Gruzini wybrali wczoraj prezydenta. A właściwie to prezydentkę, bo w Pałacu Prezydenckim zasiądzie Salome Zurabiszwili. Będzie ona pierwszą kobietą na tym stanowisku, a właściwie pierwszą wybraną oficjalnie ponieważ we współczesnej Gruzji już dwukrotnie osobą pełniącą obowiązki głowy państwa była kobieta (Nino Burdżanadze). Niemniej wybory historyczne i symboliczne.
Zurabiszwili pochodzi z rodziny politycznych emigrantów, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z kraju przez bolszewików. Dziadek od strony ojca, działał w rządzie mienszewików rządzących niepodległą Gruzją. Urodziła się w Paryżu. Zdobyła wykształcenie we Francji i USA, a od 1974 do 2004 roku pracowała w strukturach MSZ Francji. Po rewolucji róż Saakaszwili mianował ją ministrem spraw zagranicznych (tutaj również była pierwszą kobietą pełniącą ten urząd), lecz tak jak Burdżanadze wkrótce poróżniła się z prezydentem i jego obozem. Po odejściu z rządu dalej działała w gruzińskiej polityce. W 2006 roku utworzyła liberalną partię Droga Gruzji, startowała w wyborach na burmistrza Tbilisi, bezskutecznie. Aktywnie protestowała przeciwko Saakaszwilemu, a przed wyborami parlamentarnymi w 2012 roku poparła nowopowstałe Gruzińskie Marzenie. W tegorocznych wyborach prezydenckich startowała jako kandydatka niezależna, lecz z poparciem rządzącego GM.
Wskazuje się, że kampania wyborcza była wyjątkowo brudna. Zurabiszwili zaliczyła też kilka wpadek, między innymi swoją wypowiedzią dotyczącą wojny pięciodniowej, którą później musiała prostować. Chociaż sondaże przez cały czas wskazywały na jej przewagę to jednak wynik nie był do końca taki pewny. Wiele wskazywało na to, że Gruzińskie Marzenie może zaliczyć pierwszą od sześciu lat przegraną. Bidzina Iwaniszwili, który zarządza krajem z tylnego fotela udzielił wywiadu, w którym mówił o tym, że rządzący zbyt oddalili się od obywateli, że nastroje nie są przychylne i tak dalej. Rząd ogłosił również planowane umorzenie długów 600 tysięcy obywatel. Spłatą owych długów miałaby się zająć fundacja założona przez... Iwanisziwilego właśnie. Rządzącym udało się też zmobilizowanie własnego elektoratu, co wcale nie było takie oczywiste gdyż jeszcze wczoraj rano wskazywano, że ta mobilizacja idzie bardzo opornie. Opozycja jak również obserwatorzy wskazują, że dochodziło do naruszeń podczas głosowania.
Tak
Zurabiszwili pochodzi z rodziny politycznych emigrantów, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z kraju przez bolszewików. Dziadek od strony ojca, działał w rządzie mienszewików rządzących niepodległą Gruzją. Urodziła się w Paryżu. Zdobyła wykształcenie we Francji i USA, a od 1974 do 2004 roku pracowała w strukturach MSZ Francji. Po rewolucji róż Saakaszwili mianował ją ministrem spraw zagranicznych (tutaj również była pierwszą kobietą pełniącą ten urząd), lecz tak jak Burdżanadze wkrótce poróżniła się z prezydentem i jego obozem. Po odejściu z rządu dalej działała w gruzińskiej polityce. W 2006 roku utworzyła liberalną partię Droga Gruzji, startowała w wyborach na burmistrza Tbilisi, bezskutecznie. Aktywnie protestowała przeciwko Saakaszwilemu, a przed wyborami parlamentarnymi w 2012 roku poparła nowopowstałe Gruzińskie Marzenie. W tegorocznych wyborach prezydenckich startowała jako kandydatka niezależna, lecz z poparciem rządzącego GM.
Wskazuje się, że kampania wyborcza była wyjątkowo brudna. Zurabiszwili zaliczyła też kilka wpadek, między innymi swoją wypowiedzią dotyczącą wojny pięciodniowej, którą później musiała prostować. Chociaż sondaże przez cały czas wskazywały na jej przewagę to jednak wynik nie był do końca taki pewny. Wiele wskazywało na to, że Gruzińskie Marzenie może zaliczyć pierwszą od sześciu lat przegraną. Bidzina Iwaniszwili, który zarządza krajem z tylnego fotela udzielił wywiadu, w którym mówił o tym, że rządzący zbyt oddalili się od obywateli, że nastroje nie są przychylne i tak dalej. Rząd ogłosił również planowane umorzenie długów 600 tysięcy obywatel. Spłatą owych długów miałaby się zająć fundacja założona przez... Iwanisziwilego właśnie. Rządzącym udało się też zmobilizowanie własnego elektoratu, co wcale nie było takie oczywiste gdyż jeszcze wczoraj rano wskazywano, że ta mobilizacja idzie bardzo opornie. Opozycja jak również obserwatorzy wskazują, że dochodziło do naruszeń podczas głosowania.
Tak
Od wczoraj cała polityczna strona internetu, a podobno i cała Warszawa, huczała od plotki, że oto we wtorek 29 stycznia 2019 na jaw wyjdzie taka afera, po której PiS się nie pozbiera. Dziennikarze a także kilku polityków obozu okołoliberalnego wykrzykiwało, że oto nadciąga *p o t ę ż n a* afera, w którą zamieszany jest ON, tak właśnie TEN ON. Zapanowała romantyczna atmosfera nadziei, obrońcy demokracji nucąc Wind of Change oczyma wyobraźni już widzieli zapłakaną redaktor Holecką oznajmiającą w wieczornych Wiadomościach:
Mecenas
@roerich: to jest bzdura akurat. Wczoraj ktoś rzucił na TT, że pisowcy dostali zakaz medialny na dzień dzisiejszy, a to nie jest prawda.