Wpis z mikrobloga

Marcin Giełzak - Realpolitik Macrona:
Polityka zagraniczna Emmanuela Macrona zamiast oddalać, przybliża groźbę rozdarcia Europy po szwach narodowościowych.

Obecny prezydent stoi przed trudniejszym wyzwaniem. Niemcy „bońskie” były krajem o potencjale równorzędnym Francji; „berlińskie”, po zjednoczeniu, są już odczuwalnie silniejsze – i rola lokomotywy przestaje im odpowiadać.

Jeśli Macron chce zatem utrzymać pozycję swojego kraju, musi prowadzić politykę aktywną tam, gdzie Niemcy jej prowadzić nie chcą lub nie mogą. Paryż ma przecież atuty w postaci broni atomowej, miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ z prawem weta oraz większej zdolności projekcji siły (tylko w ciągu ostatniej dekady Francja walczyła m.in. w Afganistanie, Iraku, od 2011, w Mali, Czadzie, Nigrze, Zatoce Adeńskiej, Libii, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Syrii, Somalii, Republice Środkowej Afryki…). Te atuty Macron może rozgrywać wobec Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza że Trump oczekuje od Europejczyków większej asertywności w obszarze zbrojeń.

Inny obszar, w który Niemcy zapuszczać się nie lubią, to „dyscyplinowanie” państw Europy Środkowej. Raz jeszcze jest to motywowane trudną historią. Tym chętniej rolę arbitra bierze na siebie francuski prezydent. Przy okazji daje on jednak wyraz dystansu względem wartości liberalnych, w tym tych, na których UE jest zbudowana – jak wolność przepływu osób. Spór o pracowników delegowanych to w istocie spór o granice wspólnego rynku. A także o to, czy jedno silniejsze państwo może dyktować warunki mniejszym. Macron chce wygrywać prawicowy elektorat i w miarę możliwości zabiegać drogę Frontowi Narodowemu, odwołując się do protekcjonizmu i egoizmu narodowego, czyli wartości nie do pogodzenia z trwaniem wspólnego rynku. Tutaj nie chodzi o społeczną sprawiedliwość ani standardy, lecz o rację stanu. Widać to po tym, jak swoich racji Macron broni.


Tymczasem, jeśli Europa Środkowo-Wschodnia ma gonić Europę Zachodnią nie można jej odbierać instrumentów bogacenia się. Pozwalanie, by Polska czy Bułgaria odrabiały straty, jest także wyrazem solidarności. Nie chodzi tutaj o to, że piąta gospodarka świata nie jest w stanie konkurować z będącą na dorobku Polską, jak stwierdził pewien rodzimy polityk. Sam Paryż ma wyższe PKB niż nasz kraj. Rzecz w tym, że Pałac Elizejski zdaje się dążyć do uniemożliwienia Polsce konkurowania, pozbawiając ją kluczowego atutu tańszych, a jednocześnie wykwalifikowanych pracowników. Taka polityka, nawet jeśli przejściowo będzie biernie akceptowana przez mniejsze kraje, ostatecznie obniży z ich punktu widzenia atrakcyjność i wiarygodność europejskiego projektu, tworząc przestrzeń dla nacjonalistycznej retoryki.

#publicystyka
  • 1