamentalnym życiowym poziomie, innych oczekiwań od życia, innych na nie planów... W głowie znów mam tylko wyjazd za ocean na rok, który tym razem dojdzie do skutku.
Bo wyburzyli mi Nara Dreamland. To prawda, że wyjazd, o którym marzę od zawsze jest w zupełnie innym kierunku, ale zawsze chciałam pojechać na wycieczkę do Japonii i zwiedzić opuszczony park rozrywki, właśnie ten Dreamland. Lecz zdjęcia zamieszczone w internecie zgodnie informują, że dziś wielki zamek w pastelowych barwach już nie istnieje.

"Spoko, zawsze zdążę tam pojechać, przecież czemu mają zburzyć tak wielką rzecz?"
"W porządku, zdażę odwiedzić jeszcze ciocię, raka można pokonać więc czemu akurat ona miałaby umrzeć?"
"Miałaś dwie okazje być na koncercie ukochanego wokalisty w Europie, nie skorzystałaś, no ale trudno, masz przecież czas jeszcze posłuchać go na żywo" - o tym pisałam już tu post, w którym wyjaśniam, czemu jest to aż tak ważne.

Ileż bodźców potrzebuje człowiek, aby wyjść z letargu.

Dwa lata temu ciocia wydawała się być niezniszczalna. Każdy kiedyś umrze, ale to kiedyś, nie teraz.
Nara Dreamland na pewno kiedyś zostanie zburzone, ale to kiedyś, nie teraz.
Kiedyś zacznę żyć, ale to kiedyś, nie teraz...
Jeśli nie teraz, to nigdy. Z każdym niespełnionym marzeniem człowiek usycha po kawałku. Dziś Nara Dreamland już nie zobaczę, bo je zburzyli. A jutro?
Koncertu Eminema nie zobaczę, bo jutro przejdzie na emeryturę. Nie wyjadę, bo jutro skończę 27 lat, a mogę wziąć udział w tej wymianie kulturowej tylko do tego wieku.

Bo między dziś, a jutro jest tylko chwila i ona mija jak sekunda. Nawet jeśli dziś i jutro dzielą dwa lata. Dziś jest ślub, a jutro będzie pogrzeb.
Trzeba żyć natychmiast.
Mam nadzieję, ciociu, że spełniłaś swoje największe marzenia.
  • 9
@maggiesstory: gigantyczną ilością depresantów i środków przeciwbólowych ( ͡° ͜ʖ ͡°)

po prostu skojarzyło mi sie jak łapiesz za miotełke taką jak z filmów starodawnych jak stare babcie miały i mówisz "siuu siuu" i ból wygania sie sam z chatki
@Renard15: Sami kierujemy naszym życiem, więc możemy nim pokierować tak, aby opatentować hashtag wygryw i wygonić ból egzystencjonalny - a tego wniosek, że miotełka istotnie przyda się przy takim bólu... a depresanty przy przemijającym, aby jakoś ten okres przemijania złagodzić :D